Historia Stoczni Szczecińskiej Nowa dobiega końca. Jednak końca problemów zwalnianych stoczniowców nie widać. Po ponad 40 latach pracy, tylko dwóch stoczniowców odejdzie z niczym. To cenieni w firmie spawacz Jan Orłow i projektant Tadeusz Szerpo. Właśnie dowiedzieli się, że jako jedyni z całej załogi nie dostaną odszkodowania.
- To jest jawne przestępstwo. Nie dostajemy, bo jesteśmy za starzy! – bulwersuje się Jan Orłow, stoczniowiec.
Zostali w stoczni, teraz mają problem
Poszkodowani karani są za to, że zamiast kilka lat temu odejść na emeryturę, zostali by dalej pracować w stoczni. I choć powinna objąć ich specustawa (dokument regulujący zasady wypłaty odszkodowań), to jej artykuł 114 mówi jasno: wszystkim zatrudnionym emerytom należą się pieniądze, o ile nie ukończyli 65 lat. Dwaj inżynierowie ten próg już jednak przekroczyli.
Dla obu oznacza to, że z 60 tysięcy złotych odszkodowania, które należą się pracownikom z ponad 25-letnim stażem – nie dostaną ani grosza.
Szef "S": Nikt nie przewidywał, że są tacy pracownicy
Jak to możliwe, że ustawodawca ich pominął? - Pamiętajmy, ze ustawa została stworzona na poziomie Sejmu i Senatu. Związki zawodowe zgłaszały swoje poprawki, tam był jeszcze czas na zmianę tej ustawy. Dzisiaj nie wyobrażam sobie powstrzymania całego procesu – mówi Maciej Wiewiór, rzecznik ministerstwa skarbu.
Także szef stoczniowej "Solidarności" przyznaje, że na etapie powstawania dokumentu, nie dostrzegli w porę problemu. - Nikt nie przewidywał, że dwóch panów po przekroczeniu wieku emerytalnego jeszcze pracuje w stoczni – mówi Krzysztof Fidura, szef stoczniowej "Solidarności". - Po tym jak ustawa weszła w życie, jest to rzeczywiście problem – nie ukrywa.
Poskarżą się do Strasburga
Poszkodowani stoczniowcy mają zapewnienia lokalnych posłów, że tym razem nie zostaną zostawieni sami. Arkadiusz Litwiński, poseł PO ze Szczecina, mówi, że "uzgodnieniom i przyzwoitości powinno stać się zadość". I zapewnia, że on, i wielu parlamentarzystów będzie zabiegać, by "taką kuriozalną sytuację wyeliminować z porządku prawnego". - Nawet jeśli dotyczy to tylko dwóch osób - dodaje Litwiński.
Poszkodowani stoczniowcy już zapowiadają, że jeśli i tym razem zawiodą się na posłach, to cała sprawa będzie skierowana do Trybunału Sprawiedliwości w Strasburgu.