Z Londynu wróciła wicemistrzyni olimpijska w rzucie młotem Anita Włodarczyk. Czuje niedosyt, bo mierzyła w złoty medal. Najcenniejszy krążek będzie chciała przywieźć z kolejnych igrzysk. - W Rio będę walczyła o złoto. O nic więcej nie wypada - zapowiedziała. Kibicom Włodarczyk dziękowała za wsparcie, a działaczom PZLA zarzuciła nierówne traktowanie. - Są osoby, które dostają prezenty za darmo - żaliła się.
Włodarczyk w Londynie przegrała tylko z Rosjanką Tatianą Łysenko, ale olimpijski konkurs uważa za najlepszy w karierze. - Z każdym rzutem było coraz lepiej - tłumaczyła.
Rekordu życiowego nie poprawiła. Być może ta sztuka udałoby się jej, gdyby w czwartej próbie rzucony młot nie wypadł poza wyznaczony promień. - Wróciłam z medalem, może jeszcze ten sezon zakończę z rekordem świata - westchnęła z nadzieją.
Medal dla Kamili
Srebro z Londynu zadedykowała swojej przyjaciółce Kamili Skolimowskiej, zmarłej niespodziewanie przed trzema laty mistrzyni olimpijskiej w rzucie młotem.
Od tamtego czasu Włodarczyk na dużych imprezach startuje w sprzęcie, który należał do Kamili. W Londynie miała jej rękawice i buty. - Od 2009 roku "była" ze mną. "Była" i tutaj w Londynie - przyznała Włodarczyk.
Równi i równiejsi Srebrna medalistka ostatnich IO wylądowała na Okęciu szczęśliwa, ale też ze sporym żalem, jaki czuje do Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. - Przez ostatnie dwa lata nie było dobrze, jeśli chodzi o moją współpracę z PZLA. Związek robił mi pod górkę - żaliła się lekkoatletka.
Presja, równi i równiejsi Działaczom zarzuciła nierówne traktowanie i rzucanie kłód pod nogi. - Najbardziej boli mnie to, że w 2011, kiedy byłam po kontuzji i dochodziłanm do siebie, tydzień przed mistrzostwami Polski dostałam informację od dyretora sportowego PZLA, że muszę zrobić minimum, bo inaczej nie pojadę na mistrzostwa świata - wyliczała ze łzami w oczach Włodarczyk.
Mówiła, że wywierano na niej presję przed ubiegłorocznymi mistrzostwami świata w Daegu. Musiała walczyć o minimum, choć jako obrończyni tytułu start miała w nich zagwarantowany.
- Musiałam walczyć, a w tym roku Paweł Wojciechowski nie miał minimum, a dostał prezent od prezesa Skuchy i nie musiał robić minimum. Mam żal o to, że są osoby, dla których można zrobić coś więcej, którzy nie muszą się starać i dostają prezenty za darmo. Ja musiałam walczyć do końca - żaliła się Włodarczyk.
Wymieniony przez nią tyczkarz, mistrz świata z Daegu, w Londynie spalił wszystkie próby. Nie pokonał poprzeczki zawieszonej na "treningowej" wysokości 4,35 m.
Autor: twis / Źródło: tvn24.pl