- 190 kg dla Marcina to formalność. Miał zaczynać nawet wyżej - stwierdził trener reprezentacji Mirosław Choroś po nieudanym występie Marcina Dołęgi na igrzyskach. Brązowy medal w kategorii 105 kg zdobył inny polski sztangista Bartłomiej Bonk.
Choroś podkreślił: - Szkoda mi Marcina, bo na treningach wiele razy podnosił sztangę ważącą 190 kg. Dla niego taki ciężar to formalność. Chcieliśmy zaczynać nawet wyżej, gdyby przeciwnicy byli lepsi. Tutaj wystarczyło kontrolować sytuację. Wiedzieliśmy, że tymi podejściami zdobędzie medal - skomentował niepowodzenie Dołęgi. Trzykrotny mistrz świata spalił rwanie.
Niespodzianka
Ogromną niespodziankę sprawił zaś Bonk, na którego nikt nie stawiał. Z wynikiem 410 kg zajął trzecie miejsce na olimpijskim pomoście. - Poprawił rekord życiowy o kilka kilogramów, wykorzystał szansę. Nie wiem, czy stać go na jeszcze więcej. Troszkę uciekło mu pierwsze podejście w podrzucie do 219 kg. Wtedy inni zawodnicy zaczęli rozdawać karty. Walczył, ale troszkę zabrakło sił. Po cichu liczyłem na dwa medale - złoto Marcina i brązik Bartka - przyznał. Choroś mówił o błędach technicznych, które popełnił doświadczony Dołęga. - Po pierwszej próbie mówiliśmy z Jackiem (Chruściewicz, indywidualny szkoleniowiec sztangisty - red.), że sztanga leci za bardzo łukiem na niego. Przecież ona szła lekko z ziemi, nie była normalnie dla niego żadnym problemem - ocenił.
Autor: mn/tr/k / Źródło: PAP