Tomasz Majewski opuszcza olimpijską scenę. Polski mistrz kuli, dwukrotny złoty medalista - z Pekinu, a potem z Londynu - czwartkowym startem w Rio zakończył swoją przygodę z igrzyskami. Za niespełna miesiąc karierę sportową zakończy definitywnie. - Swoje marzenia w sporcie zrealizowałem, a pozostałe mam jak każdy inny człowiek. Szczęśliwa rodzina, zdrowe, fajne życie - tak zamierzam to dalej sobie klecić - zapowiedział.
Majewski spalił dwie pierwsze próby. Ocknął się w trzeciej, uzyskał odległość 20,72 metra i zajął w konkursie szóste miejsce. Najlepsze z Polaków. Michał Haratyk w ogóle nie znalazł się w konkursie finałowym, Konrad Bukowiecki w walce o medale spalił wszystkie podejścia i nie został sklasyfikowany
- Nie mogłem skończyć na trzech spalonych. Trener na mnie krzyczał, żebym się ogarnął. Na stojąco jakoś te 20,72 ukręciłem, ale noga dalej nie działała - mówił Majewski.
- Cieszę się z tego konkursu, ale inaczej to wszystko miało wyglądać, wyszło jak wyszło. Wspaniałe zawody, nie spodziewałem się, że to wszystko tak się potoczy i Amerykanin Ryan Crouser tak tu wspaniale wybuchnie. Poprawił rekord olimpijski – 22,52, mimo że to jego pierwszy profesjonalny sezon. Został nowym królem kuli. Amerykanie wrócili na tron – dodał zawodnik.
"Młodość, młodość, młodość"
On sam po raz kolejny udowodnił, że należy do ścisłej światowej czołówki, ale na przedłużenie kariery nie da się namówić. - Byłem w Rio o siedem lat starszy od najstarszego zawodnika w konkursie. Młodość, młodość, młodość. Era tych wielkich kulomiotów, z którymi miałem przyjemność i zaszczyt walczyć przez lata, gdzieś tam się kończy. Pchałem w świetnych czasach, kiedy poziom kuli był niesamowity. Brałem udział w setkach wspaniałych konkursów. Mogę się tylko z tego cieszyć. Udawało mi się przez kilkanaście lat być na szczycie, w światowej czołówce. Miałem piękne osiem lat kariery, może te ostatnie sezony nie były wspaniałe, bo zdrowie zaczęło się sypać, ale w tym ostatnim udało się jakoś wszystko wyprostować i był całkiem niezły – podsumował. Do zakończenia kariery pozostały mu cztery konkursy. Z polską publicznością pożegna się 28 sierpnia w trakcie Memoriału Kamili Skolimowskiej w Warszawie, a po raz ostatni stanie w kole 5 lub 6 września w Zagrzebiu.
- Chciałbym jeszcze pchnąć 21 metrów. Nie jestem taki, by się bardzo wzruszać. Dla mnie sport zawsze był radosną rzeczą, cieszyłem się i miałem z tego wielką frajdę, a z igrzysk największą i tak zostaje. Rzadko komu udało się być w trzech finałach olimpijskich – przypomniał.
Skończyć na szczycie
34-letni lekkoatleta przyznał, że każdy z wielkich mistrzów chciałby skończyć na szczycie. - Najgorsze co może być to rozmienianie się na drobne. Cieszę się, że ten mój ostatni sezon był dobry, byłem zdrowy i mogłem ze światową czołówką nawiązać walkę. W moim wieku to jest kwestia jednej chwili, kiedy forma może się rozlecieć. Nie mam ciągot, żeby zostać w pchnięciu kulą. Mam wspaniałych następców, którzy już pchają daleko i mam nadzieję, że będą walczyć o najwyższe laury w światowym sporcie. To jest ich czas – Konrada i Michała Haratyka. Oni mają przed sobą wielką przyszłość i niech oni to teraz ciągną - uznał. Wicemistrz świata z Berlina (2009) nie podchodzi do swojego pożegnania z wyczynowym uprawianiem sportu w sposób sentymentalny. - To jest wspaniały okres mojego życia, który teraz będę zamykał i było świetnie. Na rozpamiętywanie będę miał resztę życia, ale teraz chcę skończyć fajnie, żeby mieć z tego radość. Swoje marzenia w sporcie zrealizowałem, a pozostałe mam jak każdy inny człowiek. Szczęśliwa rodzina, zdrowe, fajne życie - tak zamierzam to dalej sobie klecić - zapowiedział.
Nauka, niespodzianka i powrót
Mistrz Europy z Barcelony (2010) bardzo krótko mógł streścić swoje olimpijskie występy. - Pierwsze igrzyska w Atenach to nauka, drugie w Pekinie to super niespodzianka, wspaniały, chyba najlepszy w moim życiu start, po czterech latach w Londynie wielki powrót i kolejne złoto, a teraz pożegnanie co najmniej godne - ocenił.
Teraz Majewski ma zamiar zrobić karierę... działacza. Polityka go wprawdzie nie obchodzi, ale jesienią będzie kandydować na prezesa wojewódzkiego związku. A później chciałby się dostać do zarządu PZLA. - Są trudniejsze sprawy niż zostanie mistrzem olimpijskim, chociażby postawienie na nogi Skry Warszawa. Wielu próbowało, to jest ciężki, ciężki temat. Jak coś się kocha, trzeba jednak brać za to odpowiedzialność. Pozycja Polski w strukturach światowych i europejskich jest słaba. Niestety bierze się to z tego, że moi bardzo utytułowani koledzy i koleżanki z przeszłości nie brali tego na siebie. Ktoś to musi robić - zaznaczył.
Autor: TG / Źródło: sport.tvn24.pl, PAP