- Siedział w muszli. Ona usiadła, a szczur ją ugryzł – przypomina przypadek swojej sąsiadki pani Helena Cieplucha, która ma już dość szczurów w swoim bloku. Pani Helena przezwyciężyła strach i wypowiedziała gryzoniom wojnę. Chodzi z kijem i straszy intruzów.
Nie chce bowiem, by i tu ktoś stał się ofiarą gryzoni. Lokatorzy obawiają się jednak, że to tylko kwestia czasu, bo szczury zaatakowały już całe osiedle. Pięćdziesiąt bloków. Co prawda na razie są w piwnicach i zsypach, jednak mieszkańcy są pełni obaw, że gryzonie dostaną się do ich mieszkań. Boją się też schodzić do piwnicy.
Prosto w oczy szczurom spojrzał pan Zenon. By pokazać skalę problemu, nagrał nawet film ze spotkania z gryzoniami. - Wcale się nie boją – mówi Zenon Chromiak. - W ciągu dnia trudno jest je zastać, bo pewnie odsypiają swoje harce nocne, ale w nocy, albo nad ranem jest ich bardzo dużo i specjalnie nie uciekają kiedy otworzy się zsyp – tłumaczy mężczyzna.
Były już mrówki faraona
Administratorka przekonuje, że gdyby mieszkańcy dbali o porządek w zsypach i nie rozrzucali odpadów, to walka z gryzoniami przyniosłaby już dawno efekty. Tłumaczy też, że „szczury są inteligentnymi istotami i naprawdę jest bardzo trudno z nimi walczyć”. - Nie jest to kwestia tego, że ktoś pójdzie z torbą podróżną, zapakuje szczury i sprawa będzie załatwiona – mówi Marzena Dachowska.
Wciąż nie ma lekarstwa na plagę
Pracownicy sanepidu, którzy nadzorują tą walkę, mają cenne wskazówki. Zarówno dla jednej, jak i drugiej strony. - Musi być współpraca miedzy mieszkańcami a administracją – radzi Jerzy Doliwa z łódzkiego sanepidu. A jego kolega z firmy dodaje, że „spółdzielnia robi swoje, a lokatorzy robią swoje”. - I nikt nie robi dobrze – puentuje Krzysztof Męczyński z sanepidu w Łodzi.
A lekarstwa na plagę jak nie było, tak nie ma.