Zmarły przed miesiącem Tomasz Kalita walczył ze złośliwym nowotworem mózgu do ostatniej chwili. Kamera "Superwizjera" towarzyszyła jemu oraz jego żonie w codziennych zmaganiach z trudami choroby. Opowiadał, jak nawet w takich chwilach cieszyć się życiem i być jego "koneserem".
Polityk SLD i były rzecznik tej partii o nowotworze dowiedział się w połowie 2016 roku. Wtedy też przeszedł operację wycięcia guza mózgu.
Okazało się, że była to najbardziej złośliwa postać - glejak wielopostaciowy, który rozwija się praktycznie bez żadnych wcześniejszych sygnałów.
- W momencie, kiedy pojawiają się objawy, bardzo często jest już za późno - tłumaczy onkolog prof. Cezary Szczylik.
"Robił to, co kochał"
- To są rzeczy losowe. To nie jest tak, że ktoś nacisnął guzik w Niebie i postanowił, że mi zrobi psikusa. Z tym trzeba się po prostu pogodzić - tak o chorobie mówił Tomasz Kalita.
Pogodzenie się nie było jednak równoznaczne z poddaniem. Kalita natychmiast rozpoczął leczenie i rehabilitację, w czym przez cały czas wspierała go jego żona. - Ania to fajna babka, naprawdę. Opiekuje się mną, wspiera mnie. Pilnuje, żebym nie miał dołków różnych - opowiadał. O sobie samym zwykł mówić: "homo politicus".
- Robił to, co kochał. Na pewno to, że był pracoholikiem, było głupie - wspomina jego żona, Anna. - Był w stanie wszystko poświęcić dla pracy i to na pewno było złe. Wielokrotnie mu to mówiłam. Natomiast nie można zamazywać wszystkiego, co było. Jestem z niego ogromnie dumna - dodaje.
"Trzeba być koneserem życia"
Choroba spowodowała jednak, że jego ukochana praca musiała zejść na dalszy plan. Z powodu nowotworu Kalita spędził sześć tygodni w warszawskim Centrum Onkologii.
- Ale nawet tam udało się znaleźć szczęście. Tam Tomek się oświadczył, tam dostałam pierścionek i kwiaty - wspomina Anna. Pobrali się w październiku ubiegłego roku.
- Trzeba czasem zatrzymać się na ulicy, pomyśleć i zacząć korzystać z życia, zacząć być jego koneserem. I dzisiaj smakujemy życia - mówił Kalita w dniu ślubu z Anną.
W rozmowie z "Superwizjerem" opowiedział o tym, jak choroba stała się dla niego doświadczeniem wiary. Przyznał, że modlił się codziennie, odkąd dowiedział się o nowotworze.
- Najczęściej staram się modlić swoimi własnym słowami, tak zostałem nauczony w domu - tłumaczył.
Przytoczył jedną z historii sprzed operacji. - Zacząłem się modlić i nagle poczułem coś ciepłego, jakby ktoś przyłożył rękę do mnie i wsunął mnie na tę salę operacyjną. Poczułem obecność Pana Boga w tym sensie, jakby ktoś chciał mi powiedzieć: nie martw się, wszystko będzie dobrze - mówił Kalita.
Zdradził, że czuł ogromną potrzebę rodzicielstwa. - Żałuję, że nie nastąpiło to wcześniej. Jest wiele czynników szczęścia, ale rodzicielstwo ma duże znaczenie. Daje przypływ energii, nadaje taką pełnię życia. Facet niestety późno dojrzewa i czasem jest niemądry. Tak to już jest - opowiadał.
"Byłem wkurzony po prostu"
Kalita zmagał się nie tylko z nowotworem. Ostatnie miesiące życia poświęcił temu, by w Polsce zalegalizowano tzw. medyczną marihuanę oraz substancje zawierające olej konopny, które pacjentom takim jak on pomagają w walce z chorobą.
- Byłem wkurzony po prostu, jak się dowiedziałem po powrocie do Warszawy, ile kosztuje miesięczna kuracja olejem - 8-10 tysięcy złotych - i na co jestem narażony karnie - mówił Kalita.
- Po prostu się wkurzyłem i powiedziałem: o nie, państwo nie będzie mnie traktować jak dilera albo jakiegoś przestępcę - dodał.
Pod koniec sierpnia 2016 roku politycy SLD złożyli w Sejmu petycję, w której zaapelowali do posłów o szybką zmianę przepisów dotyczących zalegalizowania wspomnianych specyfików. Do petycji dołączono projekt tzw. "ustawy Kality".
Do dziś jednak obrót i korzystanie ze wspomnianych substancji pozostaje nielegalny.
"Pan Bóg poprowadził mnie doskonale"
- Mogę tylko Panu Bogu podziękować, że tak mnie przeprowadził przez to wszystko. I przez operację, i przez ten okres choroby. Naprawdę, Pan Bóg poprowadził mnie tak doskonale, że mogę mu za to wszystko podziękować - mówił.
Tomasz Kalita zmarł 16 stycznia 2017 roku, miał 37 lat. 21 stycznia spoczął na Wojskowych Powązkach w Warszawie. Prezydent Andrzej Duda przyznał mu pośmiertnie Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski.
Autor: ts//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24