Koszykarze San Antonio Spurs piąty raz w swoim szóstym występie w finale sięgnęli po mistrzostwo ligi NBA. W piątym spotkaniu pokonali w niedzielę we własnej hali broniących tytułu Miami Heat 104:87 i wygrali rywalizację do czterech zwycięstw 4-1
Spurs poprzednio triumfowali w 1999, 2003, 2005 i 2007 roku. W poprzednim sezonie "Ostrogi" uległy w finale Heat 3-4. Zespół z Florydy z mistrzostwa cieszył się także w 2006 i 2012 roku.
Magiczny Leonard
Najbardziej wartościowym koszykarzem (MVP) rywalizacji o mistrzostwo NBA został 22-letni skrzydłowy Spurs Kawhi Leonard. Tylko słynny Magic Johnson był młodszy, kiedy otrzymywał to wyróżnienie w 1980 i 1982 roku. Najwięcej punktów dla zwycięzców zdobyli w niedzielę Leonard - 22, Manu Ginobili - 19, Patty Mills - 17, Tony Parker - 16 i Tim Duncan - 14. Wśród pokonanych na wyróżnienie zasługuje jedynie LeBron James - 31 pkt W finale po raz drugi z rzędu rywalizowały te same drużyny. W poprzednim sezonie Spurs byli o krok od mistrzostwa. Na niespełna pół minuty przed końcem szóstego meczu prowadzili różnicą pięciu punktów, ale zmarnowali przewagę i pozwolili Heat odwrócić losy rywalizacji. To był siódmy przypadek od 1970 roku, kiedy rok po roku w finale grały te same zespoły. Już po raz szósty pokonanym za pierwszym razem udało się zrewanżować. Jednak to nie w statystyce nadzieje upatrywał trener Spurs Gregg Popovich. Przed rozpoczęciem finałowej batalii 65-letni szkoleniowiec powiedział, że tym razem jego zespół wygra, bo dysponuje lepszymi rezerwowymi, a Leonard dojrzał. Bez wątpienia oba te czynniki okazały się niezwykle istotne. Na Leonardzie ciążyła odpowiedzialna rola krycia Jamesa. Z utrudniania życia gwieździe Heat wywiązał się bardzo dobrze, ale trochę niespodziewanie okazał się także niezwykle skuteczny w ataku. Urodzony w Los Angeles zawodnik co prawda w dwóch pierwszych meczach zdobył łącznie 18 pkt, jednak w spotkaniach numer trzy, cztery i pięć uzyskiwał odpowiednio 29, 20 i 22 pkt przy fantastycznej skuteczności. Trafił blisko 69 proc. rzutów z gry (24 z 35).
Co się stało z Wade'em i Boshem?
W niedzielnej konfrontacji klasę potwierdzili także rezerwowi Spurs. Mający "nóż na gardle" przyjezdni z Florydy rozpoczęli mecz od prowadzenia 22:6. Popovich zaczął wówczas dokonywać korekt w składzie i to przyniosło efekt. Do przerwy to już gospodarze wygrywali 47:40, w dużej mierze dzięki Ginobiliemu. W trzeciej kwarcie w trans wpadł Mills, który raz po raz trafiał za trzy punkty. Przewaga ekipy z San Antonio wzrosła do 22 pkt i Teksańczycy mogli powoli zaczynać planowanie mistrzowskiej fety. To właśnie dzięki Argentyńczykowi i Australijczykowi kompletnie nie miał znaczenia fakt, że Parker pierwszy raz do kosza trafił dopiero po ponad 35 minutach gry, a dwaj inni podstawowi zawodnicy - Boris Diaw i Danny Green tego dnia uzyskali łącznie tylko pięć "oczek". W ekipie Heat o takim wsparciu James nawet nie miał co marzyć. Ofensywa drużyny trenera Erika Spoelstry opierała się praktycznie wyłącznie na nim. Kiedy przestawał trafiać, nie było nikogo, kto mógłby pociągnąć grę. Zawodzili nie tylko koszykarze z ławki Miami, ale przede wszystkim dwa pozostałe ogniwa tzw. Wielkiej Trójki, czyli Dwyane Wade i Chris Bosh. Zarabiający po blisko 20 mln dolarów za sezon zawodnicy w dwóch ostatnich meczach trafili łącznie tylko 18 z 50 rzutów z gry. Dla porównania debiutancki kontrakt Leonarda daje mu rocznie zaledwie niespełna 1,9 mln. Komisarz NBA Adam Silver wręczając zwycięzcom puchar Larry'ego O'Briena powiedział: "Pokazaliście światu, jak piękną grą jest koszykówka". Te kilka słów doskonale oddaje, to co Spurs pokazali w finale. Każde z czterech zwycięstw odnieśli różnicą co najmniej 15 punktów.
Autor: TB / Źródło: PAP