Bogusław Leśnodorski, prezes i współwłaściciel Legii Warszawa, przyznał na dzisiejszej konferencji prasowej, że zadyma z meczu z Jagiellonią będzie odbijała się klubowi czkawką jeszcze przez długi czas. - Zdajemy sobie sprawę, że będziemy ukarani, ale dużo bardziej dotkliwe niż kary finansowe czy zamknięcie stadionu, będą straty wizerunkowe. Długo będziemy za to płacili - skwitował.
Prezes mistrzów Polski od momentu objęcia funkcji starał się zrobić wszystko, by na Łazienkowską wrócił dawny klimat. Leśnodorski wydatnie przyczynił się do zakończenia protestu kibiców, dzięki czemu poczynania piłkarzy znów mogły śledzić pełne trybuny. Niestety, wydarzenia z meczu z Jagiellonią sprawiły, że mozolna, wielomiesięczna praca prezesa i fanów została zniweczona. - Dialog z fanami był i jest potrzebny. Wiele dobrego udało się zrobić przez ten rok czy dwa lata. Większość kibiców bardzo negatywnie ocenia to, co się wczoraj zdarzyło. Niestety, jednym takim wydarzeniem cofnęliśmy się o kilka lat - ocenił smutno Leśnodorski.
Najtrudniejszy moment
Bogusław Leśnodorski nie kryje, że obecna sytuacja jest dla niego wyjątkowo ciężka. Prezes potępił zachowanie grupy chuliganów i zapewnił, że włodarze Legii już od wczoraj pracują nad tym, by winni zostali złapani i przykładnie ukarani. - To, co się wczoraj wydarzyło, nigdy nie powinno mieć miejsca i mam nadzieję, że już nie będzie miało. To najtrudniejszy moment, odkąd przejąłem Legię. Jesteśmy przekonani, że wszyscy, którzy za to odpowiadają, powinni ponieść konsekwencje. Wszystkie te osoby, które wczoraj naruszyły normy przyjęte na stadionie, dostaną zakazy - maksymalnie długie. Będzie ich już dziś kilkanaście, a docelowo nawet 50. Zidentyfikujemy osoby konkretnie odpowiedzialne za to, co się stało. Naszym obowiązkiem jest karać winnych i chronić niewinnych.
Karać jednostki, nie ogół
Dariusz Mioduski, współwłaściciel Legii, wyraził nadzieję, że kary, które zostaną nałożone na Legię, będą w jak najmniejszym stopniu dotykały tych kibiców, którzy na stadion przychodzą tylko dla widowiska sportowego. - To, co możemy zrobić wewnętrznie, na pewno zrobimy. Już dzisiaj mogę zadeklarować, że będziemy ściśle współpracować z ekstraklasą, PZPN-em, wojewodą i policją, by wypracować wspólne stanowisko, co dalej robić. To dotyczy całej piłki, ale w związku z tym, co działo się na naszym stadionie, to my jesteśmy zobligowani, by to zrobić. Punkt, który jest istotny, to jest to, żeby nie było odpowiedzialności zbiorowej. Zamykanie stadionów to nie jest ta droga. Wykorzystamy te narzędzia, które mamy, by karać winnych, czyli bandytów, którzy te wydarzenia zainspirowali. Wszelkie instrumenty, które idą w stronę odpowiedzialności zbiorowej, to wynik bezsilności, a my nie jesteśmy bezsilni. I władze ekstraklasy też nie są bezsilne - zaznaczył.
Gigantyczne straty
Choć nie wiadomo jeszcze, jakie kary spotkają Legię, włodarze mistrza Polski tłumaczą, że niezależnie od kwot, będą one gigantyczne. Wczorajsze wydarzenia uszczuplą bowiem nie tylko klubową kasę, ale też pozostawią rysy na wizerunku klubu, co może ciągnąć się za Legią jeszcze przez długi czas. - Nie stać nas, by płacić takie kary. Poza misją czysto sportową, mamy bowiem misję społeczną i te pieniądze powinno być wydawane na rozwój dzieci, a nie na kary. Zdajemy sobie sprawę, że będziemy ukarani, ale dużo bardziej dotkliwe niż kary finansowe czy zamknięcie stadionu, będą straty wizerunkowe. Długo będziemy za to płacili - podkreślił.
Autor: ekstraklasa.tv