Wtorek, 27 września Od końca lat 90. mieszkańcy osiedla Buchwałowo w Sokółce (Podlaskie) żyją niemalże na bombie. Pod oknami mają największy w tej części Polski terminal przeładunkowy węgla i gazu, gdzie często dochodzi do samozapałonów. Ludzie są coraz bardziej przerażeni, a władze twierdzą, że mają związane ręce.
Właściciel przeładowni i miejscy urzędnicy już pół roku temu przed kamerami TVN24 obiecywali, że sytuacja się poprawi. Od tamtej pory nie zmieniło sie jednak nic. Do ostatniego pożaru hałdy węgla tuż przy cysternach wypełnionych gazem doszło kilka dni temu. Całą sytuację sfotografował z okna swojego domu Stanisław Wyszyński.
- Gaz płynny jest cięższy od powietrza i snuje sie po ziemi. Wystarczy iskra do wybuchu, który by budynki zmiótł z powierzchni ziemi - mówi.
Jak coś się pali, to może wybuchnąć
Profesor Anatol Kojło z wydziału Biologiczno-Chemicznego Uniwersytetu w Białymstoku podkreśla, że obawy mieszkańców są w pełni uzasadnione. - Jak w pobliżu instalacji gazowej coś się pali, to jest prawdopodobieństwo, że dojdzie do wybuchu - mówi.
O groźbie wybuchu urzędnicy wiedzą od dawna. W 2007 roku biegły sądowy ostrzegał przed eksplozją niekontrolowanych wycieków gazu. Tyle, że władze nic z tym nie robią.
- Chcemy podjąć kolejne rozmowy (z właścicielem przeładowni - red.), żeby doprowadzić do takiej sytuacji, żeby było bezpiecznie - mówi jedynie Stanisław Małachwiej, burmistrz Sokółki. Zapewnia, że podejmie je "w przyszłym tygodniu".
Nikt nic nie może?
Zdaniem Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska Mirosława Michalczuka, mieszkańcom mógłby pomóc starosta. - W zeszłym roku wystąpiliśmy do starosty powiatowego, który może administracyjnie ograniczyć takie działanie poprzez wydanie odpowiedniej decyzji. Do tej pory jednak nie ma takiej decyzji - mówi.
Franciszek Budrowski, starosta sokólski przyznaje, że wprawdzie ma "pod sobą" wydział ochrony środowiska, ale nic nie może zrobić w tej sprawie. Poza tym, jak twierdzi, nikt się do niego w sprawie przeładowni nie zwracał.
"W przyszłym sezonie"
Dariusz Wit vel Wilk, wiceprezes spółki Barter S.A., która jest właścicielem stacji przeładunkowej, twierdzi, że dostrzega problem, ale przesunięcie hałd węgla nie jest jak "przełożenie pudełka zapałek". - Przesuniemy je od zabudowań. Myślę, że w następnym sezonie - zapewnia.
Dla mieszkańców osiedla, to jednak trochę za długo. - Jako jedyni chyba w Polsce mamy wydany na siebie wyrok i to podpisany przez burmistrzów, straż pożarną, inne służby, w którym jest napisane, że w ciągu minuty zginiemy - mówi jeden z nich, pan Tadeusz Płatnicki.