Poniedziałek, 12 września 20 lat czkali na chodnik, aż w końcu się doczekali. Radość nie trwała jednak długo, ponieważ wkrótce po zbudowaniu, chodnik został rozebrany. Okazało się bowiem, że wykonawca, a w zasadzie jeden z trzech podwykonawców nie doprosił się pieniędzy za wykonaną pracę - łącznie około pół miliona złotych. Mieszkańcy Myszyńca nowym chodnikiem cieszyli się niespełna rok.
O tym, że z chodnikiem jest coś nie tak główny zleceniodawca - gmina Myszyniec - dowiedział się już po zapłaceniu należności głównemu wykonawcy. Gdzie podziały się pieniądze? Nie wiadomo. Najprawdopodobniej gdzieś między generalnym wykonawcą a trzema podwykonawcami.
Łańcuszek
Budowę chodnika zlecił burmistrz. Przetarg na realizację wygrała firma z Ostrołęki, która pracę zleciła podwykonawcy. Ten zrobił to samo i zlecił pracę następnej firmie, ta kolejnej. Według wszelkich informacji pieniądze przepadły na etapie drugiego podwykonawcy. To najprawdopodobniej on nie zapłacił ostatniej firmie za ułożenie kostki.
Próba kontaktu z podwykonawcą nie powiodła się. Pod wskazanym adresem nikogo nie było.
Rok spokoju
Chodnik przez prawie rok służył mieszkańcom. Jednak któregoś dnia ktoś zaczął... zabierać kostkę. Zdezorientowani mieszkańcy zadzwonili do burmistrza. Ten nie krył zaskoczenia.
- Kostka stanowi nasza własność, bo my za nią zapłaciliśmy. Dlatego ją odbieramy - tłumaczy Anna Suska, żona właściciela firmy, jednego z podwykonawców.
Burmistrz Myszyńca nie daje jednak za wygraną. - Kostka leży na mojej ulicy, ja za nią zapłaciłem i nikt nie ma prawa bez wyroku jej zabierać - podkreśla Bogdan Glinka.