Komorowski mówi "nie", Duda już szuka tematów. Kto będzie debatować z kim?

Czy doczekamy się bezpośrednich starć kandydatów do fotela głowy państwa przed 10 maja? Na razie nie zapowiada się, by w debacie wziął udział urzędujący prezydent. I to mimo faktu, że w 2010 roku ze swoimi konkurentami w studiu telewizyjnym rozmawiał.

Wówczas jednak był jedynie pełniącym obowiązki najważniejszej osoby w państwie. Mniejsza niż obecnie była też różnica poparcia między nim a kandydatem PiS - wówczas Jarosławem Kaczyńskim. Bronisławowi Komorowskiemu sondaże dawały zwycięstwo w pierwszej turze dopiero na miesiąc przed wyborami. Badania nie do końca się sprawdziły - obecny prezydent zwyciężył, ale dopiero w drugiej turze. Tymczasem w tym roku ponad 50 proc. poparcia sondaże dają mu już teraz, na kilka miesięcy przed głosowaniem. - Urzędujący prezydent zachowuje się tak, jakby druga kadencja mu się należała - uważa Adam Bielan z Polski Razem.

Piętnaście lat temu urzędujący prezydent i faworyt Aleksander Kwaśniewski też nie chciał debaty. Domagał się jej wtedy Andrzej Olechowski, cztery miesiące później jeden z założycieli PO.

Dlaczego są tacy, którzy unikają bezpośredniego starcia z konkurencją? Wszystko rozbija się o polityczną kalkulację. Kandydat z większym poparciem nie chce podnosić znaczenia temu z mniejszym. Poza tym nie chce ryzykować: faworyt może być w gorszej formie, może też zdarzyć się wpadka. W 1995 roku po negatywnych ocenach występu w debacie znacznie stracił Lech Wałęsa. 10 lat później podobnie było w przypadku Donalda Tuska.

W krajach zachodnich kandydaci raczej nie unikają bezpośrednich starć. W Stanach Zjednoczonych polityk, który nie wziąłby udziału w debacie, zniknąłby z polityki.

Autor: lukl/kka / Źródło: tvn24