Niektórzy oddawali głos w pralni lub McDonaldzie, inni stali w kolejkach do urn po kilka godzin. Sfrustrowani polityką wybierali na prezydenta Chucka Norrisa albo Myszkę Miki. Amerykańskie wybory nie obyły się też bez wpadek - w niektórych lokalach brakowało kart do głosowania, a w innych maszyny wyborcze zaznaczały niewłaściwego kandydata.
Miliony Amerykanów zagłosowało przedterminowo, chcąc uniknąć stania w kolejkach. Mimo to nie wszystkim udało się uniknąć tkwienia w ogonku. Jedna z mieszkanek Florydy umieściła w internecie krótki filmik złożony z ciekawych wydarzeń podczas sześciogodzinnego oczekiwania na możliwość zagłosowania w sobotę.
Kolejki tworzyły się też na Florydzie, w Wirginii i Ohio. Sam prezydent Obama zwrócił na to uwagę, dziękując Amerykanom za cierpliwość w oczekiwaniu na wrzucenie karty do urny. - Musimy poprawić ten system - powiedział. Za pośrednictwem Twittera apelował, by czekać w kolejkach, nawet jeśli godzina zamknięcia lokalu już upłynęła. Tłumaczył, że wszyscy, którzy staną w ogonku na czas, będą mogli oddać głos.
Kłopoty po Sandy Kłopoty były także w stanach spustoszonych ostatnio przez huragan Sandy, gdzie wielu wyborców zmuszonych było głosować w prowizorycznych punktach, często pozbawionych prądu.W niektórych lokalach zabrakło kart do głosowania, w innych wybory rozpoczęły się z opóźnieniem.
Wyborcy wytknęli też błędy komisjom wyborczym, które nie zezwalały im na głosowanie z powodu braku odpowiedniego dokumentu tożsamości. W Pensylwanii nowe prawo zniosło wymóg posiadania dokumentów przy głosowaniu, ale pracownicy komisji i tak ich wymagali. W tej sprawie wyborcza infolinia dostała prawie 89 tysięcy zgłoszeń.
Głos na Obamę, czyli na Romneya Ci, którzy już dotarli do urn, głosowali niekiedy w dziwnych miejscach. W Chicago jeden z lokali wyborczych mieścił się w samoobsługowej pralni, a inny - w szkole fryzjerstwa. W Los Angeles punkt utworzono w McDonaldzie, w San Francisco - w buddyjskiej świątyni, a w Ohio - w salonie samochodowym. Punkty wyborcze tworzono też w restauracjach, sklepach, a nawet prywatnych domach.
W Pensylwanii jedna z maszyn wyborczych po oddaniu głosu na Baracka Obamę zaznaczała Mitta Romneya. Nagrał to jeden z głosujących i w internecie zaczęły się komentarze. Michael Moore - reżyser filmów dokumentalnych - stwierdził, że obywatele muszą "alarmować o wszystkich nieprawidłowościach w lokalach wyborczych", a miliarder Donald Trump dodał, że sam słyszy coraz więcej informacji o maszynach do głosowania, które zamiast Romneya wybierają Obamę.
Głosują na Kapitana Planetę
Ci, którzy nie byli zainteresowani głosowaniem ani na Obamę, ani na Romneya, wybierali innych kandydatów, których nazwiska wpisywali na karty do głosowania. Pojawili się m.in. Chuck Norris, Al Gore, Kanye West, Yoda, Myszka Miki, Kapitan Planeta, a nawet Putin. Zdjęcia swoich kart zamieszczali następnie w serwisie Instagram.
Niektórzy martwili się, czy zdjęcia kart i urn wyborczych nie przysporzą im kłopotów, bo w części stanów nie można ujawniać dokumentów wyborczych. W niektórych stanach, np. w Alabamie czy Arizonie zabronione jest robienie zdjęć i kręcenie filmów w lokalach wyborczych. Mało prawdopodobne jest jednak, by ci, którzy wrzucili zdjęcia do sieci, faktycznie odpowiedzieli za wykroczenie.
Znudzeni wyborami mogli zagrać w "grę". Gracze musieli wypić karnego drinka po wypowiedzeniu jednego ze słów, np. "elektorski", "Sandy", "entuzjazm", "Ohio" albo "niezdecydowany".
Autor: jk//gak / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: EPA/Instagram