Księdzu Wieńczysławowi Ł. grozi nawet dożywocie i wykluczenie z grona duchownych.
Według mieszkańców wsi proboszcz parafii w Janikach zajmował się nie tylko posługą kapłańską. Rok temu związał się z Edytą, dziewczyną z sąsiedniej wsi. Była siostrą kościelnego. Kobieta mu gotowała, prała i prasowała. Kilka dni temu, w częstochowskim szpitalu urodziła córeczkę.
Szpital zawiadamia prokuraturę
Sprawa wyszła na jaw w szpitalu w Częstochowie, gdzie kobieta urodziła dziecko. Najpierw duchowny miał przekonywać lekarzy i pielęgniarki by nie ratowali zagrożonej ciąży, potem rzekomo usiłował udusić matkę i dziecko. Prokuratura po zawiadomieniu przez szpital wszczęła śledztwo w sprawie nakłaniania do zabójstwa noworodka. Jednak ze względu na dobro śledztwa i delikatną tematykę nic więcej ujawnić nie chce. Wiadomo tylko, że w tej sprawie zarzutów nikomu jeszcze nie postawiono. Prokuratura podobno ze względów zdrowotnych, po przesłuchaniu, wypuściła księdza na wolność. Mężczyzna ukrywa się na plebanii i z nikim nie chce rozmawiać.
Dziecko z księdzem
Rodzice Edyty pogodzili się już z tym, że ich córka ma dziecko z księdzem. - Nic na to nie poradzimy. Trzeba żyć dalej - mówią z rezygnacją. Jednak kiedy się dowiedzieli, że ksiądz chciał najgorszego dla ich córki i wnuczki byli w szoku. - Ja to przewidywałem po nim jak on tu jeździł, ja tak przewidywałem - powtarza Stanisław, ojciec Edyty.
Żyją biednie i nie stać ich na odwiedzanie córki w szpitalu w Częstochowie. W domu czekają na córkę i wnuczkę.
W obu wsiach o Edycie i księdzu wiedzą wszyscy. Jednak dla mieszkańców to drażliwy temat.