Wtorek, 2 listopadaDlaczego nikt nie szuka bandytów, którzy pobili naszego syna - pytają rodzice sparaliżowanego Jarka Dyksa, którego pięć lat temu napadła grupa dziewięciu napastników. Po sądowej batalii o sprawiedliwość część z nich usłyszała wyroki skazujące i już ponad tydzień temu powinni stawić się w więzieniu, ale rozpłynęli się w powietrzu.
Jarek Dyks pięć lat temu został napadnięty i pobity na jednym z osiedli w Bydgoszczy. Wówczas miał 19 lat. Dziewięciu napastników przewróciło go. Potem kopali w głowę i brzuch. Mężczyzna jest sparaliżowany.
Miał wszystko przed sobą, przez idiotyzm kilku debili wszystko to runęło w gruzach Adam Gawrich
Potem ci ludzie stanęli przed wymiarem sprawiedliwości. Proces ciągnął się przez lata. Kolejne rozprawy odkładano, bo np. sąd pomylił daty w dokumentach. W efekcie skazano 5 z 9 sprawców. Dwóch dostało wyrok w zawieszeniu. 3 skazano na pozbawienie wolności. Od 2,5 roku do 5 lat więzienia.
Do więzienia nie poszli
Kolejny rozdział tej historii rozpoczął się w ubiegły weekend, kiedy bandyci powinni stawić się w areszcie śledczym w Bydgoszczy. Tam miała zapaść decyzja, do jakiego zakładu karnego trafią, ale sprawcy cały czas są na wolności. - I nie wiem, czy w naszej gestii jest teraz poszukać ich na własną rękę i doprowadzić przed wymiar sprawiedliwości - denerwuje się Elżbieta Dyks, matka sparaliżowanego Jarka.
- Skazani za brutalne pobicie Jarosław Dyksa nie zgłosili się do odbywania kary. W związku z tym areszt śledczy w Bydgoszczy powiadomił sąd. Teraz to do sądu należy następny krok, czyli wystąpienie do policji z nakazem doprowadzenia - wyjaśnia przebieg całej procedury zastępca dyrektora aresztu śledczego w Bydgoszczy ppłk Jarosław Ladziński.
Państwo bezprawia
Sprawcy w trakcie procesu zachowywali się podobnie. Unikali nałożonego dozoru policyjnego, nie stawiali się na rozprawach. Zdaniem rodziców działania sądu w takich okolicznościach powinny być dużo bardziej zdecydowane.
- Nie ma siły na to, nie ma siły. Żyjemy właściwie w kraju bezprawia. Oni mogą nie przychodzić na dozór policyjny, mogą robić co chcą, mają większe prawa, a my mamy związane ręce - żali się mama Jarka.
Sąd wkracza do akcji
Przez trzy dni reporter "Prosto z Polski" próbował porozmawiać z przedstawicielem sądu, jakie działania sąd podjął w tej sprawie. Ostatecznie po kilkunastu telefonach, wysłanych e-mailach i faksach przyszła odpowiedź na piśmie.
Wynika z niej, że sąd pod koniec ubiegłego tygodnia dowiedział się, że sprawcy nie pojawili się w areszcie. "W związku z powyższym wysłano nakazy doprowadzenia skazanych do odbycia kary za pośrednictwem policji. W przypadku ewentualnego ukrywania się skazanych Sąd rozważy zarządzenie poszukiwania listami gończymi" - napisano w przesłanym oświadczeniu.
Z tego, co udało się ustalić policja dotąd takiego nakazu nie otrzymała, a sprawcy prawdopodobnie wyjechali za granicę.