- Jako praktykujący katolik czuję niepokój, słysząc określenie "poglądy radykalno-katolickie", bo to jest stygmatyzacja katolików. Uważam, że wykładowca ma prawo wypowiadać swoje poglądy, a studenci mają prawo się z nimi nie zgadzać. Jeśli wykładowca nie dopuszcza dyskusji, jeśli jego opinie kogoś obrażają, studenci mają prawo się poskarżyć. Trzeba o tym porozmawiać. Po to też wszczyna się postępowanie dyscyplinarne. Do tego momentu spór w Uniwersytecie Śląskim nikogo nie oburzał – mówi prorektor Uniwersytetu Łódzkiego. Burzę wywołało dopiero wkroczenie w sprawę prokuratury.
- Podstawowym warunkiem istnienia uczelni jest jej autonomia, odrębność od władz, wolność od nacisków politycznych, niezależność, która umożliwia swobodną dyskusję. Jeśli przyjmiemy, że ktoś z założenia, na mocy autorytetu, dominującej ideologii, światopoglądu, mody, metodologii, wyznania ma rację, a inni jej nie mają, nie ma miejsca na dyskusję - mówi dr hab. Tomasz Cieślak, prorektor Uniwersytetu Łódzkiego do spraw studenckich, wnioskodawca uchwały o solidarności z Uniwersytetem Śląskim.
I dodaje: - Uczelnia to ma być kuźnia, gdzie będą się ścierały najróżniejsze poglądy, nawet absurdalne, i one mają być rozpatrywane wspólnie przez całą społeczność akademicką. W sytuacji, kiedy do wewnętrznego sporu na uczelni - w momencie, kiedy ten spór uczelniany nie został rozstrzygnięty - wkracza aparat władzy, kiedy to ta władza wskazuje, kto ma rację, podważa w ten sposób podstawę autonomii uczelni.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam