|

"Miałem szczęśliwy dom. Ale przyszedł ruski mir"

Zniszczony dom Mychajła Prudnyka
Zniszczony dom Mychajła Prudnyka
Źródło: Mychajło Prudnyk

Własny dom był jego marzeniem. Zbudował go i mieszkał w nim razem z żoną Julią i synem Jarosławem. Dom i marzenia runęły w jednej chwili, po uderzeniu rosyjskich rakiet.

Artykuł dostępny w subskrypcji

- Budowę domu zacząłem w 2008 roku. Mieszkania w Kijowie były bardzo drogie, dlatego zdecydowałem się na tak ryzykowny krok. Wiele zrobiłem własnymi rękami. Pomagali także moi rodzice i rodzice mojej żony - wspomina w rozmowie z nami Mychajło Prudnyk, ukraiński dziennikarz telewizyjny i politolog.

Dom - jak twierdzi dziennikarz - zawsze był jego marzeniem. - To tam przywoziliśmy wszystkie nasze najcenniejsze rzeczy. Często rezygnowaliśmy z czegoś, by móc zbudować komfortową przystań - dodaje. Dom powstał przy ulicy Zełenij w miejscowości Moszczun, w obwodzie kijowskim. Została tak nazwana od licznych drzew i krzewów, rosnących w pobliżu.

W 2015 roku w domu w Moszczunie urodził się Jarosław, syn Mychajła i Julii. W tym miejscu dorastał, nauczył się chodzić, schodzić po schodach, biegać, czytać, wspinać się po drzewach rosnących na otaczającej dom działce. W czasie pandemii COVID-19 chłopiec zdobył kolejne umiejętności - nauczył się gotować jajka i smażyć omlety. W domu we wszystkie święta, przy okrągłym stole, zbierała się cała, liczna rodzina.

Tak było do 24 lutego tego roku – dnia, w którym Rosja zaatakowała Ukrainę.

Dom rodziny Mychajła Prudnyka w Moszczunie przed atakami lotniczymi Rosjan
Dom rodziny Mychajła Prudnyka w Moszczunie przed atakami lotniczymi Rosjan
Źródło: Mychajło Prudnyk

Żona i syn ukryli się w piwnicy 

Moszczun znajduje się zaledwie 15 kilometrów od Kijowa. Tyle jest, kiedy jedzie się drogą. W linii prostej jest jeszcze bliżej - 5-8 kilometrów. Zaledwie dwa kilometry dzieli miejscowość od lotniska wojskowego w Hostomlu. Rosja przypuściła atak na ten strategiczny obiekt już pierwszego dnia inwazji na Ukrainę. 

- Nad domami w Moszczunie przeleciało wówczas 20 śmigłowców szturmowych z rosyjskimi spadochroniarzami. Moja żona i syn ukryli się wówczas w piwnicy. Walki o rejon Hostomel-Moszczun rozpoczęły się pierwszego dnia inwazji, a pierwszy ostrzał artyleryjski nastąpił 25 lutego. W tym dniu rakiety uderzyły w dwa pierwsze budynki w naszej wiosce - mówi Mychajło Prudnyk. Wraz z rodziną opuścił wieś wieczorem, 24 lutego. Ich sąsiedzi zdecydowali się na wyjazd następnego dnia.

Dom Mychajła 10 marca był jeszcze cały. Świadczyły o tym zdjęcia satelitarne, publikowane przez amerykańską firmę Maxar Technologies. W okolicy trwały jednak intensywne walki. 13 marca, na nagraniu z drona, opublikowanym przez siły zbrojne Ukrainy, domu już nie było widać. W miejscu były gruzy. 

Dom i obejście rodziny Mychajła Prudnyka po uderzeniu rosyjskich rakiet
Dom i obejście rodziny Mychajła Prudnyka po uderzeniu rosyjskich rakiet
Źródło: Mychajło Prudnyk

Stopione kaloryfery 

Na działkę o powierzchni 600 metrów kwadratowych spadło kilka rosyjskich rakiet, wypuszczonych z wyrzutni Grad. Jedna uderzyła w dom, niszcząc doszczętnie kilka ścian, dach i sufit. Uderzenie wywołało pożar, w jego wyniku spaliło się właściwie wszystko.

- Na miejscu zostało jedno wielkie pogorzelisko, nie ocalał nawet kamień - mówi Mychajło. Kaloryfery, z powodu wysokiej temperatury, po prostu się stopiły. Kolejna rakieta wpadła do szopy, gdzie przechowywano między innymi rowerek dziecięcy, zabawki, narzędzia ogrodowe. Trzeci pocisk uderzył w drewnianą altanę.

- Obejrzałem swoje obejście. Zobaczyłem dwie duże dziury w jednej z ocalałych ścian od uderzenia rakiet, jeden z pocisków tam utkwił. Ile zostało ich wypuszczonych, nie wiem - przyznaje nasz rozmówca.

Mychajło Prudnyk ogląda swoje obejście po rosyjskim ataku
Źródło: Mychajło Prudnyk

Króliczek Kawałek

Jarosław był bardzo smutny, kiedy dowiedział się, że nie ma już swojego pokoju. - Najpierw powtarzał w kółko: może chociaż część pokoju ocalała, może przynajmniej niektóre zabawki pozostały. Płakał kilkakrotnie, kiedy dowiedział się, że cały dom spłonął. Jarosław miał ulubioną zabawkę, królika, który nazywał się Kawałek. Nie rozstawał się z nim od dzieciństwa. Przez długi czas nie mógł uwierzyć w to, że go już nie ma. Miał nadzieję, że może królik ocalał, że tylko trochę się spalił. Teraz kupiliśmy naszemu synkowi nowego królika. Nazwaliśmy go powojennym królikiem - opowiada Mychajło Prudnyk.

W lecie ubiegłego roku Jarosław otrzymał od rodziców nowy niebieski rower z napisem Sonik. Zupełnie przypadkowo nazwa roweru zbiegła się z imieniem jednej z ulubionych postaci bajkowych chłopca, Jeża Sonica. Jarosław marzył o jeździe na tym rowerze, chciał jeździć nim tej wiosny po wsi, tak szybko, jak poruszał się bohater gry komputerowej Jeż Sonic.

- Bardzo dużo rzeczy w naszym domu robiliśmy wspólnie z Jarosławem: przybijaliśmy półki, naprawialiśmy kanalizację, zawsze razem dekorowaliśmy choinkę na święta - wspomina Mychajło Prudnyk.

Jarosław, syn Julii i Mychajła Prudnyków, przed domem (zdjęcie sprzed inwazji rosyjskiej na Ukrainę)
Jarosław, syn Julii i Mychajła Prudnyków, przed domem (zdjęcie sprzed inwazji rosyjskiej na Ukrainę)
Źródło: Mychajło Prudnyk

Julia wciąż nie chce jechać do Moszczuna

Julia, podobnie jak Mychajło, była w szoku, kiedy dowiedziała się, że ich domu już nie ma. Nie mogła w to uwierzyć, nie mogła się z tym pogodzić. - Ponieważ tak naprawdę bardzo trudno jest zrozumieć, że wszystko, co zbudowałeś i urządziłeś od początku do końca, w jednej chwili przepadło. Julia bardzo starannie dobierała wystrój wnętrza, wszystkie zasłony, naczynia, meble, malowała obrazy, które były wywieszone w całym domu. Miała też bardzo dużą kolekcję książek. Wszystkie oczywiście spłonęły. Wiele z tych książek to rzadkie wydania, które zapewne nie będą już publikowane - opowiada Mychajło.

Julia wciąż nie jest gotowa, by pojechać do Moszczuna. Nie chce oglądać miejsc, gdzie pozostały jedynie zgliszcza. - To jest dla niej ciągle bardzo trudne, boi się patrzeć na te wszystkie rzeczy, które tak bardzo kochała. Dla nas to był nie tylko dom, to było nasze rodzinne gniazdo, które zawsze było bardzo przytulne - mówi Mychajło.

Wnętrze domu przed rosyjskim atakiem
Wnętrze domu przed rosyjskim atakiem
Źródło: Mychajło Prudnyk

Zdjęcia domu, zniszczonego w wyniku rosyjskich ataków, dziennikarz telewizji Kanał 5 opublikował na swoim profilu na Facebooku. "To wszystko, co z niego zostało. Całe życie marzyłem i wciąż budowałem rodzinne gniazdo. 15 lat tytanicznej pracy i wysiłku. Przywiozłem tu żonę, tu urodził się i wychował mój syn. Razem urządzaliśmy nasz dom, kochaliśmy go i znaliśmy każdy jego centymetr. Ileż było w nim radości i przyjemnych chwil, zawsze słychać było dziecięcy śmiech. Rosyjskie rakiety zniszczyły całe to szczęście. Nie ma słów, aby w pełni opisać gniew na 'ruski mir'. Musimy zwyciężyć!". 

Mychajło ogląda zgliszcza do rosyjskim ataku
Mychajło ogląda zgliszcza do rosyjskim ataku
Źródło: Mychajło Prudnyk

Miesiąc walk

Ostrzał wioski Moszczun trwał do 30 marca. Na ulicy Zełenij, otoczonej zewsząd drzewami i krzewami, przypominającej "wejście do zielonego raju", pozostały jedynie ruiny i zgliszcza. Przed ostrzałami z 20 domów uchowały się jedynie dwa. Wszystkie inne zostały zniszczone i spalone. Ale i te ocalałe budynki zostały "skalane". Mieszkali w nich rosyjscy najeźdźcy, którzy plądrowali okolice. 

Rosjanie trzykrotnie próbowali przekroczyć rzekę Irpień i przebić się przez Moszczun do Kijowa. Wioska była broniona przez 72. Samodzielną Brygadę Zmechanizowaną im. Czarnych Zaporożców. Gdy Rosjanie mieli trudności, by posunąć się naprzód, zasypywali miejscowość pociskami z wyrzutni Grad. Atakowali ją także z moździerzy. Kiedy postanowili się wycofać, ponownie ostrzelali przedmieścia Kijowa, zrzucając tym razem bomby fosforowe.

Zniszczony dom rodziny Prudnyków
Zniszczony dom rodziny Prudnyków
Źródło: Mychajło Prudnyk

W Moszczunie zostały zniszczone nie tylko domy, ale także drogi, słupy linii energetycznych i transformatory. Wiele obszarów pozostało zaminowanych przez wycofujących się Rosjan, inne są niebezpieczne z powodu walających się niewybuchów. 

W połowie kwietnia sztab generalny ukraińskich sił zbrojnych opublikował nagranie ze zniszczeń w Moszczunie. Wojskowi podali, że rosyjska armia użyła do ataków wszelkiego możliwego uzbrojenia. "Rosjanie koniecznie chcieli zająć Moszczun, by móc przebić się do Kijowa. 'Druga armia świata' nie była w stanie zdobyć małej wioski pod Kijowem, poniosła ciężkie straty i uciekła na Białoruś" - brzmi ironiczny komentarz sztabu. 

tatiana
Zniszczona wioska Moszczun w obwodzie kijowskim
Źródło: Andrij Niebytow

Powrót sąsiadów

W Moszczunie pracują ukraińscy saperzy, we wsi i pobliskim lesie są miejsca, gdzie ciągle leżą miny, mimo to ludzie chcą wracać. Po przyjeździe do wsi muszą podpisać dokument, że jeśli coś im się stanie, wojsko ukraińskie za to nie odpowiada. Mychajło, kiedy chciał odwiedzić swoje obejście, również podpisał taki dokument. Jego sąsiedzi, małżeństwo na emeryturze, już wrócili do swojego domu. Na szczęście ocalał, wyleciały jedynie szyby w oknach, które zakleili folią. Prądu we wsi nie ma, ogrzewają dom piecykiem na drewno i węgiel.

Dziennikarze telewizji Currenttime, projektu rozgłośni Radia Swoboda i Głosu Ameryki, rozmawiali z dwoma mieszkankami wioski, które powiedziały, że musiały zobaczyć swoje obejścia i że już się "niczego nie boją".

- Tu był mój dom, a obok... - nagle jedna z nich, pani Nadija, przerywa i wykrzykuje imię biegnącego do niej psa. - Ryżyk! Mój Ryżyk! Muszę go nakarmić - odwraca się. - Dom płonął ze wszystkich stron, nie mogłam uratować ani psa, ani kota. Wszystko spłonęło. I kury, i gęsi. Dwa dni płonęło, a oni wciąż bombardowali. Nie można było niczego uratować - druga rozmówczyni Currenttime, pani Ołena, ma zły w oczach. Kobiety opowiedziały, że po ucieczce z Moszczuna mieszkały w Kijowie, znalazło się dla nich miejsce... w szpitalu. Kiedy był alarm lotniczy, inni się bali, ale one już nie. Przez kilka dni inwazji rosyjskiej przeżyły bombardowania, latające nad głowami pociski i płonące wokoło budynki. Nadija i Ołena, podobnie jak Mychajło, podpisały dokument, że biorą odpowiedzialność za własne życie. Nie mogły dłużej czekać. Chciały posprzątać w ogródkach, nakarmić zwierzęta, choćby cudze.

xrpisMOLEDA
Ukraińcy odbudowują podkijowską wieś Moszczun
Źródło: TVN24

Kupno transformatora

Mychajło twierdzi, że życie stopniowo wraca do pobliskich miejscowości, takich jak Irpień czy Bucza. Nad ich odbudową pracują ekipy fachowców sprowadzone niemal ze wszystkich regionów Ukrainy. Ale małe wsie, takie jak Moszczun, które przyjęły na siebie duże uderzenie w walkach o Kijów, ciągle pozostają niezauważone. Problem dotyczy zwłaszcza prywatnych posiadłości, położonych na obrzeżach wsi i wchodzących w skład stowarzyszenia ogródków. Właśnie taki stan rzeczy oznacza, że na pomoc trzeba będzie dłużej czekać.

Mychajło, pytany, czy ma szansę na odbudowę swojego domu, odpowiada, że jeśli fundament jest cały, to można na nim budować. Jeśli ściany, które pozostały, są stabilne, to na parterze można byłoby je wykorzystać. Ale ściany na wysokości pierwszego piętra są popękane.

- Jest inny bardzo poważny problem. Nadal nie mamy prądu. Pociski zniszczyły transformatory i słupy elektryczne. Spółka DTEK [największy prywatny inwestor w branży energetycznej w Ukrainie - red.] na razie nie chce nam pomóc. Nam, czyli tak zwanym działkowiczom. Ziemia jest nasza, ale musimy sami o wszystko zadbać. Na kupno poprzedniego transformatora zbieraliśmy pieniądze latami. Teraz nie będziemy mogli go kupić. Kwestia przywrócenia energii zawisła w powietrzu. Bez prądu nie będzie można odbudować domu - ubolewa.

Zgliszcza w miejscu domu rodziny Prudnyków
Zgliszcza w miejscu domu rodziny Prudnyków
Źródło: Mychajło Prudnyk

Kwestia odszkodowania

W marcu prezydent Wołodymyr Zełenski obiecał, że w Ukrainie "zostanie odbudowane wszystko, co zostało zniszczone przez wroga". Poinformował także, że w rządowej aplikacji Dija, która umożliwia posługiwanie się dokumentami w formie cyfrowej, pojawiła się możliwość ubiegania się o odszkodowanie za dom lub mieszkanie utracone w wyniku działań wojennych.

- Najważniejsze, że państwo zrekompensuje każdy metr utraconej nieruchomości - uzasadniał ukraiński przywódca.

Mychajło Prudnyk w tej kwestii jest raczej pesymistą. Jego sąsiad jeździł do Hostomla i dowiadywał się w tamtejszej administracji, czy są jakikolwiek szanse na otrzymanie odszkodowania. Oto co (według relacji Mychajły Prudnyka) usłyszał: 1. Żadne oficjalne dokumenty: ustawy, dekrety czy nakazy w sprawie naprawienia i oceny szkód majątkowych spowodowanych działaniami wojennymi jak dotąd nie istnieją. Zarejestrowałeś swoje zrujnowane mieszkanie lub dom w aplikacji Dija i dobrze. Ale równie dobrze można zagrać na loterii, ponieważ rejestracja w Diji nie wiąże się z żadnymi konsekwencjami prawnymi, nikt nawet nie gwarantuje, że zgłoszenie zostanie zarejestrowane. 2. Administracja w Hostomlu na razie nie zamierza tworzyć komisji społecznej, która zajęłaby się szacowaniem szkód. Urzędnicy czekają na zakończenie stanu wojennego. Czyli, inaczej rzecz ujmując, po zwycięstwie Ukrainy wszystko ruszy. A jeśli nie będzie zwycięstwa, to po prostu nie będzie administracji w Hostomlu - po co więc teraz zawracać sobie tym głowę? 3. Jeśli zamierzasz samodzielnie naprawić swój dom, administracja w Hostomlu zaleca zachowanie wszystkich rachunków związanych z naprawą. Cóż, może jeśli gwiazdy połączą się we właściwy wzór, coś z tego wyjdzie.

Obejście rodziny Prudnyków po rosyjskim ataku
Obejście rodziny Prudnyków po rosyjskim ataku
Źródło: Mychajło Prudnyk

- Przepraszam, jeśli zrujnowałem swoimi wnioskami czyjeś słodkie sny w sprawie odszkodowań. Ale dla niektórych pytaniem jest teraz fizyczne przetrwanie i zdrowie psychiczne, a także znalezienie właściwej odpowiedzi na pytanie: Jak żyć?. A gorzkie uświadomienie tego, że w dającej się przewidzieć przyszłości państwo nikomu z nas nie pomoże, o wiele bardziej sprzyja przetrwaniu niż słodkie znieczulenie w rodzaju "wszystko będzie dla mnie odbudowane, za wszystko mi zapłacą" - dodaje Mychajło.

Nie zamierza jednak się poddawać i zapowiada dalszą walkę o odszkodowanie, a jeśli zajdzie taka potrzeba, zwróci się także o pomoc do struktur zachodnich.

Zniszczony dom rodziny Prudnyków
Zniszczony dom rodziny Prudnyków
Źródło: Mychajło Prudnyk

Ocena zniszczeń w Moszczunie

Zdaniem ekspertów Kijowskiej Szkoły Ekonomicznej z 2,8 tysiąca budynków w Moszczunie zostało zrujnowanych lub poważnie uszkodzonych 2 tysiące. Łączne straty są szacowane na około 1,1 miliarda hrywien lub 37,5 miliona dolarów. - Większość z tej kwoty dotyczy domów z kategorii budownictwa mieszkaniowego - mówił dziennikarzom Maksim Niefiedow.

W wiosce rosyjskie pociski zrujnowały także trzy przedsiębiorstwa, infrastrukturę publiczną, sklepy i apteki. Dane o zniszczeniach udało się zebrać dzięki zdjęciom i nagraniom z dronów. - Planujemy kontynuować prace w tym kierunku, będziemy wykorzystywać drony także do oszacowania strat w innych miastach i wsiach - powiedział Nefiedow.

Według ocen Kijowskiej Szkoły Ekonomicznej, na 2 maja, łączna kwota udokumentowanych szkód w ukraińskiej infrastrukturze wyniosła prawie 92 miliardy dolarów. Rosyjska inwazja wciąż trwa, a zatem straty ciągle rosną.

Moszczun w obwodzie kijowskim
Moszczun w obwodzie kijowskim

Kiedy kończyłam pisać ten tekst, ukraińskie media poinformowały, że do wioski Moszczun wróciły bociany. Uwiły gniazdo na jednym z drzew i oczekują na pojawienie się piskląt.

Czytaj także: