Jak przekazała nam Beata Cieślik, rzeczniczka Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Gdańsku, WIOŚ powiadomił w piątek Prokuraturę Rejonową w Kartuzach o zanieczyszczeniu rzeki Strzelniczki. Skąd to zawiadomienie?
Dzień wcześniej - w czwartek, 30 marca - opublikowaliśmy reportaż "Była rzeka, nie ma rzeki". Skażona woda płynie do Gdańska. Poinformowaliśmy wówczas o zatruciu rzeki, która bierze swój początek w okolicach gdańskiego lotniska, zatacza koło przez Kaszuby i wraca w stronę Gdańska.
Lotnisko: to nie my
Jeszcze w środę Beata Cieślik informowała, że inspektorzy byli przy zbiorniku retencyjnym Strzelniczka II. - W powietrzu był wyczuwalny nieokreślony chemiczny zapach, prawdopodobnie związków siarki, przypominający zapach cebuli. Inspektorzy pobrali próbki wody, która była mętna, z widoczną zawiesiną - wskazała. Pierwsze wyniki badań laboratoryjnych pobranych próbek wody mają być znane jeszcze w tym tygodniu.
Następnego dnia po naszej publikacji - czyli w piątek, 31 marca - odbyła się konferencja prasowa z udziałem zastępcy prezydenta Gdańska, prezesa spółki Gdańskie Wody oraz prezesa Portu Lotniczego im. Lecha Wałęsy w Gdańsku.
Oficjalnie potwierdzono wówczas skażenie Strzelniczki.
- Stwierdzamy, że poziom tlenu w rzece jest bardzo niski, przewodność natomiast jest dwukrotnie przekroczona w stosunku do wód naturalnych. To może oznaczać, że do rzeki dostała się jakaś substancja - powiedział Ryszard Gajewski, prezes miejskiej spółki Gdańskie Wody, która administruje zbiornikami retencyjnymi Strzelniczka II i Budowlanych II.
A co na tej konferencji robił przedstawiciel lotniska?
Prezes zarządu Portu Lotniczego w Gdańsku Tomasz Kloskowski przyznał, że stwierdzono "niewielką usterkę systemu odprowadzającego ciecz używaną do odladzania". Jednak usterka ta - zdaniem Kloskowskiego - nie mogła spowodować skażenia rzeki. - Lotnisko nie używa rowów lotniskowych do odprowadzania substancji związanych z działaniem systemów odladzania lotniska i samolotów - poinformował prezes Portu Lotniczego.
Ale to wcale nie był koniec sprawy, bo przez weekend zanieczyszczona woda lała się do rzeki. I wciąż wyławiano martwe ryby.
"Cebulowy" ściek płynie do rzeki
Jak ustaliliśmy, rów odprowadzający wody opadowe z terenu lotniska (i przylegających do niego ogródków działkowych) znajduje się w Gdańsku przy ulicy Nowatorów. W tym miejscu deszczówka spływa od strony pasa startowego i jest kierowana w kierunku zbiornika retencyjnego Strzelniczka II.
Po raz pierwszy na miejscu byliśmy w piątek, 30 marca o godzinie 16. Padał deszcz. W rowie płynęła mętna, nienaturalnie sina ciecz (woda w podobnych strumieniach w sąsiedztwie miała inny - brunatny kolor i była znacznie bardziej przejrzysta). Wokół rozprzestrzeniała się chemiczna woń, przypominająca zapach cebuli. Nurt był dość wartki, szarosina ciecz cały czas płynęła od strony lotniska w kierunku zbiornika retencyjnego Strzelniczka II.
Zawiadomiliśmy WIOŚ, dzwoniąc na numer alarmowy. Beata Cieślik poinformowała nas później, że po przyjęciu zgłoszenia tego samego dnia (piątek, 31 marca) na miejsce przybyli inspektorzy i pobrali próby wody. "Podczas czynności stwierdzono, że woda w jednym z cieków jest mętna, barwy szarej o dość intensywnym chemicznym zapachu, kojarzącym się z zapachem cebuli" - napisała rzeczniczka w mailu. Wyniki tych analiz mają być znane w przyszłym tygodniu.
Następnego dnia (1 kwietnia, sobota) również przez cały dzień padał deszcz, więc około godziny 15 w rowie odprowadzającym deszczówkę z terenu lotniska nurt był silny. Tak jak poprzedniego dnia, mętna woda miała szarosiny kolor, a przy rowie rozprzestrzeniała się silna woń, przypominająca zapach cebuli.
Kolejnego dnia - 2 kwietnia, w sobotę - byliśmy w tym miejscu dwukrotnie - około godziny 12 i 17. Tego dnia opadów nie było, pogoda była słoneczna i bardzo wietrzna. Woda już nie miała sinego koloru, była raczej brunatna (tak jak w sąsiednich strumieniach) i znacznie bardziej przejrzysta, jednak specyficzny zapach nadal był wyczuwalny.
Kilkanaście kilogramów martwych ryb
Podobna woń, przypominająca zapach cebuli, od paru dni jest wyraźnie wyczuwalna przy zbiornikach retencyjnych, do których wpływa woda opadowa odprowadzana z terenu gdańskiego lotniska. Na zbiorniku Strzelniczka II pracownicy Gdańskich Wód natleniają wodę (na zbiorniku pracują aeratory) i ciągle wyławiają martwe ryby.
W niedzielę około godziny 18 przy brzegu, w plastikowym worku, znajdowało się kilkanaście kilogramów martwych karasi. Tyle - jak poinformowali nas pracujący tam mężczyźni - udało się wyłowić od rana.
W piątek, 31 marca po południu (już po konferencji prasowej, podczas której władze lotniska zapewniały, że nie ma możliwości, by skażenie wody nastąpiło wskutek ich działalności) na stronie Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Gdańsku pojawił się komunikat.
Jednym z potencjalnych źródeł zanieczyszczenia może być system kanalizacji odprowadzający wody opadowe i pośniegowe z terenu portu lotniczego do Strzelniczki i przepływowych zbiorników retencyjnych. Została wszczęta kontrola interwencyjna gospodarki wodnościekowej wytypowanego podmiotu.Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Gdańsku
Agnieszka Michajłow, rzeczniczka prasowa Portu Lotniczego im. Lecha Wałęsy w Gdańsku, potwierdziła nam w poniedziałek, że na lotnisku trwa kontrola inspektorów WIOŚ. - Co do stosowanych na lotnisku środków do odladzania samolotów i płyt postojowych to według naszej wiedzy i zgodności ze specyfikacjami obowiązującymi w lotnictwie gwarantowanymi przez producentów, są one biodegradowalne i bezpieczne - informuje Michajłow. - Na tym etapie nie mamy nic nowego do dodania ponad to, co powiedział prezes Tomasz Kloskowski na konferencji prasowej w miniony piątek - dodaje.
W niedzielę wędkarze przeprowadzili oględziny rzeki Raduni, która przyjmuje wody od skażonej Strzelniczki. Z brzegu monitorowali Radunię od Żukowa do przedmieść Gdańska. Jak poinformowali, martwych ryb w dolnej części zlewni rzeki Raduni na razie nie zauważono.
Autorka/Autor: Tomasz Słomczyński
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Tomasz Słomczyński