|

Ludzie z podziemia

Dzień Jedności Rosji w Moskwie w 2016 roku
Dzień Jedności Rosji w Moskwie w 2016 roku
Źródło: Dmitry Serebryakov\TASS via Getty Images

Kolejna fala rosyjskich neonazistów będzie hybrydą nacjonalizmu, mrocznego tradycjonalizmu i prawosławia albo słowiańskiego neopogaństwa - w zasadzie to wszystko jedno, bo dojdą do niej dowolne elementy. Wegetarianizm czy przymusowe spożywanie mięsa albo ezoteryczny hitleryzm.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Sobota, zdaje się, że to była sobota. Upalna, sierpniowa, w 2012 roku. Pracowałem wtedy w rosyjskim Woroneżu w Młodzieżowym Ruchu Praw Człowieka - odgałęzieniu Moskiewskiej Helsińskiej Grupy, jednej z największych organizacji praw człowieka w Rosji. W luksusowym Pasażu Piotrowskim, na zewnątrz którego znajdował się zacieniony skwer z fontanną i pomnikiem Piotra Wielkiego, organizowaliśmy Żywą Bibliotekę. To takie przedsięwzięcie na zasadzie "ty poznaj mnie, ja ciebie, uczyńmy świat lepszym". Ale w końcu po to są organizacje praw człowieka.

Podczas Żywej Biblioteki sadzasz przy stołach tzw. nietypowych ludzi tak, aby każdy mógł przyjść, usiąść naprzeciwko i przeżyć rozmowę z ciekawym człowiekiem. Naszymi żywmy książkami byli tego dnia ratownik medyczny, były więzień, gej i ktoś jeszcze, ale zapomniałem kto. Nie mówcie tylko, że ustawianie geja w roli nietypowego to stygmatyzacja, bo już wtedy w Rosji, przy poklasku społeczeństwa, trwały prace nad ustawą "o zakazie propagandy homoseksualizmu". Putin podpisał ją rok później. W sytuacji rosyjskich gejów nie było nic typowego, za to - jak powiedział Marsellus Wallace z Pulp Fiction - było "pretty f****** far from ok".

Ja pokochałem "książkę" o imieniu Artiom, który spędził pięć lat w więzieniu za atak nożem na nowego chłopaka swojej dziewczyny. To znaczy byłej dziewczyny, bo go zostawiła dla innego, na co Artiom zareagował nieco pochopnie. W więzieniu przeszedł przemianę duchową i ukończył studia z filozofii. Chodził teraz w inteligencko-okrągłych okularach, kowbojskim kapeluszu i kowbojkach oraz wszędzie zabierał ze sobą gitarę na plecach. W Woroneżu przez tydzień nie trzeźwiał, a ja razem z nim, bo nie mogłem przestać go słuchać - tak pięknie opowiadał o rosyjskiej historii i filozofii, a przy drugim koniaku jeszcze piękniej grał na gitarze i śpiewał.

Mniej więcej po godzinie od startu Żywej Biblioteki kilku młodych, krótko przystrzyżonych chłopaków rozpyliło gaz łzawiący. Nagle, jak z podziemi, wyrośli smutni panowie, którzy natychmiast powalili ich na ziemię, zakuli w kajdanki i zabrali do siebie kilka ulic dalej, do siedziby woroneskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB). Jak mi niedługo potem wyjaśnili znajomi, chłopcy od gazu to lokalni nacjonaliści, którzy nienawidzą "liberastów". Artiom podczas przerwy na wietrzenie pomieszczenia, zaciągając się mocnym papierochem, twierdził, że ta sytuacja to miniaturka relacji państwo-nacjonaliści. "Nacki owszem są, ale to gówniarzeria" pod ścisłą kontrolą służb i nieustannie pacyfikowana.

Incele i terroryści Dostojewskiego

W ciągu ostatnich dwóch lat w Rosji wzrosła liczba aresztowań nastolatków oskarżonych o przynależność do nacjonalistycznych grup ekstremistycznych i terrorystycznych, odpowiedzialnych za zabójstwa i przygotowywanie zamachów. W tym roku do około stu osób. Cały kraj obiegały filmy, jak młodzi - niekiedy niepełnoletni ludzie - prowadzeni są w kajdankach do nieoznakowanych samochodów. FSB i Centrum Przeciwdziałania Ekstremizmowi (specjalny organ MSW), które zajmują się zwalczaniem wewnętrznego zagrożenia ze strony radykałów wszelkiej maści - islamskich, prawosławnych, nacjonalistycznych, lewicowych, etc. - informowały potem, że u aresztowanych znajdowały granaty ręczne, stare strzelby i karabiny oraz materiały zrób-to-sam-wybuchowe. Służby twierdziły też, że rozmowy młodych ekstremistów w sieciach społecznościowych wskazywały na ich plany przeprowadzenia zamachów terrorystycznych. Nierzadko w ich własnych szkołach.

Aresztowania młodych gniewnych spod znaku czarnej sotni lub hitlerowskiej swastyki wpisują się w szerszą tendencję. Pod koniec zeszłego roku zapadły drakońskie wyroki - od 6 do 18 lat kolonii karnej o zaostrzonym rygorze - dla w większości dwudziestokilkuletnich działaczy lewicowo-anarchistycznej organizacji terrorystycznej Sieć z Penzy i Sankt Petersburga. Według prokuratury mieli oni stworzyć grupy bojowe gotowe do przeprowadzania aktów terroru podczas wyborów prezydenckich. Organizacje praw człowieka, w tym Rada Praw Człowieka przy Prezydencie Putinie, publicznie zwracała mu uwagę na to, że zeznania wydobywano torturami, a większość z jedenastu skazanych w ogóle się nie znała. Podobne uwagi organizacje praw człowieka podnosiły w 2017 roku, gdy skazano dziesięcioro moskwiczan w wieku od 19 do 40 lat z organizacji Nowa Wielkość, która jakoby przygotowywała zbrojny zamach stanu.

Tylko że nawet jeśli obie sprawy były w całości sfabrykowane, to w ciągu ostatnich trzech lat doszło do serii jednoosobowych ataków terrorystycznych, które sfabrykowane nie były. W 2018 roku w Kerczu na anektowanym ukraińskim Krymie 18-letni uczeń zabił 21 osób w Technikum Politechnicznym, do którego uczęszczał. W tym samym roku w archangielskiej siedzibie FSB w powietrze wysadził się anarchosyndykalista i wielbiciel mordercy-rewolucjonisty Siergieja Nieczajewa, którego Dostojewski odwzorował w "Biesach" pod postacią Piotra Wierchowieńskiego, a noblista Maxwell Coetzee wykorzystał jako prawdziwą postać w "Mistrzu z Petersburga". Naśladowca Nieczajewa ranił trzech funkcjonariuszy. W grudniu 2019 roku 41-letni przedsiębiorca otworzył ogień przed budynkiem FSB w Moskwie. Zginął na miejscu, a służby oskarżyły go o przynależność do narodowosocjalistycznej Unii Etno-Nacjonalnej, wyznającej prymordializm. To popularny wśród niemieckich naukowców pod koniec XIX wieku pogląd, wedle którego grupa etniczna i rasowa jest najbardziej naturalnym i uniwersalnym zrzeszeniem ludzi. W jak twórczy sposób prymordializm został kilkadziesiąt lat później przetworzony przez NSDAP, nie trzeba przypominać.

W maju tego roku 19-latek, który "odkrył w sobie boga i przebudził potwora", zastrzelił w swoim kazańskim gimnazjum dziewięć osób i ranił 32. We wrześniu na uniwersytecie w uralskim Permie owinięty nabojami 18-latek w hełmie zastrzelił sześć osób i ranił 47. Z zeznań kolegów i byłej dziewczyny wyłania się podręcznikowy incel - mężczyzna o niskiej samoocenie, mizogin i nihilista jednocześnie. W listopadzie na rosyjskim Dalekim Wschodzie przy granicy z Chinami 19-latek zapalił w korytarzu papierosa. Po zwróceniu mu uwagi zastrzelił jednego ucznia, ranił trzech kolejnych, po czym strzelił sobie w głowę. Jego atak miał być zemstą na kolegach, którzy go na co dzień gnębili.

Occupy Pedophilia

Aleksandr Litoj z Radia Swoboda łączy wzmożenie zamachów i liczby aresztowań z "efektem Tesaka". Maksym Marcinkiewicz, pseudonim Tesak, urodzony w 1984 roku, został znaleziony martwy w celi we wrześniu 2020 roku. Oficjalna wersja podaje, że popełnił samobójstwo, mniej oficjalna, że ktoś mu "zrobił samobójstwo" lub że popełnił samobójstwo, bo nie wytrzymał tortur stosowanych przez strażników. Tesak to legendarny neonazista-performer, który zasłynął za sprawą filmów gore, cieszących się popularnością w środowiskach nazistów na obszarze postsowieckim. Na jednym z nich mężczyźni w strojach Ku Klux Klanu wieszają na drzewie tadżyckiego dilera narkotyków, a potem go ćwiartują. Na innym ekipa Tesaka porywa azjatycką prostytutkę, której każe klęknąć i ucina jej głowę łopatą. Tesakowym spektaklom gore towarzyszyły "manifesty moralne". Tłumaczył w nich, że narodowi socjaliści walczą z imigracją, obcymi rasowo elementami na rosyjskiej ziemi, prostytucją, narkomanią i tak dalej. Dziennikarze śledczy podejrzewają, że oprócz robienia filmów Tesak mógł zabić kilka osób, ale nikt nie potrafił mu tego udowodnić.

Tesak i członkowie jego organizacji Format-18 atakowali bazary, gdzie handlowali imigranci. Albo bili bezdomnych i studentów z Afryki. Poklask pewnej części społeczeństwa zdobyli akcjami Occupy Pedophilia albo Occupy Narkophilia. Znajdowali w sieci osoby wabiące dzieci, po czym dokonywali na nich samosądów i upubliczniali wizerunki. W 2013 roku dzięki nim został oskarżony o czyny pedofilskie wiceszef Federalnej Służby Komorniczej Obwodu Moskiewskiego. Oczywiście do worka z pedofilami wrzucali też osoby LGBT, ale przecież dla narodowych socjalistów to jedno i to samo. Natomiast już wtedy Tesak znajdował się na celowniku służb, jego życie toczyło się między aresztem, przesłuchaniami i działalnością bohatera-nazisty.

Kilkadziesiąt młodych osób aresztowanych w tym roku z organizacji takich jak Narodowa Ścieżka Odrodzenia Patriotyzmu Rosyjskiego i Młodzieżowa Organizacja Ruś z miast całej Rosji nazywało siebie następcami Tesaka. Siergiej Pietrow z Antifa.ru uważa, że "w społeczeństwie istnieje zapotrzebowanie na zmiany polityczne, naziści też ich oczekują i starają się do nich przygotować". - Nie ma ich tak wielu jak w latach dwutysięcznych, ale przegrupowali się w mikrostowarzyszenia i próbują wykorzystać wizerunek Tesaka jako męczennika, który oddał życie za wszystkich Rosjan. Ważne jest, aby nie przegapić początku nowej fali nazizmu - uważa Pietrow.

Ezoteryczni hitlerowcy

Mówiąc o nowej fali, Pietrow miał na myśli rozbite niedawno sieci neonazistów, do których przynależeli ludzie plus-minus 20-letni. Pierwsza z tych grup to Maniaki: Kult Zabójstwa, działająca w Rosji i na Ukrainie od 2017 roku. Maniaków łączą idee mizantropii, czystości rasowej, terroryzmu i akceleracjonizmu, zgodnie z którym śmierć jest najprawdziwszym przeznaczeniem człowieka, gdyż dzięki niej odkrywa w sobie boga. To ostatnie przejawiało się nie samobójstwem akceleracjonistów, lecz zabójstwami bezdomnych, narkomanów i migrantów, a więc ludzi słabych i bezbronnych.

Na czele Maniaków stał młodociany psychopata Jegor Krasnow, działający w ukraińskim mieście Dniepr. Krasnow lubił opisywać w sieci dokonywane przez siebie zabójstwa. Twierdzi, że zabił 15 osób, ale nie wiadomo, czy nie są to przechwałki. Podobno sam nie wie dokładnie, ile komórek Maniaków działa w Rosji, ponieważ ich sieć zbudowana jest z autonomicznych komórek pozbawionych dowodzenia. Jedynie, co wie Krasnow, to to, że trwają przygotowania do "dnia oczyszczenia", podczas którego mają odbyć się masakry w kluczowych miastach Rosji i Ukrainy.

Na szczęście do żadnego "dnia oczyszczania" nie doszło - Krasnow został aresztowany przez ukraińskie służby w 2020 roku i siedzi w areszcie. FSB z kolei rozbiło komórki rosyjskie, aresztując 106 osób w kilkunastu miastach. Według oficjalnych komunikatów w mieszkaniach Maniaków znaleziono broń, komponenty do materiałów wybuchowych, laboratoria narkotykowe i materiały ekstremistyczne. Aresztowania były bardzo wygodne dla służb i władz rosyjskich, ponieważ w oficjalnej wersji rozbito nie rosyjską, lecz ukraińską grupę propagującą neonazizm, konflikty międzyetniczne i masowe mordy.

Dzień Jedności Rosji w Moskwie w 2016 roku
Dzień Jedności Rosji w Moskwie w 2016 roku
Źródło: Dmitry Serebryakov\TASS via Getty Images

Rosyjski oddział telewizji BBC zrealizował reportaż o innym odłamie akceleracjonistów, czyli rosyjskiej komórce Atomwaffen Division ze Stanów Zjednoczonych. Atomwaffen to nuklearni narodowi socjaliści, głoszący zniszczenie większości ludzkości w celu stworzenia - a jakże! - nadludzkości białej rasy. Atomwaffen nazywany niekiedy "ezoterycznym hitleryzmem" przybył do Rosji dlatego, że w 2018 roku z USA do Sankt Petersburga uciekł Rinaldo Nazzaro, lider nuklearnych nazioli. Nazzaro ma dziewczynę Rosjankę i podobno z Rosji koordynował kilka zamachów przeprowadzonych w swojej ojczyźnie. Rosyjskie służby pozwalają mu chodzić wolno po Sankt Petersburgu zapewne dlatego, że kiedyś pracował dla Pentagonu i FBI, a więc teraz przekazuje im interesujące informacje, a w przyszłości mogą wykorzystać go w procesie wymiany szpiegów lub więźniów. Nazzaro mówi, że "większość naszych członków z zadowoleniem przyjmuje scenariusz załamania się systemu. Jest to konieczne, abyśmy mogli powstać z popiołów. Mamy nadzieję nie tylko przetrwać upadek, ale także skorzystać z próżni energetycznej". Jak chcą to zrobić? Członkowie Atomwaffen na komunikatorze Telegram często fotografują się przy elektrowniach atomowych...

Trzecia sieć neonazistów została stworzona przez Aleksandra Slawrosa z Moskwy. Ten dwudziestokilkuletni autor podcastów, wideoblogów i esejów filozoficznych, a dodatkowo wielbiciel Charlesa Mansona i Andersa Breivika, również zafascynowany był akceleracjonizmem. Żelazny Marsz Slawrosa to rosyjskojęzyczna internetowa sieć dla metafaszystów z pokolenia milenialsów. Ich manifest zakłada walkę o tradycyjny podział ról kobiecych i męskich, gdyż zgodnie z cytowanym przez nich Mussolinim "wojna jest dla mężczyzny tym, czym macierzyństwo dla kobiety". U Żelaznych mniej jest odniesień rasowych, za to sporo nienawiści do LGBT, liberałów i… Lwa Trockiego, bowiem Slawros wielbi Józefa Stalina jako idealnego rosyjskiego duce. Za to Slawros idealnie uosabia stereotyp milenialsa z jego synkretyzmem - obok Stalina kultywuje też fiński szamanizm i zażywanie halucynogennych narkotyków. Jak każdy stereotypowy milenials Slawros okazał się też miękki i wrażliwy. Po pierwszym ostrzeżeniu ze strony służb zamknął swoją sieć, zaszywając się w południowej Moskwie.

Profesor Dmitrij Dubrowski z Wyższej Szkoły Ekonomii w Moskwie tłumaczy fascynację młodego pokolenia ezoteryczno-apokaliptycznym nazizmem odpowiadającą nowym czasom formą organizacji: - W latach 90. i na początku lat dwutysięcznych liberałowie i demokraci starali się uniemożliwić faszystom wejście do systemu politycznego. W konsekwencji na początku XXI wieku na ulicach pojawił się brutalny rasizm. Akceleracjonizm może zostać w przyszłości przyjęty przez rosyjskich nazistów, bo nie mają możliwości uczestniczenia ani w polityce, ani nawet poprzez uliczną przemoc. Ich jedynym wyjściem może okazać się przygotowanie jakiegoś podziemnego krypto-nazistowskiego spisku.

Starzy dobrzy faszyści

Na tle nowego pokolenia neonazistów spacyfikowani w epoce putinowskiej tradycyjni faszyści i nacjonaliści wyglądają na nieco tylko radykalnych. Z perspektywy czasu widać, że część z nich używała swoich organizacji i manifestacji, aby wejść do systemu politycznego jako pełnoprawni uczestnicy, podobnie do populistycznych wielkorusów z Partii Liberalno-Demokratycznej Władimira Żyrynowskiego, komunistów Giennadija Ziuganowa czy nacjonalistów z partii Ojczyzna Dmitrija Rogozina. Na przykład bracia Aleksandr i Władimir Potkin (pod przybranymi nazwiskami Bielow i Basmanow) tworzący dość prężny Ruch przeciwko Nielegalnej Migracji, który wraz z Aleksiejem Nawalnym organizował tak zwane Russkie Marsze (Russkij w języku rosyjskim oznacza etnicznego Rosjanina). Ich marsze miały wywrzeć wpływ na ustawodawstwo i wbić jego liderów na parlamentarną scenę polityczną. Oczywiście, że dla zwykłego człowieka hasła marszu były niedopuszczalne, ale postulaty ograniczenia czy wyrzucenia migrantów, niedotowania Kaukazu Północnego, zakazu obnoszenia się z tradycjami islamskimi brzmią jak postulaty niejednego nacjonalistycznego ruchu z Unii Europejskiej.

Zdelegalizowane w ciągu ostatnich dziesięciu lat organizacje takie jak Słowiański Sojusz, Bractwo Północne, Zew Narodu czy Rosyjska Jedność Narodowa chociaż słusznie nazywane przez służby i sądy rosyjskie organizacjami ekstremistycznymi, nie zamierzały sięgać po akty terroru, ani też nie planowały dokonywać zamachu stanu. Tym bardziej nie dokonywały morderstw politycznych i nie uciekały się do zorganizowanych form przemocy wobec nie-Rosjan. Nie robiła tego nawet Wielka Rosja antysemickiego monarchisty Andrieja Sawieliewa ani wściekli prawosławni radykałowie z Narodowego Soboru, którzy wyspecjalizowali się w atakach na galerie sztuki współczesnej. Owszem, wszyscy oni głosili hasła faszystowskie, blokowali koncerty, wystawy i seanse filmowe obrażające uczucia religijne i narodowe, ale w jaki sposób odróżnia ich to od radykałów europejskich?

Dzisiaj liderzy tamtych ruchów mają od 30 do 60 lat i widać ich zmęczenie życiem i represjami. Ich strony internetowe są poblokowane, ich blogi wyglądają jak z epoki Winampa, nie mają wstępu na YouTube, Google i Vkontakcie (rosyjski odpowiednik Facebooka). Nie dostają pozwoleń na rejestrację swoich ruchów ani na organizację manifestacji. Mają na karku wyroki albo ciągnące się latami potyczki ze służbami, urzędnikami i sądami. W praktyce oznacza to przesłuchania, smutnych panów na każdym kroku, brak środków utrzymania i zero normalnego życia. Jednym słowem, putinizm wyrzucił ich za burtę rzeczywistości. Nawet, gdy rozpoczęła się wojna w Donbasie i kilkuset nacjonalistów wyjechało walczyć za Noworosję na Ukrainę, system ich nie przytulił.

Według organizacji Sowa, która od wielu lat dostarcza światu rzetelnych informacji na temat prawdziwych bądź urojonych zjawisk ekstremistycznych i terrorystycznych w Rosji, nadal istnieje około 50-80 organizacji nacjonalistycznych o różnym stopniu umiarkowania. Ale są one coraz mniejsze, undergroundowe, chałupnicze. To bardziej kluby i klubiki nacków i faszystów niż prężnie działające ruchy.

Dlaczego tak się stało? Po pierwsze, Władimir Putin szczerze nie cierpi faszystów, nazistów i antysemitów. Według niego mocarstwowa Rosja może być jedynie wieloreligijna i wielonarodowościowa. Poprawka do konstytucji z zeszłego roku określająca naród rosyjski jako "państwotwórczy" to ustępstwo wobec nacjonalistów, przed którym Putin broni się od 20 lat. Po drugie, w latach 2010-2013 rokrocznie dochodziło do regularnych walk między imigrantami i zorganizowanymi grupami nacjonalistów, wspieranymi przez kiboli. Padali wtedy ranni i zabici, ponieważ dochodziło do klasycznych pogromów etnicznych i walk narodowościowych, czego kremlowska wierchuszka sobie nie życzy - w silnej Rosji ma panować spokój, a nie oddolna przemoc wypełzająca na ulice. Po trzecie, w czasie rosyjskich protestów 2011-2012 część ruchów nacjonalistycznych ochraniało demonstrujących, a w czasie ukraińskiego Majdanu zbrojnym ramieniem protestujących byli w znacznej mierze ukraińscy nacjonaliści. Putin ze swoją obsesją kolorowej rewolucji nie mógł sobie pozwolić na istnienie zorganizowanej masy młodych mężczyzn, którzy mogliby kiedyś wystąpić przeciwko niemu.

Dzień Jedności Rosji w Moskwie w 2016 roku
Dzień Jedności Rosji w Moskwie w 2016 roku
Źródło: Dmitry Serebryakov\TASS via Getty Images

Prawdą jest również to, że ruchy nacjonalistyczne nie były w stanie zbyt wiele zaoferować Rosjanom. Wiktoria Kuzmienko z Lenta.ru pisała, że od początku dojścia Putina do władzy "jedynym celem nacjonalistów było pozbycie się z kraju migrantów". "Nieoczekiwanie idee etnonacjonalizmu niemalże stały się częścią realnej polityki. Przodowała w tym Partia Liberalno-Demokratyczna, ale i w partii Ojczyzna pojawił się nurt etnonacjonalistyczny. Jednak nawet ksenofobicznie nastawiona połowa obywateli Rosji nie poszła za nacjonalistami. Po pierwsze dlatego, że typowy przedstawiciel ruchu to dla zwykłego Rosjanina niegodny zaufania chuligan. Po drugie, ludność bardziej ufa ruchom państwowym. Jeden z interesujących sondaży pokazał, że większość respondentów opowiada się za zakazem znanych im ruchów nacjonalistycznych, także dlatego, że nie są one związane z państwem. Oznaki zniechęcenia w ruchach nacjonalistycznych obserwowane były jeszcze przed wydarzeniami na Ukrainie. Potem nastąpił pośród nich rozłam. Co jednak ważniejsze, zwolennicy Noworosji prawie nie gromadzili ludzi na swoich wiecach ponieważ tę samą retorykę Rosjanie mogli usłyszeć w państwowej telewizji" – pisała Kuzmienko.

No more fear

Jeśli wierzyć oficjalnym statystykom, służby rosyjskie przeciwdziałają kilkudziesięciu zamachom terrorystycznym rocznie. Na przykład w roku 2020 podawały liczbę 72. Jednak zawsze są to przede wszystkim islamiści, wśród których dominują zwolennicy Państwa Islamskiego. Później jest długo, długo nic, a potem kilkoro ukraińskich nacjonalistów i na samym końcu młodociani faszyści. A zatem stanowią oni kroplę w morzu ekstremistów. Z drugiej jednak strony nie można przejść obojętnie obok faktu, że w ciągu ostatnich trzech lat młodzi Rosjanie kilkukrotnie dokonywali jednoosobowych zamachów terrorystycznych w stylu Andersa Breivika. Nie można również ignorować tego, że część z tych zamachów miała podłoże nacjonalistyczne oraz że pojawiły się nowe wspólnoty neonazistowskie. Nie można wreszcie nie łączyć tego ze wzrostem liczby młodych osób aresztowanych pod zarzutem ekstremizmu nacjonalistycznego.

Tym bardziej, że jak mówił w "Nowoj Gazietie" Aleksandr Wierchowski, dyrektor organizacji Sowa, "wzrost aktywności nacjonalistów jest faktem. Wiąże się on z zanikiem strachu przed prześladowaniami. W latach 2000-2010 radykalni nacjonaliści, czyli ci, którzy prowadzili uliczne akcje i atakowali ludzi, byli masowo zatrzymywani i otrzymywali realne wyroki. Następnie władze zarysowały linię tego, co jest dozwolone, a co nie, pokazując, że bicie ludzi i morderstwa nie będą tolerowane. Potem nastąpiła cisza. Jednak dla obecnej ultraprawicy tamte wydarzeniami to daleka przeszłość. Najwyraźniej wyrosło nowe pokolenie, które nie czuje jeszcze strachu przed państwem". Maksym Wiernicki z Antifa United dodaje, że do starych nacjonalistów "przychodzą nowi młodzi ludzie: końcówka szkoły średniej, pierwszy rok studiów. Dzięki temu starsi naziści stają się bardziej aktywni, bo chcą przekazywać swoje doświadczenia. Jest to szczególnie widoczne na prowincji. W miastach liczących milion mieszkańców służby wszystko kontrolują, ale w mniejszych miastach istnieje znacznie więcej możliwości tworzenia neonazistowskich struktur".

Jednocześnie głupotą byłoby zerojedynkowe stwierdzenie: w Rosji doszło do wzrostu nacjonalizmu, koniec, kropka. Owszem doszło, ale w bardzo szerokim kontekście społecznym i politycznym.

Rosyjskie Breiviki i inne historie

W latach 2020-2021 państwo rosyjskie uchwaliło rekordowo rozbudowany pakiet ustaw represyjnych, który kolejne grupy obywateli objął kategorią agentów zagranicznych, a kolejne grupy podmiotów kategorią organizacji ekstremistycznych i terrorystycznych. Zatem logiczne, że wzrosła liczba osób aresztowanych i podpadających pod nowe artykuły o działalności ekstremistycznej. Nowe ustawy i związane z nimi aresztowania dają również alibi lewiatanowi rosyjskich służb specjalnych, które są rozrośnięte ponad miarę i takie same otrzymują środki z budżetu państwa. A skoro sytuacja w Czeczenii została opanowana już 15 lat temu, nacjonaliści zostali spacyfikowani 10 lat temu, a Emirat Kaukaski czyli rosyjska odnoga Państwa Islamskiego została zlikwidowana 5 lat temu, to trzeba sięgać po nowe zagrożenia, by uzasadniać rację swojego nadistnienia.

Druga rzecz to nieuporządkowany system wydawania pozwolenia na broń, który pozwolił legalnie zdobyć karabin ludziom, którzy przed chwilą dostali dowód osobisty, o czym wspominał po zamachach sam Władimir Putin. Prezydent Rosji miał oczywiście rację, szkoda tylko, że nie pomyślał o przemocowej, nieprzystosowanej do nowoczesności szkole, gdzie uczy się hura patriotyzmu, marszu w zwartych szeregach, machoistycznego, a właściwie chuligańsko-żołnierskiego wzorca męskości, gdzie albo ty podtapiasz koledze głowę w kiblu, albo on tobie, bo wygrywa silniejszy, a każdy musi radzić sobie sam. I gdy cię boli, nie ma się co mazać. Mażą to się "liberaści" na Zachodzie, a rosyjski mużik nieustannie walczy i pozostaje niewzruszony jak skała.

Tak zwana konserwatywna rewolucja Putina to nie tylko pustosłowie. Kryje się za nią konkretny wzorzec ról społecznych, także damsko-męskich. Tak więc w darwinistycznym, surowcowym turbokapitalizmie nad rosyjskim chłopakiem wchodzącym w dorosłość ciąży brzemię zachowania tradycyjnej męskości, tylko że jednocześnie on już zna Netflixa i Justina Biebera, a tym samym wszystkie te "zniewieściałe" wzorce kulturowe Zachodu. Od tak sprzecznych komunikatów, narracji i opowieści może pomieszać się pod kopułą człowiekowi wykwitającemu z chłopaka w mężczyznę.

(Pop)kulturowej antynomii towarzyszą sankcje gospodarcze państw zachodnich wobec Rosji, które konsekwentnie obniżają poziom życia młodych Rosjan, blokując drogę awansu społecznego. W tym samym czasie Władimir Putin wyciął w pień całą opozycję. Zatem gdzie politycznej alternatywy szukać mają osoby plus-minus dwudziestoletnie, odczuwające permanentną deprywację? Niektórzy głosują na komunistów w Dumie, niektórzy idą na manifestacje w obronie Aleksieja Nawalnego, część wyjechała za granicę, inni tworzą własne biznesy, zapominając o polityce, ale co bardziej wrażliwi i sfrustrowani szukają dalej. I znajdują. Prawosławie, buddyzm, alkoholizm, sekty, narkotyki, anarchosyndykalizm, a czasem Adolfa Hitlera i Andersa Breivika. Taka jest cena autorytaryzmu w państwie wielonarodowym, gdzie bardzo łatwo przekuć społeczną frustrację w rasizm, szowinizm i nacjonalizm. Dlatego potrzebna jest silna władza, która będzie to kontrolować i pacyfikować. Kółko się zamyka.

Wreszcie musimy zmierzyć się z pewnym mitem funkcjonującym w głowach Polaków. Rosja to nie wyizolowany byt na innej planecie. Rosja to istotny uczestnik procesów globalnych. Skoro w Norwegii 33-letni Breivik zabija 77 osób w imię wszystkiego co antyeuropejskie, skoro 27-letni Australijczyk Brenton Tarrant zabija 51 modlących się w meczecie w imię supremacji białej rasy, skoro 21-letni Amerykanin Dylann Roof morduje dziewięciu Afrykańczyków, bo brakuje mu prawdziwych "skinheadów i Ku Klux Klanu", dlaczego w Rosji nie mieliby się znaleźć ich naśladowcy? Znaleźli i to dość szybko, bo do Rosjan dociera nie tylko Netflix, Miley Cyrus i idee demokracji, ale też Breiviki i postmodernistyczne formy neonazizmu.

Ludzie z podziemia

To zabawne, bo w tym roku w Rosji obchodzono dwusetną rocznicę urodzin Fiodora Dostojewskiego, którego tak bardzo fascynowali ludzie z podziemia. Niepracujący lecz żyjący na granicy ubóstwa w swoich zakurzonych klitkach, owładnięci sprzeciwem wobec norm społecznych i sięgający w tym po radykalne idee, zawsze ocierające się o zabójstwo w imię zbawienia ludzkości. Nie ma wątpliwości, że kolejna fala rosyjskich neonazistów, jeśli nadejdzie - a może już nadeszła, a my widzimy pierwsze sygnały ostrzegawcze - będzie postmodernistyczną hybrydą nacjonalizmu, ksenofobii, mrocznego tradycjonalizmu oraz prawosławia lub słowiańskiego neopogaństwa - w zasadzie to wszystko jedno, bo uzupełnią ją dowolne elementy. Wegetarianizm albo przymusowe spożywanie mięsa, satanizm, stalinizm albo szamanizm, narkotyki albo surowa abstynencja, asceza albo seksualne orgie i składanie Stołypinowi czy Trockiemu ofiar z niedźwiedzi. Nevermind. Najważniejsze, że będą to mikrowspólnoty ludzi z podziemia i to niekoniecznie z darknetu. Rosyjskie służby mają tak dobrze opanowaną sztukę inwigilacji internetowej, że pozostaną im tradycyjne formy komunikacji i kontaktów. Za 10-15 lat i oni się zakochają, będą chcieli założyć rodziny i normalnie żyć. Część z nich ze sobą skończy albo złamie ich więzienie. Cytując klasyczkę, i nie będzie już nikogo. Zatem po co o nich pisać? A po co czytać Dostojewskiego?

Czytaj także: