Premium

Między powodzią a niepewnością. "Nie chcę dłużej, nie chcę więcej"

Zdjęcie: TVN24

Do Ewy wielka woda nie doszła, bo Ewa mieszka na górce. Ale jest tam okrutnie samotna. Jarosław domu nie chciał opuścić do ostatniej chwili. Uparł się. Zbyszek okna wciąż zasłania kartonem. Mówi, że takie ma teraz firanki. Marzenie brak już sił na walkę o ubezpieczenia, bo opiekuje się niepełnosprawnym bratem. A Justyna z zespołem gotuje w swojej restauracji i rozwozi obiady. Niecałe pół roku po powodzi pojechałam do Radochowa.

Jest zdecydowanie zimniej niż w październiku. Ostry zakręt, droga prowadzi w dół i wjeżdżamy do Radochowa. Trochę się zmieniło. W miejscu, gdzie parę miesięcy temu stacjonowało wojsko i wolontariusze, teraz jest pusty plac, zostały dwa namioty i nieco żelastwa.

Dalej - miejscowa atrakcja. Budynek stoi tuż przy rzece Białej Lądeckiej, zawaliła się w nim jedna ze ścian, a budynki gospodarcze, które stały obok, woda dosłownie zmyła. Piętrowy dom rodzinny, któremu wyrwano część ciała - przez wyrwę widać całkowicie odsłonięte wnętrze, jest jak otwarta rana. Widać cały przekrój pokoi, ale wszystko groteskowo przechylone, porwane. Obrazy na ścianach, kanapy, pudła z książkami, poduszki... Ludzie przyjeżdżają, żeby to zobaczyć. Zrobić sobie zdjęcie na tle tego domu i pojechać dalej.

Mieszkańcy z rozgoryczeniem mówią "turystyka powodziowa", "niech sobie zrobią z nim kalendarz, to będzie można powiesić na ścianie".

14 września 2024 r. przez Radochów przeszła wielka powodziowa fala.

Gdy opadła, zostawiła po sobie zniszczone domy, ich zrozpaczonych właścicieli. Obnażyła też inne problemy - samotność starszych ludzi czy to, jak systemowo nie radzimy sobie w Polsce z nagłymi powodziami, jak bardzo jesteśmy na nie nieprzygotowani.

"Czerwone strefy"

To nie jest pierwszy raz, gdy woda sieje tu zniszczenie. To się dzieje raz na kilka lat. I raz na kilka lat władze, naukowcy, aktywiści próbują coś z tym zrobić, zapobiec jakoś przyszłym kataklizmom.

Był 2019 rok, gdy na zlecenie Wód Polskich opracowano plan, który zakładał budowę 16 małych zbiorników retencyjnych w Dolinie Kłodzkiej, m.in. w Radochowie. Za inwestycję zapłacić miał Bank Światowy. Chodziło o to, by w przyszłości poradzić sobie z tzw. czerwonymi strefami, czyli obszarami zalewowymi, w których osiedlanie się związane jest z ryzykiem. Zbiornik w Radochowie miał mieć 64 hektary, a realizacja tej inwestycji oznaczałaby wysiedlenie 2,5 tys. ludzi. W 2019 roku, po protestach mieszkańców, odstąpiono jednak od realizacji tego projektu.

Teraz, po wrześniowej powodzi, pomysł powraca. Decyzja, jaki kształt ma przyjąć ochrona przeciwpowodziowa zlewni Nysy Kłodzkiej i co z mieszkańcami tych terenów, ma być podjęta na podstawie badań zespołu naukowców, konsultacji społecznych i rządu. Ostatecznie zostanie szczegółowo opisana w ustawie.

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam