Imran Khan, były szef rządu, siedzi w więzieniu, ale wciąż cieszy się popularnością. Nie mógł przemawiać do zwolenników, więc zrobiła to za niego sztuczna inteligencja. Wielu kandydatów popieranych przez jego partię prowadzi kampanię z ukrycia w obawie przed aresztowaniem. Czy uda im się znów sięgnąć po władzę? Partia PTI nie ma poparcia wojska, a w Pakistanie wygrywa ten, za kim stoi armia.
W niespełna dwa lata z gabinetu premiera zawędrował do więziennej celi. Imran Khan kierował pakistańskim rządem od sierpnia 2018 roku do kwietnia 2022 roku, gdy parlament wyraził wobec niego wotum nieufności. Był pierwszym w historii kraju premierem, który stracił władzę w ten sposób.
Pakistańczycy są jednak przyzwyczajeni. Dynamicznymi zmianami na szczytach władzy dyryguje potężna armia. "Posada dowódcy rządowego wojska jest ważniejsza niż stanowisko premiera czy prezydenta" - pisał o Pakistanie w "Tygodniku Powszechnym" wybitny reporter Wojciech Jagielski.
Od czasu uzyskania niepodległości w 1947 roku żadnemu premierowi nie udało się jeszcze dokończyć swojej pięcioletniej kadencji.
Teraz dla fasadowej pakistańskiej demokracji nadszedł dzień kolejnej próby. W anturażu licznych kryzysów, aresztowań politycznych i zamachów bombowych (ostatnie miały miejsce ledwie wczoraj, zginęło ponad 20 osób) trwają tam właśnie wybory do Zgromadzenia Narodowego, niższej izby parlamentu.
Do wzięcia jest 266 mandatów. Dodatkowych 60 dostaną kobiety, a mniejszości wyznaniowe - 10. Startują aż 44 partie, ale liczą się tylko trzy.
Pakistan to piąte pod względem liczby ludności państwo świata i jedno z dziewięciu dysponujących bronią nuklearną.
Khan pozbawiony "władzy"?
Do głosowania dochodzi po miesiącach rządu tymczasowego i politycznych zawirowaniach związanych z usunięciem Imrana Khana. Na szczyt pomogła mu wspiąć się armia, ale gdy wszedł z wojskowymi w konflikt, został strącony z piedestału. On sam twierdzi, że jego usunięcie było spiskiem nie tylko armii, ale też Waszyngtonu oraz jego następcy, Shehbaza Sharifa.
- Co interesujące w kontekście sytuacji międzynarodowej, Imran Khan poparł przejęcie władzy przez talibów w Afganistanie. Był też obecny w Rosji podczas pierwszych dni inwazji na Ukrainę. Taka postawa, sprzeczna z interesami Waszyngtonu, daje mu możliwość, aby mówić, że jest ofiarą amerykańskiego spisku - zwraca uwagę w rozmowie z tvn24.pl dr Agnieszka Nitza-Makowska, adiunkt w Instytucie Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych w Collegium Civitas, opiekunka specjalności azjatyckiej na tej uczelni, prowadząca badania związane m.in. z Pakistanem.
- Być może popularność Imrana Khana, to, że on porywa tłumy, spowodowała, że armia straciła do niego zaufanie. Być może jego charyzma przytłoczyłaby charyzmę armii - podkreśla.
Po utracie stanowiska Khan wcale nie zrezygnował jednak z politycznej aktywności - rozpoczął organizację masowych wieców przeciwko nowemu gabinetowi. Sprawy jednak dalej się komplikowały. W maju 2023 roku został zatrzymany pod zarzutem korupcji, a przez kraj przetoczyły się gwałtowne zamieszki. Jego zwolennicy starli się z policją, doszło do licznych zatrzymań. To potęgowało tylko narrację Khana i jego środowiska o represjach ze strony władz i wojska, obejmujących aresztowania zwolenników, członków partii i jej kluczowych doradców.
Mimo licznych kontrowersji, które wzbudzał, a także zarzutów karnych i wyroków, Khan nadal cieszy się ogromną popularnością.
Ale, choć zmotywowany do powrotu, zadanie ma trudne. Bo jak lider i najpopularniejszy polityk Pakistańskiego Ruchu na rzecz Sprawiedliwości (Pakistan Tehreek-e-Insaf, PTI) ma poprowadzić swoje ugrupowanie do zwycięstwa zza więziennych krat? Przeciwko Khanowi wytoczono ponad 150 postępowań sądowych, między innymi o terroryzm czy podżeganie do przemocy. Od sierpnia 2023 roku odsiaduje już trzyletni wyrok za korupcję, a w zeszłym tygodniu został skazany jeszcze trzykrotnie - za ujawnienie tajemnic państwowych (10 lat więzienia), za korupcję i nielegalną sprzedaż prezentów (14 lat więzienia i zakaz pełnienia funkcji publicznych przez 10 lat) oraz za zawarcie małżeństwa niezgodnego z prawem (siedem lat więzienia).
Nie jest na razie jasne, czy wyroki będą się sumowały.
- Partia PTI, w odróżnieniu od swoich dwóch najważniejszych konkurentek, nie jest partią dynastyczną. Jest przede wszystkim skoncentrowana na kulcie założyciela Imrana Khana - podkreśla Nitza-Makowska. Zwraca uwagę, że Khan nie może kandydować w nadchodzących wyborach między innymi ze względu na wyrok za korupcję. - Przy czym oskarżenia o korupcję są typowe na pakistańskiej scenie politycznej - wyjaśnia. To polityczne narzędzie tradycyjnie wykorzystywane w Pakistanie, by uderzyć w przeciwników.
- To, co dzieje się obecnie, nie różni się znacznie od wydarzeń towarzyszących wyborom w 2013 i 2018 roku. Trudno oceniać skalę, czy te oskarżenia, czy napędzanie się partii przeciwko sobie, czy ingerencja establishmentu militarno-wywiadowczego jest większa. To mechanizm, który się powtarza i właściwie każda z trzech największych partii politycznych w Pakistanie była zarówno beneficjentką, jak i ofiarą tego mechanizmu - mówi ekspertka.
Tymczasem Pakistański Ruch na rzecz Sprawiedliwości (PTI) dwoił się i troił w wyborczej walce. I mimo fizycznej nieobecności swojego założyciela i lidera wydaje się, że nie stracił wiary. Partia postanowiła przezwyciężyć represje władzy i wojskowego establishmentu oraz inne trudności za pomocą kampanii w mediach społecznościowych, wykorzystując technologię oraz przedstawiając kandydatów, z których wielu to debiutanci.
Dźwięki bębnów i płatki róż
Rehena Dar kroczy bocznymi drogami Sijalkot, miasta w prowincji Pendżab na północy Pakistanu. Mija plakaty ze swoim wizerunkiem, porozwieszane na rogach wąskich ulic miasta. Jej krokom towarzyszy dźwięk bębnów, podczas gdy z góry obsypywana jest płatkami róż.
To dość wyjątkowy obrazek pakistańskiej kampanii wyborczej, bo publiczne zachęcanie elektoratu nie należy ani do najłatwiejszych, ani do najbezpieczniejszych sposobów dla konkurentów obecnej władzy.
Jeśli zaangażowanie w życie polityczne po skończeniu siedemdziesiątki ją zaskoczyło, to nie daje tego po sobie poznać. Wydaje się, że nie podziela lęków polityków PTI, którzy po aresztowaniu Khana odeszli z partii lub wycofali się z polityki, ani tych, którzy prowadzą swoje kampanie "z ukrycia" w obawie przed aresztowaniem i innymi represjami.
- To bardzo dobrze, że dumni synowie i córki, bracia i matki z mojego miasta Sijalkot stoją za mną - krzyczy na jednej ulic z taką pewnością siebie, jakby robiła to od lat.
Rehena Dar otwarcie wspiera Khana, mimo że formalnie jest kandydatką niezależną. - Jestem z Imranem Khanem i pozostanę z Imranem Khanem. Jeśli zostanę sama w przestrzeni publicznej, nadal będę trzymała flagę Imrana Khana i wyjdę z nią na ulice - deklaruje.
Kluczowy jest symbol
PTI otrzymała ostatnio bolesny cios. Sąd podtrzymał wydaną przez Krajową Komisję Wyborczą decyzję o pozbawieniu jej tradycyjnego symbolu wyborczego - kija do krykieta. Skąd tak osobliwy atrybut? Khan, zanim zajął się polityką, był sportowcem. To najsłynniejszy krykiecista w historii Pakistanu, który w 1992 roku poprowadził kraj do zdobycia Pucharu Świata.
Dlatego Dar i inni kandydaci PTI rywalizują jako niezależni.
Dla partii pozbawienie kojarzonego od lat symbolu jest poważnym problemem. W kraju, w którym wskaźnik piśmiennictwa wynosi 58 procent, posiadanie rozpoznawalnego znaku, za pomocą którego oznaczani są kandydaci na karcie do głosowania, jest kluczowe. Po zakazaniu kija do krykieta każdy ze startujących musi mieć swój własny symbol. W przypadku Dar to dziecięce łóżeczko. Inni wybierają różne przedmioty, takie jak czajnik czy saksofon.
Ten zabieg państwowych organów dr Nitza-Makowska określa jako niezwykle istotny dla pakistańskiego procesu wyborczego.
- W krajach rozwijających się, w tym w Pakistanie i Indiach, gdzie znaczna część społeczeństwa jest niepiśmienna, partiom politycznym przypisuje się symbole. I te symbole stają się też elementem tożsamości partii politycznych. Łatwo powiązać kij do krykieta z Imranem Khanem i PTI. Z kolei PML-N [Pakistańską Ligę Muzułmańską Nawaz - red.] symbolizuje tygrys, co napędza narracje partii o obietnicach, że Pakistan będzie kolejnym tygrysem azjatyckim - wskazuje politolożka.
Pakistańska Partia Ludowa (Pakistan Peoples Party, PPP) jako symbol ma strzałę.
- Tego elementu gry, tego sposobu zabiegania o wyborców PTI została pozbawiona - podkreśla nasza rozmówczyni. To tylko jedna z licznych - jak uważają przedstawiciele PTI - przeszkód w kampanii wyborczej.
Kampanie z ukrycia
Przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi w 2018 roku tłum na ulicach Sijalkot zbierał się dla Usmana, syna Reheny Dar. Usman był wtedy jednym z liderów PTI i specjalnym partyjnym doradcą ds. młodzieży.
Jednak według rodziny, jesienią ubiegłego roku Usman zniknął na trzy tygodnie. To nie pierwsze doniesienia o uprowadzeniach osób związanych z polityką wysokiego szczebla. Ma to być kolejny element zastraszania opozycji, wpisujący się w znany już dobrze politykom mechanizm rozprawiania się z konkurencją.
Niedługo później, na początku października, Usman pojawił się w telewizji i oświadczył, że Khan był "inicjatorem zamieszek z 9 maja". Chodzi o wspomniane już niepokoje, które wybuchły po zatrzymaniu byłego szefa rządu pod zarzutem korupcji. Aresztowano wtedy tysiące zwolenników Khana i oskarżono między innymi o udział w atakach na budynki wojskowe, w tym na rezydencję najwyższego rangą urzędnika wojskowego w mieście Lahaur. Khan został, co prawda, zwolniony z aresztu, ale represje wobec jego osoby i partii były kontynuowane.
Po tych protestach wielu polityków Pakistańskiego Ruchu na rzecz Sprawiedliwości, także z kierownictwa partii, ogłosiło odejście z szeregów formacji lub zupełnie z polityki. Odczytano to jako znak, że nie chcą być kojarzeni z partią, która ponosi odpowiedzialność za brutalne zamieszki. Tymczasem PTI stwierdziło, że rezygnacje te zostały wymuszone.
Cokolwiek byłoby prawdą, Rehana Dar pozostała niewzruszona. - Kiedy Usman Dar składał swoje oświadczenie, nie zgodziłam się z nim - zapewniła. - Powiedziałem mu, że byłoby lepiej, gdyby mój syn wrócił martwy - dodała. Stwierdziła, że jej dziecko złożyło "fałszywe oświadczenie".
Ale swobodne wychodzenie do ludzi i otwarty styl prowadzenia kampanii, jak u Rehany Dar, nie dla wszystkich był możliwy.
Niektórzy kandydaci walczyli o głosy z ukrycia, by uniknąć spotkania z policją. Jednym z nich jest Atif Khan. Ukrywa się od maja ubiegłego roku i twierdzi, że nie może uczestniczyć w wiecach. Obawia się aresztowania i niesprawiedliwego procesu. Według władz jest poszukiwany.
Atif Khan był ministrem w prowincji Chajber Pasztunchwa na północy Pakistanu. W tegorocznej kampanii, walcząc o głosy, pojawiał się w transmisjach wideo wyświetlanych na trzymetrowych ekranach, z którymi jeździł jego sztab i które ustawiał na miejskich placach. Takie wiece zwolennicy PTI mogli oglądać też na urządzeniach mobilnych.
- To zupełnie inne doświadczenie. Nie wśród tłumów, nie na scenie, nie wśród ludzi, ale staramy się sobie z tym poradzić - mówił Atif Khan w rozmowie z BBC.
- Największym wsparciem dla PTI są młodzi wyborcy. Korzystają z mediów cyfrowych, telefonów komórkowych, dlatego pomyśleliśmy, że powinniśmy za ich pośrednictwem bardziej nawiązać z nimi kontakt. Tylko to możemy zrobić. Możemy prowadzić kampanię za pośrednictwem mediów cyfrowych - oceniał. Technologia odgrywała zatem kluczową rolę w tej kampanii PTI.
Oficjalne strony partii na platformie X, Instagramie czy TikToku mają po kilka milionów obserwujących, czyli więcej niż dwie pozostałe główne partie - Pakistańska Partia Ludowa (PPP) i Pakistańska Liga Muzułmańska Nawaz (PML-N) - razem wzięte.
Wśród przywódców tych trzech partii Imran Khan jest jedynym, który ma własne konto na każdej z tych platform społecznościowych.
PTI wykorzystała technologię także po to, by pomóc wyborcom dowiedzieć się, który kandydat jest przez nią wspierany. Stworzyła stronę internetową, na której wyborcy mogą wpisać swój okręg i poznać symbol kandydata wspieranego przez PTI w danym okręgu.
"Tanie, bezpieczne i szybkie"
Imran Khan - uwielbiany przez kraj krykiecista, który stał się politykiem - potrafił przyciągnąć na swoje wiece tysiące ludzi. Teraz jednak nie może opuszczać celi.
Więc nie dość, że Khan siedzi, to jeszcze władza i wspierająca ją armia utrudniają - tak twierdzą przedstawiciele PTI - organizowanie spotkań z Pakistańczykami. Pod koniec stycznia policja użyła gazu łzawiącego, aby rozproszyć setki zwolenników PTI w Karaczi. Według rządzących, nie mieli oni odpowiedniego pozwolenia na gromadzenie się.
Zdaniem PTI to tylko jeden z przykładów, jak powstrzymywano ją od prowadzenia klasycznej kampanii. Sztab każdego kandydata, z którym rozmawiała BBC, opowiadał o zastraszaniu swoich zwolenników. Mieli być nękani, uprowadzani, zatrzymywani. Miała być wobec nich stosowana przemoc.
Rządzący zaprzeczyli tym oskarżeniom. - Uważamy te zarzuty za bezpodstawne i absurdalne - przekonywał w rozmowie z BBC tymczasowy minister informacji Murtaza Solangi. - Tak, aresztowano ludzi, ale aresztowań dokonano, ponieważ niektóre z nich dotyczyły wydarzeń z 9 maja albo innych spraw karnych - argumentował.
-PTI ma swobodę wyrażania sprzeciwu i zarzutów, nawet jeśli są one bezpodstawne. Podnoszą je media, a jednocześnie [politycy - red.] mają dostępne inne możliwości prawne, w tym sądy najwyższe w kraju - dodawał Solangi.
- To tanie, bezpieczne i szybkie - mówił o wirtualnych wiecach Jibran Ilyas, szef mediów społecznościowych PTI. W rozmowie z BBC przyznał też: - Być może wpływ jest mniejszy niż w przypadku fizycznych spotkań, ale staramy się przekazać nasze przesłanie.
Jednak nigdy wcześniej nie organizowano wiecu politycznego bez Imrana Khana, a teraz było to niemożliwe. Tymczasem, jak ocenił Jibran Ilyas, "ludzie tęsknią za przesłaniem" lidera.
W grudniu ubiegłego roku politycy PTI zdecydowali się więc wykorzystać sztuczną inteligencję do wygenerowania przemówienia Khana na internetowym wiecu. Nie było to jednak idealne rozwiązanie.
Według brytyjskiej grupy NetBlocks monitorującej cyberbezpieczeństwo i wolność w internecie, w Pakistanie kilkukrotnie dochodziło do zakłóceń na skalę ogólnokrajową na różnych platformach, co zbiegło się z niektórymi ze zdalnych wieców PTI. Jak przypomina dr Agnieszka Nitza-Makowska, zdarzało się też spowalnianie internetu, by PTI nie mogła prowadzić swoich działań.
Ponadto - jak podkreśla w rozmowie z BBC Michael Kugelman, dyrektor Instytutu Azji Południowej w think tanku Wilson Center w Waszyngtonie - "tylko około 30 procent populacji Pakistanu to aktywni użytkownicy mediów społecznościowych". - Mimo tego, że PTI jest skuteczne w rozpowszechnianiu informacji w mediach społecznościowych, zawsze będą granice zasięgu ich kampanii online - wyjaśnia.
"Demokracja kontrolowana"
Na to, jak wygląda sytuacja polityczna, wpływ ma zajmujące ważną pozycję wojsko. Dlatego dr Nitza-Makowska ustrój Pakistanu nazywa "demokracją fasadową, demokracją kontrolowaną". Jak mówi, to reżim hybrydowy, łączący w sobie elementy demokracji i systemu autorytarnego. - Rzecz w tym, że nawet jeśli proces wyborów przebiega relatywnie sprawnie, to ci, którzy są wybierani, nie rządzą tym krajem - puentuje.
- W Pakistanie zazwyczaj premierem zostaje ten kandydat, który ma wsparcie armii. I Khan wcześniej to wsparcie miał, po czym je utracił - podkreśla i wskazuje, że to nie jest odosobniony przypadek. W przeszłości to samo spotkało lidera PML-N Nawaza Sharifa [to jego brat, Shehbaz, tymczasowo zastąpił Khana w 2022 roku - red.], który teraz jest głównym konkurentem Imrana Khana i - jak prognozują nasza rozmówczyni, media oraz analitycy - prawdopodobnie przyszłym premierem Pakistanu.
Ekspertka zajmująca się Pakistanem zauważa przy tym pewien paradoks. - Społeczeństwo Pakistanu równocześnie pozytywnie ocenia Imrana Khana i armię - mówi. Przytaczając badania opinii publicznej z czerwca ubiegłego roku wykonane przez Instytut Gallupa, wskazuje, że "wówczas Khana pozytywnie oceniło 60 procent, a armię 88 procent pakistańskiego społeczeństwa". - W sytuacji, gdy armia nie popiera Imrana Khana, pytanie brzmi, jak zareaguje społeczeństwo.
Bo to właśnie armia dała Khanowi bilet do władzy, wpływając na przebieg wyborów w 2018 roku. - Doszło do szeroko zakrojonych represji i manipulacji, doszło do aresztowań członków partii PML-N [Pakistańska Liga Muzułmańska Nawaz - red.]. Tuż przed wyborami ogłoszono wyroki więzienia, w tym Nawaza Sharifa skazano na 10 lat - przypominał natomiast Kugelman w rozmowie z BBC. Ostatecznie wyroki przeciwko temu politykowi były zmieniane i nie pozbawiono go wolności, a nawet na mocy ostatnich sądowych decyzji znów zyskał możliwość ubiegania się o funkcje publiczne.
Zdaniem rozmówcy BBC sytuacja jest jednak inna niż w przypadku poprzednich wyborów. - Powiedziałbym, że schemat jest ten sam, ale tym razem intensywność jest większa. Liczba przywódców i zwolenników partii, którzy zostali aresztowani i uwięzieni, jest większa niż w przypadku ostatnich wyborów - ocenił. Jak zauważał, "tym razem członkowie rodzin zostali w to uwikłani". - Nie jest to bez precedensu, ale wyróżnia się - ocenił.
Czy to się uda?
PTI próbowała wykorzystać każdy cios wymierzony Imranowi Khanowi lub swojej kampanii jako paliwo, ale czy to zadziała? Państwowa machina im nie sprzyjała. W pakistańskich kanałach telewizyjnych mnóstwo było relacji z wieców wyborczych Nawaza Sharifa z PML-N lub Bilawala Bhutto Zardariego z PPP na scenie. Tymczasem informacje o PTI, jakie pojawiły się w tygodniu poprzedzającym wybory, dotyczyły głownie kilku wyroków więzienia, jakie zapadły wobec jej założyciela. Według Michaela Kugelmana, wielu wyborców może mieć poczucie, że głosowanie na tę partię nie ma sensu, ponieważ mogą sądzić, że PTI nie ma szans na zwycięstwo.
"Wybory są kamuflażem"
Czy nadzieje PTI i wiara w zwycięstwo na przekór wszelkim opiniom mają szanse na spełnienie?
- Nawet jeśli procedura wyborów nie jest naruszana, to, co dzieje się wokół, jest w znacznym stopniu sterowane przez armię. Jeślibyśmy sobie wyobrazili sytuację, że wygrywa kandydat, który nie jest popierany przez armię, to moglibyśmy bardzo szybko spodziewać się kolejnych wyborów albo dużego chaosu w państwie. Zakładam, że pakistański elektorat także jest tego świadomy - komentuje rozmówczyni tvn24.pl.
Niezależnie od okołowyborczych manipulacji "wybory pozostają najmocniejszym demokratycznym elementem tego hybrydowego systemu politycznego". - Od 2008 roku Zgromadzenie Narodowe jest w stanie przetrwać okres pełnej kadencji - mówi.
A czy wybory mogą zostać sfałszowane? Wojsko i policja pilnują urn i balotów wyborczych. W styczniu tego roku, wyrażając głębokie zaniepokojenie ogólnym pogorszeniem się sytuacji w zakresie praw człowieka w kraju, Komisja Praw Człowieka Pakistanu oświadczyła, że "niewiele jest dowodów wskazujących, że nadchodzące wybory będą wolne, uczciwe i wiarygodne". W czerwcu 2023 roku "The Economist" wyraził pogląd, że "armia pakistańska zmanipuluje i sfałszuje karty do głosowania, aby zapewnić porażkę PTI".
- Zobaczymy, takie obawy są zawsze - przyznaje politolożka. - Gdy patrzymy na to, co się dzieje wokół samej tej procedury, to mamy wątpliwość co do każdego demokratycznego elementu Pakistanu. Widzimy, jak opozycja traktuje się nawzajem. Widzimy, że niektórzy kandydaci i partie są oskarżani o korupcję - mówi dr Nitza-Makowska. Dodaje, że "duże znaczenie i dla wyników wyborów i dla tego, komu łatwiej jest prowadzić tę kampanię, a komu trudniej, ma establishment militarno-wywiadowczy". Czyli wojsko i służby.
- Armia oficjalnie nie ingeruje w ten system wyborczy, ale nim manipuluje - wyjaśnia. - Mam wrażenie, że te wybory są takim kamuflażem. Kamuflażem, którego wymaga otoczenie międzynarodowe. Demokracje są lepiej postrzegane przede wszystkim przez partnerów z Zachodu - wyjaśnia. Chociaż teraz - dodaje - w stosunkach międzynarodowych Pakistanu widać zwrot ku Chinom i Rosji.
Według niej także wewnątrz kraju jest oczekiwanie, że wybory się odbędą. - Trajektoria ustrojowa Pakistanu, czyli historia tego reżimu, jest bardzo dynamiczna. Były zamachy stanu, dyktatury wojskowe, jednak zawsze, nawet gdy urząd sprawował dyktator, była presja i oczekiwanie ze strony społeczeństwa, aby wybory jednak przeprowadzać - mówi.
Zwraca też uwagę, że w Pakistanie "reżimy wojskowe wcale źle nie funkcjonowały". - Szczególnie w okresach, kiedy miały wsparcie Stanów Zjednoczonych, co wiązało się z napływem amerykańskich dolarów do Pakistanu, dzięki temu sytuacja gospodarcza w kraju się poprawiała - wyjaśnia dr Nitza-Makowska.
Autorka/Autor: Aleksandra Koszowska
Źródło: tvn24.pl