Drugi syn, duma i radość, ogromne. O zdrowie Jaśka, najpierw o jego wzrok, zaczęli niepokoić się w wakacje, na urlopach. Diagnoza była ciosem. - Od lekarza usłyszeliśmy, że teraz, w takiej sytuacji, dumę musimy schować do kieszeni - opowiadają Agnieszka i Zbigniew Łazińscy, rodzice niepełnosprawnego syna.
Czym jest szczęście?
Agnieszka: - Postępy i osiągnięcia Jaśka, wiadomo, tylko że u nas więcej jest regresów, niestety.
Zbyszek: - Rodzina. Powiem tyle: nie wyobrażam sobie, żeby takim dzieckiem opiekować się samemu i być zdrowym psychicznie. Jeżeli nie ma jakiegoś resetu, jakiejś odskoczni... Ja, dzięki Agnieszce, ten raz w tygodniu mogę pograć w tenisa czy siatkówkę, wyskoczyć na narty czy żagle, przewietrzyć głowę. Sam bym tego nie wytrzymał.
Czym jest strach?
Agnieszka: - Przeraża mnie upływ czasu, te czarne myśli, co będzie. Oboje skończyliśmy 50 lat, za 10 czy 20 możemy być schorowani. I co wtedy? Przecież Jasiek sam nie zrobi nic.
Zbyszek: - Ja się nie boję. Nauczyłem się nie myśleć o przyszłości. Jest tu i teraz. Na początku wpadłem w depresję na pół roku, może na rok. A potem powiedziałem sobie, że trzeba żyć. Że jestem potrzebny i Jaśkowi, i Adze. Jakoś to będzie, raz lepiej, raz gorzej, byle do przodu.
Agnieszka: - A ja o przyszłości myślę cały czas. I płaczę. Najbardziej się boję, że ktoś go kiedyś skrzywdzi, nie wiem, przywiąże do łóżka. Powiem coś strasznego, ale prawdziwego, co chyba każdy rodzic w podobnej sytuacji ma gdzieś z tyłu głowy: gdyby Jaśko odszedł przed nami, byłabym spokojna. Straszne, prawda? Tak bardzo go kocham. Tak bardzo się boję.
9 punktów w skali Abgar
Zaczęło się od studniówki.
W roku 1990 mieli po 19 lat, od początku ogólniaka chodzili do tej samej klasy, profil matematyczno-fizyczny. On siedział w ławce za nią. Znajomość, może przyjaźń, nic więcej. Dogadali się, że na tę studniówkę pójdą razem. Poszli i zostali parą. Na dobre i na złe.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam