|

Bułki znikały przed dziesiątą, dentyści nie mogli leczyć. A potem runął mur

Fiszka z wytycznymi dotyczącymi podawania śniadań dla szefa Stasi Ericha Mielkego
Fiszka z wytycznymi dotyczącymi podawania śniadań dla szefa Stasi Ericha Mielkego
Źródło: Jacek Pawłowski

Jaja w gabinecie i firanki w samochodzie policji politycznej. Kolorowe zdjęcia nieoddające kolorów. Zupa kalafiorowa i smażone ziemniaki jako wykwintne danie. I tysiące królików na pasie ziemi niczyjej w centrum wielkiego miasta. Mur Berliński kładł się cieniem na całe wschodnie Niemcy, a nawet znacznie dalej.

Artykuł dostępny w subskrypcji

35 lat temu mur przestał dzielić Berlin. 9 listopada 1989 roku uznaje się za jedną z symbolicznych dat końca podziału Europy. W sensie fizycznym mur, który miał ponad 150 kilometrów długości, był metodycznie rozbierany przez ponad rok.

Przez 35 lat historia muru została już opowiedziana na wiele sposobów. Dziś spróbuję pokazać oddziaływanie muru na ludzi - to symboliczne i to fizyczne - poprzez przedmioty, miejsca na mapie Berlina, elementy codziennego życia i dzieła popkultury. Bo choć mur był obiektem i symbolem wielkiej polityki, to największy wpływ wywierał na życie zwykłych ludzi.

Hasła ułożyłem alfabetycznie, ale można je czytać w dowolnej kolejności.

Aktualnie czytasz: Bułki znikały przed dziesiątą, dentyści nie mogli leczyć. A potem runął mur

"Arahja"

Bodaj najbardziej znany utwór polskiej grupy Kult, z 1988 roku. Lider formacji Kazimierz Staszewski, choć niechętnie wyznaje, jak powstają jego teksty, tak mówił o inspiracjach "Arahji":

W momencie kiedy (…)  wjeżdżałem do Berlina Zachodniego, miałem przed oczami przepołowiony organizm, jakby nożem przecięty i jedna część jakby pozostawiona sama sobie, gnijąca niemalże, a tylko o drugą się dba. I stąd ta paralela, że to jak z ciałem, dziesięć palców na jedną stronę, pięć u nogi, pięć u ręki, a dziesięć na drugą. Czy [też] ten "mój dom murem podzielony'"- inspiracja z Muzeum Muru Berlińskiego, gdzie jakieś zupełnie ekstremalne przypadki pokazano, gdy Mur wręcz przechodził przez czyjeś mieszkanie. (Wiesław Weiss, "Kult. Biała księga. Czyli wszystko o wszystkich piosenkach", Wydawnictwo Kosmos Kosmos, 2009, s. 148-149).

"Moja ulica murem podzielona..." Na zdjęciu: fragment panoramicznej instalacji artystycznej Yadegara Asasiego wybudowanej w Berlinie
"Moja ulica murem podzielona..." Na zdjęciu: fragment panoramicznej instalacji artystycznej Yadegara Asasiego wybudowanej w Berlinie
Źródło: Jacek Pawłowski

Trochę objaśnień do tej wypowiedzi Kazika. Po II wojnie światowej Niemcy zostały podzielone na cztery strefy okupacyjne, zarządzane przez zwycięskie mocarstwa. Dodatkowo na cztery strefy okupacyjne podzielony był sam Berlin, znajdujący się jednak w środku strefy sowieckiej. Mur Berliński wybudowały w 1961 roku władze komunistycznej, zależnej od Związku Sowieckiego, Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Oddzielał strefę sowiecką od amerykańskiej, brytyjskiej i francuskiej. W latach 80. XX wieku Berlin Zachodni był enklawą wolności i względnego dostatku wewnątrz terytorium komunistycznych Niemiec.

"Arahja" miała nazywać się "Nową piosenką o Berlinie", ale muzycy Kultu słusznie przewidzieli kłopoty z cenzurą. Nadali więc pieśni nic nieznaczący tytuł, będący anagramem niektórych głosek nazwy zespołu Uriah Heep (niektórym członkom zespołu wstęp do utworu kojarzył się właśnie z UH).

Bariery

Zakazane słowo, którego nie usłyszeli widzowie państwowej telewizji w NRD w 1988 roku, w czasie transmisji z Berlina Wschodniego koncertu Bruce'a Springsteena.

Władze NRD liczyły, że jak da się ludziom rozrywkę z Zachodu, to nie będą knuć przeciw rządzącym. Springsteenowi komunistyczny reżim zabronił mówić ze sceny o Murze Berlińskim. Artysta honorowo wywiązał się ze zobowiązania. O murze nie wspomniał. Ale powiedział po niemiecku m.in.:

Przyjechałem grać rock'n'rolla dla mieszkańców Berlina Wschodniego w nadziei, że pewnego dnia wszystkie bariery zostaną usunięte.

Na te słowa ogłuszającym aplauzem zareagowało "tylko" trzysta tysięcy ludzi zgromadzonych na koncercie. "Tylko", bo miliony telewidzów słów tych nie usłyszało. Transmisja była nadawana z bezpiecznym opóźnieniem - tak że czujni cenzorzy mogli zareagować. Po krótkiej wypowiedzi po niemiecku Springsteen zagrał nie swój przebój - "Chimes of Freedom" ("Dzwony wolności") - utwór Boba Dylana, w którym mowa jest m.in. o zacieśniających się… murach.

Bruce Springsteen wciąż jest artystą zaangażowanym. Na zdjęciu - pod koniec października na wiecu Kamali Harris w Atlancie
Bruce Springsteen wciąż jest artystą zaangażowanym. Na zdjęciu - pod koniec października na wiecu Kamali Harris w Atlancie
Źródło: PAP/EPA/ERIK S. LESSER

Charlie (checkpoint)

Nazwa najsłynniejszego przejścia granicznego w środku podzielonego Berlina.

Po podziale Niemiec, okupowanych przez zwycięzców II wojny światowej, Sowieci odgrodzili granicą nie swoje strefy okupacyjne w Berlinie. Przez środek Berlina już na przełomie lat 40. i 50. XX wieku biegła granica państwowa. Jednak dopiero w 1961 r., gdy liczba ucieczek obywateli NRD na Zachód zaczęła zagrażać gospodarce, został zbudowany fizyczny mur. Granicę państwową biegnącą przez środek miasta można było przekraczać wyłącznie przez przejścia graniczne.

Kontrola  w Checkpoint Charlie z pojazdem policji wojskowej USA, w tle przejście graniczne Friedrichstrasse
Kontrola w Checkpoint Charlie z pojazdem policji wojskowej USA, w tle przejście graniczne Friedrichstrasse
Źródło: Berlin Wall Foundation / Paul Kremer

Przejście Checkpoint Charlie było przeznaczone tylko dla cudzoziemców - turystów i dyplomatów. Nazwa Charlie pochodzi od trzeciej litery alfabetu. Przejścia graniczne oznaczano bowiem kolejnymi literami alfabetu, którym przyporządkowywano słowa - Alpha, Bravo, Charlie, Delta itd. Zachodni alianci, którzy nie uznawali podziału Berlina, ustawili w tym miejscu na środku Friedrichstrasse budkę wartowniczą. Kontroli granicznych cywilów od zachodniej strony jednak nie było. Po stronie wschodniej natomiast powstała pełna infrastruktura przejścia granicznego i tam przechodzący byli kontrolowani.

Jedną z kontroli, która przeszła do historii, była próba wylegitymowania i sprawdzenia Allana Lightnera, amerykańskiego dyplomaty, który zmierzał do opery w Berlinie Wschodnim. Z powodu naruszenia swobody przemieszczania się alianckich dyplomatów USA wysłały na Checkpoint Charlie dziesięć czołgów i jednostkę piechoty. Takie same siły wystawił po wschodniej stronie Związek Sowiecki. Siłowej konfrontacji zapobiegły żmudne i tajne rozmowy dyplomatów obu stron.

Dziennik niedostatku

Zwykły zeszyt, w którym data po dacie zapisano, czego nie można było kupić w sklepach Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Zapiski, wyeksponowane w Muzeum NRD w Berlinie, obejmują lata 80. XX wieku. Są - jak można przeczytać na tabliczce obok - świadectwem oburzenia zwykłej obywatelki złym stanem zaopatrzenia.

Dziennik niedostatku to odkryte w 2018 roku stare zapiski Ingeborg Lüdicke, mieszkanki Saksonii Anhaltu
Dziennik niedostatku to odkryte w 2018 roku stare zapiski Ingeborg Lüdicke, mieszkanki Saksonii Anhaltu
Źródło: Jacek Pawłowski

W ostatniej dekadzie istnienia NRD brakowało praktycznie wszystkiego - od sera w plastrach, przez struny do gitary, po papier toaletowy. Nawet zwykłych bułek było w sklepach tak mało, że klienci wykupywali wszystkie, zanim wybiła dziesiąta rano. W aptekach brakowało kropli do oczu. A dentyści nie mieli materiałów, by leczyć ludziom zęby. Po pomarańcze i banany, które pojawiały się sporadycznie, głównie w grudniu, stały tasiemcowe kolejki. Natomiast na widok ludzi, stojących na zewnątrz sklepu przy minus dziesięciu stopniach po solone śledzie, autorka dziennika napisała:

Beze mnie! Wolę nie jeść.

Emigracja

Bezpośrednia przyczyna powstania Muru Berlińskiego. Od zakończenia II wojny światowej do wzniesienia muru, 3,5 mln Niemców uciekło - z pozostającej pod rosyjską dominacją NRD, do znajdującej się pod kontrolą mocarstw zachodnich Republiki Federalnej Niemiec (RFN).

We wschodnich Niemczech w latach 50. i 60. XX wieku wyjazdy na Zachód były zabronione. Mimo to masy Niemców ze wschodu, korzystając z tego, że do czasu wzniesienia muru granica wewnątrz stolicy miała względnie umowny charakter, przedostawały się do Berlina Zachodniego. Przyczyny: bieda i brak wolności w NRD.

Ucieczka z Berlina Wschodniego (5 grudnia 1961)
Ucieczka z Berlina Wschodniego (5 grudnia 1961)
Źródło: Schöne / ullstein bild / Getty Images

Emigracja była tak masowa, że mimo dodatniego przyrostu naturalnego liczba ludności NRD między 1950 a 1960 rokiem spadła o 1,2 mln. Na przełomie lat 50. i 60. w miastach NRD brakowało lekarzy, a na wsiach nie było komu uprawiać pól. Nawet sami komuniści doskonale zdawali sobie sprawę, że na tle Zachodu życie w ich ustroju wypada blado i szaro, a nawet czarno.

Furgonetka

Po drogach NRD jeździło ich wiele. Ale tylko niektóre dla celów politycznych.

Furgonetki Barkas służyły jako radiowozy, minibusy oraz samochody dostawcze. Fabryka, w której były produkowane, może uchodzić za symbol powojennej historii. Zakłady Framo w Chemnitz armia czerwona potraktowała jako łup wojenny i wywiozła do Związku Sowieckiego. Na miejscu starego Framo, w tym samym mieście, ale już o nowej nazwie Karl-Marx-Stadt, władze NRD wybudowały zakłady motoryzacyjne VEB Barkas-Werke.

Nieliczne ocalałe barkasy-więźniarki są dziś eksponowane w muzeach. Między innymi w głównym holu Muzeum Stasi w Berlinie
Nieliczne ocalałe barkasy-więźniarki są dziś eksponowane w muzeach. Między innymi w głównym holu Muzeum Stasi w Berlinie
Źródło: Jacek Pawłowski

Furgonetki z tej fabryki nie odegrałyby większej roli w historii komunistycznych Niemiec, gdyby nie fakt, że niektóre egzemplarze były dobrze zamaskowanymi więźniarkami. Używała ich tajna policja polityczna - Stasi (Staatssicherheitsdienst) - do przewożenia więźniów politycznych. W środku budy znajdowało się pięć cel wielkości jednodrzwiowych szaf na ubrania oraz miejsce dla uzbrojonego konwojenta. Żeby pojazdy wyglądały na zewnątrz przyjaźniej i aby nie dało się zajrzeć do środka, w okienkach części "więziennej" barkasów Stasi wieszała firanki.

"Great Day for Freedom"

Znany utwór muzyczny, nawiązujący do Muru Berlińskiego, ale wydany już po jego upadku - w 1994 roku.

Ten przebój Pink Floyd, napisany przez Davida Gilmoura i jego żonę Polly Samson, mówi o zawiedzionych nadziejach - w związku z tym, co stało się w Europie po wyzwoleniu się wielu narodów spod sowieckiej dominacji. W tekście pojawia się wątek granic, które przesuwają się jak piaski pustyni, podczas gdy narody umywają skrwawione ręce. Te słowa interpretowane są jako nawiązanie do krwawych wojen między narodami byłej Jugosławii (1992-1995). Pierwsze zaś słowa, które Gilmour śpiewa, są wspomnieniem dnia, w którym runął mur, a ludzie wznosili toasty za wolność.

David Gilmour ma 78 lat. We wrześniu, po niemal dekadzie milczenia, ukazała się jego nowa płyta
David Gilmour ma 78 lat. We wrześniu, po niemal dekadzie milczenia, ukazała się jego nowa płyta
Źródło: Anton Corbjin/Sony Music Polska

W jednym z wywiadów Gilmour mówił, że "A Great Day for Freedom" traktuje o upadku żelaznej kurtyny i o końcu podziałów między Wschodem a Zachodem. Ale w tekście jest też gorzki punkt widzenia na wspaniały sen, który według wielu powinien był się zdarzyć po upadku muru, a w rzeczywistości zaistniała szpetna rzeczywistość.

"Heroes"

Przebój Davida Bowiego. Napisany w Berlinie i wydany w 1977 roku.

Bowie, zafascynowany niemieckim nurtem muzycznym, zwanym krautrockiem, w 1976 r. zamieszkał w Berlinie Zachodnim. Tu nagrał m.in.  płytę "Heroes", uznaną za inspirowaną zimną wojną i podzielonym miastem. Aż do swojej śmierci w 2016 roku Bowie, skryty i nieskory do zwierzeń, bardziej dawał pole do swobodnych interpretacji, niż precyzyjnie tłumaczył, co miał na myśli w napisanym w Berlinie tekście pt. "Heroes" o parze kochanków stojących pod murem i całujących się pod lufami karabinów.

Dziesięć lat po wydaniu "Heroes" David Bowie dał koncert w Berlinie Zachodnim
Dziesięć lat po wydaniu "Heroes" David Bowie dał koncert w Berlinie Zachodnim
Źródło: Shutterstock

W połowie września br. BBC wyemitowało dokument dźwiękowy o pobycie Bowiego w Berlinie. Zabrała w nim głos Clare Shenstone, modelka i aktorka, która w tamtych latach miała pozostawać w nieformalnym związku z piosenkarzem. Wspominała odwiedziny u Bowiego w Berlinie, gdy rano opowiedziała mu swój sen o delfinach, a potem poszli na spacer. Przechodzili przez Checkpoint Charlie, odwiedzali muzeum, a potem Bebelplatz, na którym w 1933 roku naziści palili "nieprawomyślne" książki. Następnie, po zachodniej stronie, David i Clare szli wzdłuż muru, widząc w świetle reflektorów sylwetki żołnierzy i cienie karabinów. Aż w końcu - jak relacjonowała Shenstone - Bowie wziął ją za ręce i pocałował. Poetycki tekst Bowiego jest mniej więcej o tym, o czym prozą przed mikrofonem radiowym powiedziała Shenstone. 

Dziesięć lat po wydaniu "Heroes" Bowie dał koncert w Berlinie Zachodnim. Na scenie tuż koło muru. Muzyka była doskonale słyszalna po wschodniej stronie. Bowie przemówił wtedy po niemiecku:

Wysyłamy najlepsze życzenia dla wszystkich naszych przyjaciół po drugiej stronie muru.

Po wschodniej stronie dochodziło do przepychanek mieszkańców z policjantami. Policja Ludowa NRD za wszelką cenę starała się nie dopuścić ludzi zbyt blisko muru, a oni chcieli choć słyszeć ten koncert.

Gdy Bowie zmarł 10 stycznia 2016 roku, niemieckie MSZ zamieściło na Twitterze wpis: "Żegnaj, Davidzie Bowie. Jesteś teraz wśród bohaterów. Dziękujemy za pomoc w obaleniu muru".

Mur upadł dwa lata po pamiętnym koncercie.

Izba Ludowa

Tak nazywał się parlament byłej NRD. Mieścił się w imponującym i nowoczesnym jak na tamte czasy budynku.

Siedzibę Izby Ludowej nazwano Pałacem Republiki. Niemcy żartowali (zamieniając jedną literę w słowie Palast  - "pałac"), że jest to balast Republiki. Koszty wzniesienia siedziby parlamentu były ogromne. Wyniosły 500 mln marek wschodnioniemieckich. Budynek o wymiarach 180 na 86 metrów miał elewację z białego marmuru, przyciemniane okna i ponad tysiąc elektrycznych lamp podwieszonych w środku. Znalazła się w nim nie tylko sala obrad parlamentu, ale też sala kongresowa na pięć tysięcy miejsc, teatr, galeria sztuki, kilka sal konferencyjnych, trzy restauracje, poczta, klub muzyczny i kręgielnia.

Pałac Republiki - siedziba Izby Ludowej NRD
Pałac Republiki - siedziba Izby Ludowej NRD
Źródło: Probst/ullstein bild via Getty Image

Budynek został naszpikowany pięcioma tysiącami ton azbestu - cenionego, niepalnego materiału izolacyjnego, ale, jak wkrótce odkryto, rakotwórczego. Po upadku Muru Berlińskiego Pałac Republiki stał się rzeczywiście kosztownym balastem dla państwa. Pragmatyczni Niemcy długo jednak nie mogli zdecydować się na rozbiórkę, snując plany o ponownym wykorzystaniu budynku - już bez azbestu. Ostatecznie Palast-balast został rozebrany w latach 2006-2008.

Dziś w miejscu Pałacu Republiki za odtworzoną fasadą barokowego pruskiego zamku (stojącego wcześniej w tym miejscu, a zburzonego przez komunistów) znajduje się nowoczesne centrum kulturalno-naukowo-artystyczne - Forum Humboldtów. 

Język

Język ma znaczenie, czego dowodzi historia pewnego utworu - z korzeniami pod Murem Berlińskim.

W zachodnich Niemczech w latach 70. i 80. powstało wiele zespołów muzycznych, które śpiewały po angielsku. Modern Talking, Alphaville, Bad Boys Blue, Boney M. czy The Scorpions - to tylko niektóre przykłady. Jednym z niewielu niemieckojęzycznych przebojów, które zyskały światowy rozgłos, był inspirowany Murem Berlińskim protest song pt. "99 Luftballons" zespołu Nena.

Koncert niemieckiego zespołu Nena (Hamburg, 2016)
Koncert niemieckiego zespołu Nena (Hamburg, 2016)
Źródło: Daniel Reinhardt/dpa/PAP

Carlo Karges, gitarzysta tej formacji, a jednocześnie tekściarz, uczestniczył w 1982 roku w koncercie The Rolling Stones w Berlinie Zachodnim. Elementem widowiska było wypuszczenie w powietrze balonów, które pofrunęły w stronę horyzontu. Karges zastanawiał się, co by się stało, gdyby balony te przefrunęły nad murem do Berlina Wschodniego. Potem napisał poetycko-katastroficzny tekst o tym, jak niewinne balony zostają pomylone z atakiem UFO, ostrzelanie ich staje się zarzewiem konfliktu mocarstw, w którym nie ma zwycięzców, a świat obraca się w pył. W ruinach świata zostaje odnaleziony jeden nienapompowany balonik. Bo w powietrze miało wzbić się sto, ale jeden gdzieś się zgubił. Nie został ostrzelany i pozostał w popiołach świata po zagładzie.

"99 Luftballons" doczekał się również angielskiej wersji. Jednak wkrótce zespół uznał to za błąd. Bo angielski przekład w stosunku do niemieckiego oryginału nie oddawał ducha utworu, a nawet brzmiał - w ocenie zespołu - niemądrze.

30 lat po upadku Muru Berlińskiego
30 lat po upadku Muru Berlińskiego (wideo z 2019 roku)
Źródło: TVN24

Króliki

Zwierzęta, dla których Mur Berliński był ostoją bezpieczeństwa i dostatku.

Wschodni berlińczycy do właściwego muru nawet nie mogli podejść, bo wzdłuż niego znajdował się szczelnie odgrodzony od reszty miasta pas ziemi, na który nie wolno było wchodzić pod groźbą zastrzelenia. Na tym pasie wyrosła trawa i pojawiły się dzikie króliki. Było to dla nich idealne miejsce do życia. Pokarmu pod dostatkiem, brak ludzi, brak bezpańskich psów i innych zagrożeń. Nic dziwnego, że króliki szybko się rozmnożyły. Po upadku muru uciekły na zachód. Zupełnie jak ludzie.

Jeszcze teraz w berlińskich mediach powraca problem dziko żyjących królików w zachodniej części miasta. Władze organizują odłowy sanitarne, ale populacja szybko się odradza. W Berlinie do dziś znajduje się również kilkadziesiąt królików... mosiężnych.

Jeden z wtopionych w berlińskie chodniki metalowych królików, będący elementem artystycznej instalacji Karli Sachse
Jeden z wtopionych w berlińskie chodniki metalowych królików, będący elementem artystycznej instalacji Karli Sachse
Źródło: Mo Photography Berlin/Shutterstock

Są pozostałością projektu artystycznego Karli Sachse, która w dziesiątą rocznicę obalenia muru stworzyła instalację uliczną "Królicze pole". W powierzchnię chodników i jezdni ulicy Chausseestrasse wmontowała ponad 120 metalowych sylwetek ze sterczącymi uszami. Przez ćwierć wieku połowa mosiężnych królików zniknęła. Dziś władze Berlina zastanawiają się nad rewitalizacją dzieła Sachse. Prawdopodobnie króliki zostaną tylko w chodnikach. Bo w jezdni nie wytrzymują obciążenia ruchem samochodowym.

Życie tych zwierząt między dwoma murami zainspirowało polskiego reżysera Bartosza Konopkę. Jego, obsypane nagrodami i m.in. nominacją do Oscara dzieło, "Królik po berlińsku" (2009 rok) uważane jest za alegorię pragnienia wolności.

Luksus z NRD

Pojęcie względne, ale oparte na faktach.

Towary codziennego użytku produkowane przez przemysł NRD, wystawione w Muzeum NRD w Berlinie
Towary codziennego użytku produkowane przez przemysł NRD, wystawione w Muzeum NRD w Berlinie
Źródło: Jacek Pawłowski

Na tle ogólnej mizerii bloku socjalistycznego NRD prezentowała się jako kraj w miarę dostatni, choć wschodni Niemcy z pewnością uważali inaczej (patrz: "Dziennik niedostatku"). Towary z NRD były przedmiotem pożądania w komunistycznej Polsce. W czasie wakacyjnych wyjazdów do kraju za Odrą młodzież obkupowała się w ubrania, kosmetyki, buty, gitary i słodycze. Dorośli cenili enerdowski sprzęt gospodarstwa domowego. W cenie były również aparaty i materiały fotograficzne (patrz: "ORWO"). Czarno-białe nie były podobno tak złe jak kolorowe.

Łzy

W miejscu odpraw na kolejowym przejściu granicznym Friedrichstrasse łzy lały się gęsto. Z powodu rozstań, pożegnań, spotkań po latach niewidzenia czy upokarzania przez celników i strażników granicznych. Dlatego przeszkoloną halę odpraw przy dworcu kolejowym berlińczycy nazwali Pałacem Łez.

Friedrichstrasse Bahnhof był zawsze dworcem miejskim, a nie granicznym. Po podziale Berlina strażnikom granicznym NRD i celnikom było w nim za ciasno. Dlatego władze wybudowały osobny pawilon do odpraw, rewizji, przesłuchań i aresztowań. Jego potoczna nazwa - Pałac Łez - przeszła do historii. Na zdjęciu: drogowskaz do Pałacu Łez
Friedrichstrasse Bahnhof był zawsze dworcem miejskim, a nie granicznym. Po podziale Berlina strażnikom granicznym NRD i celnikom było w nim za ciasno. Dlatego władze wybudowały osobny pawilon do odpraw, rewizji, przesłuchań i aresztowań. Jego potoczna nazwa - Pałac Łez - przeszła do historii. Na zdjęciu: drogowskaz do Pałacu Łez
Źródło: Shutterstock

To określenie przeszło do historii. W Pałacu Łez m.in. został zastrzelony Czesław Kukuczka. Polak, który w 1974 roku sterroryzował urzędników polskiej ambasady w NRD, a ci obiecali mu bezproblemowy wyjazd do Berlina Zachodniego. Kukuczkę zabiła Stasi, choć przez 50 lat nie udało się ustalić, kto dokładnie. Niecały miesiąc temu sąd w Berlinie nieprawomocnie skazał za to morderstwo emerytowanego funkcjonariusza Stasi Manfreda N.

Mur berliński przy Bernauerstrasse. Zdjęcie Czesława Kukuczki, jednej z dwóch polskich ofiar
Mur berliński przy Bernauerstrasse. Zdjęcie Czesława Kukuczki, jednej z dwóch polskich ofiar
Źródło: Jacek Pawłowski

Mitropa

"Taki Wars III Rzeszy i NRD", jak napisał allegrowicz sprzedający przed laty otwieracz do kapsli z firmowym znakiem Mitropy. 

Rzeczywiście - spółka akcyjna zajmująca się cateringiem na statkach i w pociągach, założona w 1916 roku, działała również w okresie hitlerowskim. W centrum okupowanej Warszawy istniała restauracja o tej nazwie, przeznaczona tylko dla Niemców. Po wojnie Mitropę dostała w spadku NRD. Firma została upaństwowiona, ale pozostała pod rozpoznawalną, dobrze kojarzącą się starą marką. (Ten sam wybieg zrobili komuniści w Polsce z Wedlem). Pod tym rozpoznawalnym międzynarodowo znakiem państwowa Mitropa prowadziła wagony restauracyjne w pociągach oraz restauracje przy drogach międzynarodowych.

Gadżety z Mitropy, wystawione w Muzeum NRD w Berlinie
Gadżety z Mitropy, wystawione w Muzeum NRD w Berlinie
Źródło: Jacek Pawłowski

Pozostawanie tego państwowego przedsiębiorstwa pod dawną, "imperialistyczną" marką miało dać klientom namiastkę luksusu (patrz: "Luksus"). Chociaż luksus w wydaniu państwowego przedsiębiorstwa w NRD sprowadzał się do zupy kalafiorowej, kawałka polędwicy z podsmażanymi ziemniakami i szklanki kompotu. Taki przykładowy jadłospis można oglądać w Muzeum NRD w Berlinie.

Firma nie działa pod tą nazwą od 18 lat, ale przedmioty marki Mitropa mają dziś wartość kolekcjonerską - głównie wśród modelarzy i zbieraczy starych naczyń.

"Nikita"

Kolejny, rozpoznawalny na całym świecie, utwór muzyczny, inspirowany Murem Berlińskim. Opublikował go w październiku 1985 roku Elton John.

"Nikita" Eltona Johna zawojowała świat. Dotarła na szczyty list przebojów od Norwegii po Zimbabwe i od Nowej Zelandii po Kanadę. Na zdjęciu: Elton John współcześnie
"Nikita" Eltona Johna zawojowała świat. Dotarła na szczyty list przebojów od Norwegii po Zimbabwe i od Nowej Zelandii po Kanadę. Na zdjęciu: Elton John współcześnie
Źródło: PAP/EPA

Treścią piosenki jest nieodwzajemniona miłość przybysza z Zachodu do osoby o imieniu Nikita, która strzeże Muru Berlińskiego. Podmiot liryczny nie może wjechać za mur, żeby spotkać się z obiektem swych uczuć, ale marzy o tym i apeluje, że kiedy już zamknięte bramy i karabiny przestaną ciemiężyć Nikitę i osoba ta zyska wolność wyboru, to niech spojrzy na zachód i tam poszuka przyjaciela. W teledysku do piosenki Elton John siedzący w czerwonym kabriolecie śpiewa do kobiety - odzianej w mundur i chodzącej w papasze na głowie. Chociaż w wywiadach artysta przyznawał, że pisząc tekst, zdawał sobie sprawę, że w języku rosyjskim Nikita jest imieniem męskim. Tak zresztą miał na imię sowiecki dyktator - Chruszczow, na którego polityczny rozkaz władze NRD wybudowały mur.

ORWO

Błony fotograficzne, na swój sposób symboliczne dla NRD. Zniekształcały obraz rzeczywistości i były zamknięte w topornych, wręcz pancernych, kasetach.

Błona fotograficzna ORWO - kolorowa, choć niezbyt wiernie odtwarzająca kolory
Błona fotograficzna ORWO - kolorowa, choć niezbyt wiernie odtwarzająca kolory
Źródło: Roberto Sorin/Shutterstock

Znali je amatorzy i zawodowcy praktycznie w całym bloku wschodnim, bo NRD masowo je eksportowała. O ile materiały czarno-białe uchodziły za całkiem akceptowalne, to klisze i papiery barwne słynęły z tego, że nie dość, że kiepsko odwzorowywały kolory, to szybko je traciły. I to nie wszystkie kolory, a tylko niektóre.

Krzysztof Piesiewicz, współautor scenariuszy filmów Krzysztofa Kieślowskiego, a jednocześnie wówczas praktykujący adwokat, tak pisał o policyjnych fotografiach z miejsc zbrodni: W latach osiemdziesiątych wykonywano je już coraz częściej na barwnym negatywie, wschodnioniemieckim ORWO, który przekłamywał kolory, tłumił, nadawał im szaroburą posępność. (...) Wszystko na nich wydawało się jeszcze bardziej brudne niż w rzeczywistości. (K. Piesiewicz, M. Jazdon, "Kieślowski. Od Bez Końca Do Końca", wyd. Wielka Litera, 2021, s. 64).

Mimo tych niedostatków materiały ORWO były przedmiotem pożądania polskich fotoamatorów. Rodzimych błon i papierów Foton nie było w sklepach, a gdy się pojawiały, klienci wykupowali je na pniu.

Punki

Wróg publiczny numer jeden w schyłkowej NRD i zaczyn supergrupy Rammstein. Punków szczerze nienawidził Erich Mielke, szef Stasi. Podległa mu służba zwalczała przedstawicieli tej subkultury z wielką gorliwością.

Na przełomie lat 70. i 80. za żelazną kurtynę zaczęła przenikać z Wielkiej Brytanii muzyka i kultura punkowa. Gdzie jak gdzie, ale w NRD hasło No future wyjątkowo pasowało do życia. Brak wolności, zamknięte granice, inwigilacja i represje władzy - taka była rzeczywistość. Młodzi ludzie podłączali więc czechosłowackie gitary do sowieckich lampowych radiowzmacniaczy i grali punka. Na ulicach zaczęły się pojawiać irokezy, znoszone kurtki, pasy nabijane ćwiekami i oczywiście glany.

Kącik młodego punka w Muzeum Stasi w Berlinie
Kącik młodego punka w Muzeum Stasi w Berlinie
Źródło: Jacek Pawłowski

Mielke podobno dostał szału, gdy jednemu z zespołów (Schleim Keim) udało się przemycić do zachodnich Niemiec materiał dźwiękowy, na podstawie którego została tam wydana płyta. Przywódca Stasi w 1983 roku zarządził więc politykę Harte gegen Punk, co (używając modnych dziś związków frazeologicznych) można przełożyć jako zero tolerancji dla punków. Mielke uważał punków za dekadentów, brudasów i śmieci z Zachodu. Przypisywał im, a w ślad za nim cała komunistyczna propaganda, neonazistowskie ciągoty. Punków władza brała do wojska, biła albo wtrącała do więzień.

Jedna z wiodących formacji punkowych w NRD nosiła nazwę First Arsch. Jej gitarzystami byli Richard Kruspe i Paul Landers. Na perkusji grał Till Lindemann. To właśnie ci muzycy, już w zjednoczonych Niemczech, założyli rozpoznawalny dziś na całym świecie zespół Rammstein. Grają z nimi również Christian Lorenz i Christoph Schneider - też weterani enerdowskiej sceny alternatywnej.

Z innych ciekawostek personalnych warto odnotować, że gdy enerdowska władza prześladowała punków, przed komunistycznymi sądami bronił ich Lothar de Maizière. Adwokat ten, pół roku po upadku Muru Berlińskiego, został premierem NRD i był nim aż do zjednoczenia Niemiec. Po latach okazało się, że de Maizière współpracował ze Stasi.

Rewolucja trabantów

Wydarzenie, które poprzedziło upadek Muru Berlińskiego. Latem 1989 roku kilkadziesiąt tysięcy obywateli NRD uciekło do RFN. Nie bezpośrednio. Przez Węgry i Austrię.

Uchodźcy z NRD na przejściu granicznym między Węgrami a Austrią
Uchodźcy z NRD na przejściu granicznym między Węgrami a Austrią
Źródło: Votava/DPA/PAP

Stało się to na wieść o otwarciu 27 czerwca przejścia granicznego Sopron-Klingenbach między Węgrami a Austrią. Na fali przemian demokratycznych w Europie Środkowej Węgry otworzyły granice, a ministrowie spraw zagranicznych obu państw symbolicznie przecięli drut kolczasty na przejściu. Bo w czasie gdy w Polsce i na Węgrzech komuna upadała, w NRD reżim trzymał się jeszcze mocno. Obywatelom wolno było jeździć tylko do krajów tzw. socjalistycznych. I tak objazdem przez Węgry wschodni Niemcy zmierzali ku wolności. Uciekali trabantami - niewielkimi samochodami enerdowskiej produkcji. Stąd właśnie nazwa: rewolucja trabantów.

Część rewolucji trabantów przetoczyła się przez Polskę. Gdy rząd Tadeusza Mazowieckiego zawarł odpowiednie międzynarodowe porozumienia, uchodźcy z NRD mogli pojechać pociągami z Warszawy do RFN. A ponieważ przyjechali do Polski trabantami, bez żalu porzucali u nas swoje auta.

Trabanty uchodźców z NRD porzucone w Warszawie
Trabanty uchodźców z NRD porzucone w Warszawie
Źródło: Tadeusz Zagoździński/PAP

Skandaliści

Prawdopodobnie pierwszymi punkami (patrz: "Punki") z Zachodu, którzy zapukali do bram Berlina Wschodniego byli Johnny Rotten (właśc. Lydon) i Sid Vicious (właśc. Ritchie) z brytyjskiej legendarnej grupy Sex Pistols.

Przyjechali do Berlina Zachodniego w porywie gniewu na zachodnią cywilizację. Sex Pistolsi - zgodnie z filozofią ruchu punk - starali się być odrażający. Nosili nieuczesane farbowane włosy i poszarpane koszulki. Żłopali piwo i wszczynali burdy. Klęli jak szewcy, a Rotten nie leczył psujących się zębów. W związku z tym wydawał nieprzyjemną woń. Ostentacyjnie się tym jednak nie przejmował i używał swojego przezwiska Rotten ('zgniły') jako nazwiska.

"Klaustrofobia i za dużo paranoi" - tak o podzielonym Berlinie śpiewali Sex Pistols
"Klaustrofobia i za dużo paranoi" - tak o podzielonym Berlinie śpiewali Sex Pistols
Źródło: RB/Redferns/Getty Images

Latem 1977 roku wybrali się na wakacje na Wyspy Normandzkie, ale żaden hotel nie chciał ich przyjąć. Po nocy spędzonej u herszta miejscowego gangu (jeśli wierzyć wspomnieniom Pistolsów z 2017 roku) Rotten i Vicious postanowili pojechać do Berlina. No bo skoro nie byli w stanie przekroczyć progów hoteli na Wyspie Jersey, to może spróbują przejść Mur Berliński. Tak wtedy uważali. Przyjechali i błąkali się po zachodniej stronie muru. Próbowali dostać się do Berlina Wschodniego, ale strażnicy graniczni NRD ich nie wpuścili. Po prostu spojrzeli na nas i powiedzieli: "nie" - wspominał Rotten po latach w magazynie "Rolling Stone".

Tamten pobyt zaowocował songiem "Holidays in The Sun", który cieszył się w Wielkiej Brytanii olbrzymią popularnością i do dziś jest jednym z najlepiej kojarzonych utworów tych prekursorów punk rocka.

Śniadanie

Kartonik z Muzeum Stasi w Berlinie. Jakby żywcem wyjęty z bibliotecznego katalogu kartkowego.

Ta kartka została odkryta w biurku Ursuli Drasdo, sekretarki szefa Stasi Ericha Mielkego. Rozrysowany jest na niej schemat, jak towarzysz minister każe sobie podawać śniadanie. Codziennie to samo. 2 jajka, gotowane 4 ½ minuty, nakłute wcześniej. Codziennie posiłek tak samo rozstawiony na stole - z dokładnością do najmniejszego szczegółu.

Ta fiszka i inne kartki znalezione w sekretariacie Mielkego wskazują jak obsesyjnie dbał o najdrobniejsze szczegóły codziennego porządku. Bo poza precyzyjnie podanym śniadaniem wymagał również zasłaniania dwóch okien, przy których siedział, zostawiania otwartych drzwi do szatni i dokładnego umiejscowienia kosza na śmieci. Zawsze w tym samym miejscu
Ta fiszka i inne kartki znalezione w sekretariacie Mielkego wskazują jak obsesyjnie dbał o najdrobniejsze szczegóły codziennego porządku. Bo poza precyzyjnie podanym śniadaniem wymagał również zasłaniania dwóch okien, przy których siedział, zostawiania otwartych drzwi do szatni i dokładnego umiejscowienia kosza na śmieci. Zawsze w tym samym miejscu
Źródło: Jacek Pawłowski

Odręczny szkic pokazuje, że przed ministrem miał stać talerz z jednym jajkiem. Drugie jajko codziennie oczekiwało na swoją kolej; ukośnie w głębi stołu lekko po lewej od talerza - w kieliszku do jajek. Tuż obok talerza z pierwszym jajkiem miał leżeć nóż. A łyżka - ukośnie na talerzu nad jajkiem. U wierzchołka leżącego noża minister wymagał stojącej solniczki. Po lewej stronie talerza Mielke żądał serwetki. Po prawej stronie w głębi stołu miał stać dżem. Pośrodku chleb. A wszystko to na stole nakrytym białym obrusem. Obok głównego posiłku szkic pokazuje tacę z dzbankiem kawy i osobnym dzbanuszkiem na mleko.

"Turyści"

Ulubione przebranie tajniaków ze Stasi przechadzających się po Berlinie. Udawanie turysty miało tę przewagę nad innymi rodzajami kamuflażu, że aparat fotograficzny można było nosić na wierzchu (patrz: "Ukryte kamery").

Zasady kamuflażu zostały zebrane i wydrukowane w ilustrowanej, tajnej instrukcji. Oprócz udawania turysty z aparatem doradzano agentom udawanie mężczyzny w delegacji. Taki ktoś, lekko zdezorientowany w nowym otoczeniu, również miał nie budzić zdziwienia, gdy rozgląda się i zadaje pytania. W katalogu przebrań piętnastominutowych (tzn. czas przebierania się to maksymalnie kwadrans) znajdował się również "konserwator". Instrukcja mówiła, że typowy konserwator ma: wąsy (sic!), okulary ochronne, kask, ubranie robocze i torbę na narzędzia.

Przebierańcy ze Stasi. Z lewej "turysta", z prawej "mężczyzna w delegacji". Fragment ekspozycji w Muzeum Stasi w Berlinie
Przebierańcy ze Stasi. Z lewej "turysta", z prawej "mężczyzna w delegacji". Fragment ekspozycji w Muzeum Stasi w Berlinie
Źródło: Jacek Pawłowski

Tego rodzaju wyszukane środki operacyjne nie były stosowane - podkreślmy - aby przenikać do zorganizowanych grup przestępczych czy siatek terrorystów. Służyły do szpiegowania zwykłych ludzi, aby władza miała kontrolę nad ich życiem. Dlatego zdjęcia przebierańców w Muzeum Stasi w Berlinie, choć na pozór komiczne, budzą grozę.

Ukryte kamery

Sprzęt do inwigilacji, którym posługiwała się Stasi. Dziś trudno sobie wyobrazić, jak wielki wysiłek inżynieryjny, organizacyjny, materiałowy i ludzki wkładała Stasi w fotografowanie i filmowanie z ukrycia.

Radiomagnetofon z kamerą ukrytą w zasobniku na baterie. Eksponat Muzeum Stasi w Berlinie
Radiomagnetofon z kamerą ukrytą w zasobniku na baterie. Eksponat Muzeum Stasi w Berlinie
Źródło: Jacek Pawłowski

40 lat temu technika była znacznie mniej rozwinięta, a sprzęt prymitywny i duży. Wyzwaniem więc było ukrycie sprzętu i możliwość obsługi w taki sposób, by nie zwracać uwagi szpiegowanych. Cały zespół techników stale pracował nad udoskonalaniem ukrywania sprzętu fotografującego i filmującego. Dziś w berlińskim Muzeum Stasi można oglądać takie eksponaty jak miniaturowe aparaty dające się schować za guzikiem płaszcza, w krawacie, portfelu czy w radiomagnetofonie. Eksponowana jest nawet... konewka, która służyła do fotografowania, bo miała w środku aparat. Wśród tajnych współpracowników Stasi było bowiem wielu dozorców. 

W cieniu muru. Historia życia i śmierci
W cieniu muru. Historia życia i śmierci
Źródło: TVN24

Wielka płyta

Bloki z gotowych betonowych elementów można spotkać we wszystkich krajach dawnego bloku wschodniego. Jednak w Berlinie zdają się zwracać szczególną uwagę turystów, aktywistów miejskich i artystów.

Zniszczone pod koniec wojny miasto przez długie lata cierpiało na głód mieszkań. Pewnym rozwiązaniem stała się właśnie wielka płyta, która w języku niemieckim zyskała dźwięczną nazwę Plattenbau. W latach 70. i 80. powstało w NRD prawie dwa miliony mieszkań w tej technologii, co stanowiło jedną trzecią zasobu mieszkaniowego całego kraju. Przytłaczające bloki z nieotynkowanymi betonowymi elewacjami zdominowały krajobraz wschodniej części miasta.

Budynki z wielkiej płyty, z betonową nieotynkowaną elewacją wciąż jeszcze można spotkać we wschodnich dzielnicach Berlina
Budynki z wielkiej płyty, z betonową nieotynkowaną elewacją wciąż jeszcze można spotkać we wschodnich dzielnicach Berlina
Źródło: Jacek Pawłowski

Po zjednoczeniu Niemiec dla władz było nie lada wyzwaniem takie zagospodarowanie blokowisk, by choć trochę skryć ich przygnębiającą brzydotę. Ubarwiano elewacje, inwestowano w zieleń i usługi publiczne. Nie wszędzie się to udało, ale obecny w internecie trend #plattenbauromantik ma swoich zwolenników.

Yelka

Urządzenie do fotografowania dokumentów używane przez Stasi w czasie tajnych przeszukań cudzych mieszkań.

Przenośny zestaw, składający się z aparatu fotograficznego na statywie, z obiektywem skierowanym ku dołowi i migawką wyzwalaną wężykiem, aby uniknąć drgań. Do tego dwie lampy świecące na pulpit, na którym można było położyć kartki. Stasi była znana z tego, że składała niezapowiedziane wizyty w mieszkaniach pod nieobecność domowników i prowadziła dyskretne przeszukania. W czasie takich przeszukań bezpieczniacy starali się nie pozostawić po sobie śladów. Niczego więc nie zabierali, "tylko" fotografowali. Yelka była cenionym urządzeniem, bo robiła do stu zdjęć i łatwo ją było spakować, gdyby trzeba było szybko opuścić przeszukiwane mieszkanie.

Yelka - przenośne urządzenie do fotografowania dokumentów podczas tajnych rewizji prywatnych mieszkań
Yelka - przenośne urządzenie do fotografowania dokumentów podczas tajnych rewizji prywatnych mieszkań
Źródło: Jacek Pawłowski

To szpiegowskie urządzenie było produkowane w Mińsku na Białorusi w Związku Sowieckim. Sprzętem tym posługiwała się nie tylko Stasi, ale również KGB. W literaturze technicznej można spotkać nazwę Yolka. Wszystko dlatego, że producent - nie wiedzieć czemu - nazywał to urządzenie Ëлка (czyt. jołka), czyli choinka.

"Życie na podsłuchu"

Oparty na faktach oscarowy film fabularny z 2006 roku ukazujący życie w NRD, gdy jest się inwigilowanym przez Stasi. Wschodnioniemiecki intelektualista jest śledzony i podsłuchiwany przez ważnego oficera tajnej policji politycznej. W jego inwigilację zaangażowany jest osobiście wysokiej rangi funkcjonariusz, bo sprawa jest wagi państwowej. Ktoś z NRD publikuje w zachodniej prasie artykuł o beznadziei życia w tym kraju i wysokiej liczbie samobójstw. Stasi zmusza do donoszenia nawet partnerkę intelektualisty, która okazuje się podatną na szantaż lekomanką.

Kadr z filmu "Życie na podsłuchu". Scenariusz i reżyseria: Florian Henckel von Donnersmarck. Na zdjęciu: grający główne role - Sebastian Koch i Martina Gedeck
Kadr z filmu "Życie na podsłuchu". Scenariusz i reżyseria: Florian Henckel von Donnersmarck. Na zdjęciu: grający główne role - Sebastian Koch i Martina Gedeck
Źródło: Film Buena Vista Internation/DPA/PAP

Jednak w miarę rozpracowywania pary prześladowca zaczyna utożsamiać się ze swoimi ofiarami i pomagać im. Fałszuje raporty, a nawet potajemnie usuwa maszynę do pisania ze skrytki, dzięki czemu nie została odnaleziona w czasie rewizji. Po upadku NRD prześladowany dysydent staje się ważną i szanowaną postacią. Zaś były oficer Stasi traci pracę i zarabia dorywczo, np. roznosząc ulotki reklamowe.

Czytaj także: