Kiedy 33-letni Kamil szykował się do szpitala, żona przytuliła go delikatnie, bo przecież miał za chwilę wrócić. Ratownicy medyczni też uspokajali: pewnie nawet go nie przyjmą na oddział, zaraz znów będzie w domu. A lekarze od początku się dziwili: młody, silny organizm, bez chorób współistniejących, a tak ciężko przechodzi COVID-19. - Ale wirus, w którego wciąż wielu nie wierzy, go pokonał - mówi 29-letnia wdowa.
Przed koronawirusem ostrzegał w swoim stylu, żartobliwie. Już w szpitalu zakaźnym 33-letni Kamil napisał na Facebooku:
"Jeszcze raz ktoś z negalsów korony powie słowo w moim otoczeniu, to obiecuję pokazać swoje najgorsze oblicze. Zagryzę, zatłukę, pokroję i nakarmię psy.
Dopadło. Nie ma tragedii, saturacja pod kontrolą, wyniki krwi i wątroby dobre, żadnej choroby współistniejącej, jednak 30% płuc poszło sobie ode mnie na zawsze".
Dołączył zdjęcie ze szpitalnej sali. Nie powiedziałabym, że niedługo później będzie pod respiratorem. Że umrze.
Patrycja, żona Kamila, 29-letnia wdowa: - Ciągle mam wrażenie, jakby Kamilek był w szpitalu. Jakby żył. To irracjonalne. I jak patrzę racjonalnie, w jakim przez miesiąc był stanie, nie wiem, skąd wzięłam nadzieję, że on przeżyje?
***
W piątek, 12 lutego na tvn24.pl napisaliśmy: Ministerstwo Zdrowia poinformowało o 6379 nowych przypadkach zakażenia koronawirusem oraz o śmierci 247 osób, u których stwierdzono infekcję SARS-CoV-2.
Jednym z zakażonych był Kamil, 33-latek z Warszawy. Spełniony zawodowo, zakochany, do tej pory zdrowy. W czerwcu obchodziłby czwartą rocznicę ślubu. Był szczęśliwy, ale, jak mówił, 2021 rok miał być "przełomowym". Dlaczego? Miało zacząć się nowe: na biurku w jednym z banków leżała gotowa już do podpisania umowa kredytowa. Razem z żoną przymierzali się do kupienia pierwszego własnego mieszkania.
Wkład własny wpłacony. Dokumenty przygotowane. Nie zdążyli ich podpisać.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam