To historia z happy endem, ale nadal w niej więcej pytań niż odpowiedzi. Malutki koziołek Tadzik, którego skradziono z poznańskiego zoo, szczęśliwie wrócił do swojej matki. Zwrócił go młody chłopak, jak twierdzi, znalazł go samopas kilka kilometrów od ogrodu. Nadal nierozwiązana pozostaje jednak zagadka kto i w jaki sposób wyniósł zwierzę z wybiegu.
Tadzik zniknął nocą z niedzieli na poniedziałek. Pracownicy poznańskiego zoo, którzy rano przyszli do pracy, w ogródku dziecięcym zastali kozy wypuszczone na zewnątrz stajni. Ktoś zamknął im wejście do środka, gdzie mogłyby się schronić i pożywić. Zwierzęta były zziębnięte i głodne. Najgorsze jednak było to, że wśród nich nie odnaleziono trzytygodniowego koźlątka.
Wybieg dla kóz stanowi granicę zoo. Z jednej strony oddzielony jest wysokim, ok. 2-metrowym murem, niewykluczone, że złodziej sforsował mur i w ten sposób wyniósł Tadzika. Za ogrodzeniem nie ma już żadnej przeszkody.
Z drugiej strony wybieg ogrodzony jest niskim płotkiem, ale jak zapewniają pracownicy zoo, kozy same nie są w stanie go przeskoczyć. Potencjalny rabuś też miałby utrudnione zadanie próbując wejść z tej strony. Kojec kóz umiejscowiony jest blisko wejścia, gdzie siedzą ochroniarze. Próbując dostać się do środka główną bramą, mógłby zostać przez nich zauważony.
"Oddajcie nam Tadzika!"
Pracownicy zoo dramatycznie relacjonowali chwile bez Tadzika. - Koźlątko potrzebuje jeszcze mamy. Bez niej, jego życie jest zagrożone. Mały ma dopiero 3 tygodnie, a do ukończenia 2. miesiąca żywi się jej mlekiem. On tego nie przeżyje - mówiła łamiącym się głosem rzeczniczka ogrodu.
Temat szybko podjęły zarówno lokalne, jak i ogólnopolskie media. Wszędzie pojawiały się apele o zwrot malucha matce. I podziałały. Jeszcze tego samego dnia wieczorem Tadzik odnalazł się cały i zdrowy.
- Został przyniesiony przez młodego chłopaka, który twierdził, że koźlątko błąkało się kilka kilometrów od zoo, w pobliskim Antoninku. Przyznał, że w radiu usłyszał o jego zaginięciu, więc widząc samotne zwierzę, od razu skojarzył go z naszym ogrodem. Teraz cieszymy się, że mały jest w dobrej kondycji. A jak wyglądała historia prawdziwa? Pewnie nie dowiemy się my, mamy nadzieję, że zrobi to policja - mówi Ewa Zgrabczyńska, dyrektor zoo.
Policyjne śledztwo
To, że zwierzę się znalazło, nie kończy działań policji. Funkcjonariusze mają swoje hipotezy, którymi na tę chwilę jednak nie chcą się dzielić.
- My oczywiście podzielamy radość pracowników zoo, że mały Tadzik wrócił do ogrodu, ale to nie zmienia faktu, że okoliczności jego zniknięcia jak i powrotu są cały czas przez nas wyjaśniane. Jest trochę zbyt wcześnie, żeby mówić o szczegółach, przesłuchania cały czas trwają - informuje Iwona Liszczyńska z biura prasowego wielkopolskiej policji.
Policjanci mają przed sobą przesłuchania pracowników zoo, a także sprawdzenie terenu ogrodu. Zabezpieczony został monitoring, który może okazać się pomocny we wskazaniu sprawców. Kamery jednak nie sięgają stajenki kóz.
Autor: ib//ec / Źródło: TVN24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Poznań