Na przejeździe kolejowym szynobus uderzył w ciężarówkę. Do tragedii nie doszło głównie dzięki maszyniście, który wybiegł z kabiny i ostrzegł pasażerów przed niebezpieczeństwem. Właściciel ciężarówki obarcza jednak winą kolejarzy i maszynistę. - Powinien zająć się hodowlą pietruszki, a nie prowadzić firmę, która świadczy usługi przewozowe! - oburza się na to Ryszard Węcławik, dyrektor Działu Bezpieczeństwa Ruchu Kolejowego.
Do wypadku doszło 19 kwietnia na przejeździe kolejowym w Karolewie na linii kolejowej Wągrowiec - Poznań. W czwartek Koleje Wielkopolskie udostępniły nagranie wypadku zarejestrowane przez monitoring.
Zdaniem Wojciecha Szkudlarka, właściciela ciężarówki, do wypadku doszło m.in. dlatego, że przejazd kolejowy nie działa odpowiednio. - Jednocześnie jest sygnał dźwiękowy, świetlny i rogatki się zamykają - przekonywał na antenie TVN24.
Na ten zarzut odpowiadają kolejarze.
Miał być dowód, jest strzał w kolano?
- Urządzenia rogatkowe działają na nim zgodnie z obowiązującymi przepisami, w których zapisane są szczegółowe warunki techniczne dla systemów i urządzeń zabezpieczenia ruchu na przejazdach kolejowo – drogowych. Między innymi minimalny czas od chwili rozpoczęcia ostrzegania do czasu przejazdu pociągu wynosi co najmniej 30 sekund - przekonuje Zbigniew Wolny z PKP Polskie Linie Kolejowe w Poznaniu, które są odpowiedzialne za infrastrukturę kolejową.
Wersję kolejarzy potwierdza też film nagrany przez właściciela auta. Rogatki zamykają się na nim po 8 sekundach od zapalenia się sygnalizatorów świetlnych. Czas ich opadania to kolejne 8 sekund. Od momentu zamknięcia rogatek do momentu wjazdu pociągu na przejazd mija około 20 sekund. Razem to daje zdecydowanie więcej niż wymagane przepisami pół minuty.
- W czasie tego wypadku urządzenia działały zgodnie z tymi warunkami. Maszynista jechał na tym odcinku linii z dozwoloną prędkością dla tego pociągu - dodaje Wolny.
"Mógł trąbić i hamować"
To jednak nie jedyne zarzuty Szkudlarka. Właściciel ciężarówki obarcza winą za wypadek także maszynistę. - Każdy z nas, jeśli widzi jakieś zagrożenie jadąc samochodem, to nie wskakuje na tylne siedzenie tylko kładzie rękę na klakson i hamuje - mówi.
Maszynista zachował się jednak inaczej. Gdy zauważył stojącą na przejeździe kolejowym ciężarówkę, wybiegł z kabiny i ostrzega przed nadchodzącym niebezpieczeństwem pasażerów, jednocześnie uruchamiając tryb nagłego hamowania.
- To rozwiązanie wprowadzono właśnie dla bezpieczeństwa i do wykorzystania w takich sytuacjach - podkreśla Ryszard Węcławik, dyrektor Działu Bezpieczeństwa Ruchu Kolejowego Zespołu Doradców Gospodarczych TOR. - W momencie, gdy maszynista "uderzy w grzybek", następuje natychmiastowe zaciśnięcie hamulców w całym składzie - wyjaśnia.
"Powinien zająć się hodowlą pietruszki"
Koleje Wielkopolskie nazywają zachowanie Mateusza Szymańskiego wzorcowym, a nagranie, na którym zarejestrowano przebieg wypadku, ma być wykorzystywane na szkoleniach. Dzięki reakcji maszynisty, pasażerowie, których ostrzegł przed wypadkiem, rzucili się na podłogę albo położyli się na siedzeniach, by zamortyzować siłę uderzenia. Jedna z kamer uchwyciła, jak drewniana belka z ciężarówki nagle przebija się przez okna, na wysokości siedzeń - tam, gdzie chwilę wcześniej siedzieli pasażerowie - i dosłownie wbija się w pociąg. Gdyby więc mężczyzna nie opuścił kabiny, mogłoby dojść do tragedii.
- Jeśli ktoś, zamiast przeprosić pasażerów i cieszyć, że dzięki maszyniście skończyło się tylko na wielkim strachu, atakuje go, powinien zająć się hodowlą pietruszki a nie prowadzić firmę, która świadczy usługi przewozowe! Takie podejście jest po prostu niedopuszczalne - denerwuje się Węcławik.
Jak dodał, to czy maszynista trąbił przed przejazdem kolejowym, zostanie wyjaśnione przez komisję kolejową, która zajmuje się wypadkiem. - Każdy maszynista w bezpiecznej odległości od przejazdu kolejowego jest zobowiązany dać sygnał "baczność". Wątpliwości w tej kwestii zostaną rozwiane, bo wszystkie działania maszynisty podczas jazdy są zapisywane - mówi Węcławik.
Co istotne, na drodze, na której doszło do wypadku, ciężarówki w ogóle nie powinno być. Obowiązuje tam zakaz wjazdu pojazdów ciężarowych. Ten argument jednak nie przekonuje właściciela auta.
- To była jedyna droga do miejsca, gdzie miał dotrzeć nasz kierowca. Ten teren niestety otoczony jest zakazami wjazdu. Wiedzieliśmy, że trzeba będzie złamać przepisy, dlatego na miejsce przyjechał kierownik budowy, który miał pozwolenia na budowę i miał pilotować ciężarówkę oraz w razie czego wyjaśnić policji dlaczego ona tu wjechała - wyjaśnia Wojciech Szkudlarek.
Grozi mu więzienie
Kierowca ciężarówki, jeśli śledczy uznają jego winę w spowodowaniu wypadku, może ponieść bardzo surowe konsekwencje.
Na razie policja przedstawiła mężczyźnie zarzut dotyczący wykroczenia przeciwko bezpieczeństwu i porządkowi w komunikacji. Sprawie przyjrzy się też prokuratura.
- Materiały mają wpłynąć do nas w piątek. Chcemy ocenić, czy ewentualnie mogło dojść do przestępstwa sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym - informowała w piątek w rozmowie z tvn24.pl Magdalena Mazur-Prus, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
Gdyby śledczy zdecydowali się postawić mu taki zarzut, mężczyzna mógłby trafić nawet na 8 lat do więzienia.
Autor: Filip Czekała/gp / Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: Koleje Wielkopolskie, skyscrapercity.com