31-latka, która została ranna po eksplozji paczki z materiałami wybuchowymi w Siecieborzycach (woj. lubuskie), opuściła szpital. Kobieta straciła prawą dłoń, przeszła kilka poważnych operacji, czeka ją długa rehabilitacja. W wyniku eksplozji ranne zostały jeszcze dwie osoby - dwoje dzieci w wieku trzech i siedmiu lat.
"Dziś po miesiącu pobytu opuszcza nasz szpital pani Urszula, która ucierpiała podczas wybuchu paczki-bomby w Siecieborzycach" - poinformował w środę Szpital Uniwersytecki w Zielonej Górze.
- Była u nas miesiąc bez jednego dnia - mówi Sylwia Malcher-Nowak, rzecznik prasowy szpitala w Zielonej Górze.
Szpital podkreśla, że - gdy kobieta trafiła na Szpitalny Oddział Ratunkowy do centrum urazowego - od razu udzielono jej pomocy.
- Pracownicy SOR byli już wcześniej uprzedzeni o tym, że pacjentka z takimi obrażeniami leci do szpitala, w związku z tym zdążyli dużo wcześniej skompletować zespół urazowy, który już czekał na pacjentkę - tłumaczy Malcher-Nowak.
Do pierwszej interwencji chirurgów na Centralnym Bloku Operacyjnym (CBO) doszło już 7 minut po tym, jak 31-latka znalazła się w placówce. - Naszym zadaniem było przygotowanie odpowiedniego zespołu urazowego, skoordynowanie działań różnych zespołów terapeutycznych, zabezpieczenie pacjentki i przekazanie w tym wypadku na CBO. To zagrało - mówi lek. med. Szymon Michniewicz, kierownik SOR.
Straciła prawą rekę, nie wiadomo, czy lewa odzyska funkcje
Ranna 31-latka trafiła najpierw na Kliniczny Oddział Anestezjologii i Intensywnej Terapii. Spędziła tam pierwsze dni po zdarzeniu.
W pierwszych godzinach pobytu kobiety w szpitalu do pracy przystąpili ortopedzi, którzy zajęli się m.in. rękoma poszkodowanej. Po nich oczy pani Urszuli ratowali okuliści, a następnie ponownie działali ortopedzi i chirurdzy.
Po opuszczeniu Oddziału Intensywnej Terapii kobieta trafiła na oddziały ortopedyczny i chirurgiczny.
"Wśród tych, którzy ratowali zdrowie i życie pani Urszuli należy również wymienić psychologów, diagnostów oraz personel pielęgniarski z CBO i oddziałów. Jeśli do tego doliczyć ludzi, którzy objęli opieką także synka i córeczkę na oddziałach dziecięcych, oraz kardiologów, którzy zajęli się babcią, to okazuje się, że w sprawę zaangażowanych było kilkadziesiąt osób" - podkreśla szpital.
Jak informował pod koniec grudnia Marcin Banaszkiewicz, szwagier kobiety rannej, 31-latka przeszła trzy poważne operacje. - W dniu zdarzenia, 19 grudnia, podczas trwającego prawie 10 godzin zabiegu amputowano jej prawą dłoń, łatano lewą rękę i ratowano rozerwane narządy brzucha, ponieważ paczka wybuchła na tej wysokości. Kolejne dwie operacje oczu i miednicy polegały na wyjęciu odłamków, które w ilości kilkudziesięciu sztuk przekazano policji - opowiadał w rozmowie z PAP.
Jak mówił, 31-latka straciła prawą rękę, a nie wiadomo, czy lewa ręka kobiety odzyska wszystkie funkcje. - Lekarze uratowali dłoń, ale będzie potrzebna pomoc do przywrócenia jej motoryki. To będzie wymagało długiej i kosztownej rehabilitacji. W przyszłości, jak pozwolą na to środki, trzeba będzie też pomyśleć o zakupie protezy prawej dłoni - wskazał.
Przekazał też, że siedmioletnia córka kobiety odniosła obrażenia ręki i będzie wymagała rehabilitacji. Dziewczynka, trzyletni syn oraz babcia, która w związku z traumą związaną z wydarzeniem trafiła na oddział kardiologiczny, wrócili już do domu.
Wybuch paczki w Siecieborzycach
Do tragedii doszło 19 grudnia rano we wsi Siecieborzyce, w pow. żagańskim. Przed domem, w którym 31-latka mieszka z dwójką dzieci i swoimi rodzicami, ktoś zostawił pakunek.
Do silnej eksplozji doszło najprawdopodobniej w momencie, kiedy 31-latka w kuchni otwierała paczkę. W pomieszczeniu były także jej dzieci, najbliżej córka. W domu w tym czasie przebywali rodzice kobiety, którzy nie zostali pokrzywdzeni na skutek wybuchu.
Ranna kobieta została zabrana do szpitala w Zielonej Górze przez śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego i od razu trafiła na salę operacyjną. Jej dzieci do tego samego szpitala przewieziono karetkami. Lekarze musieli także je operować.
Pani Urszula samotnie wychowuje dwoje dzieci, z zawodu jest nauczycielką wychowania przedszkolnego dla dzieci ze spektrum autyzmu. Pracuje w ośrodku w Żaganiu. W dniu wybuchu szykowała się do pracy. - Paczkę znalazła przed domem. Była wielkości 20 na 20 centymetrów w kształcie kuferka do kosmetyków. Otworzyła ją w kuchni na meblach. Nastąpił wybuch - relacjonował Marcin Banaszkiewicz, szwagier kobiety rannej.
Na miejscu wybuchu przez wiele godzin były prowadzone oględziny i inne czynności procesowe, m.in. z udziałem techników kryminalistyki, pirotechników oraz prokuratora. Śledczy pracowali zarówno w domu, w którym doszło do eksplozji, jak i sprawdzili pobliską okolicę. Teraz trwa analiza zebranych śladów i informacji.
27 grudnia prokurator przyznała, że śledczy mają nadzieję na przełom w sprawie wybuchu w Siecieborzycach w ciągu najbliższych tygodni.
Źródło: TVN24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: TVN24