Przed świętami Bożego Narodzenia czekała na paczkę od kuriera. W tej, którą znalazła przed swoimi drzwiami, była bomba, która niemal pozbawiła życia ją oraz jej dzieci. Trzy miesiące po tragedii "Uwaga" TVN sprawdziła, jak odnajduje się pani Urszula w nowej rzeczywistości. Mimo braku ręki, częściowej głuchoty czy ogólnego zmęczenia kobieta ani myśli się poddawać - już czeka w kolejce do przeszczepu kończyny i planuje swój powrót do zawodu.
Historia wydarzyła się w Siecieborzycach w województwie lubuskim w grudniu 2022 roku. 32-letnia dzisiaj pani Urszula - matka dwójki dzieci - dziewięcioletniej Oli i trzyletniego Bartka - znalazła na progu swojego domu paczkę. Wyglądała jak przywieziona przez kuriera, jednak w momencie otwarcia pakunku doszło do eksplozji. Kobieta wraz z dziećmi trafiła do szpitala. Zaczęła się walka o ich życie.
Pani Urszula doznała obrażeń rąk, jamy brzusznej, oczu, twarzy, uszkodzone miała narządy wewnętrzne. Obawiano się, że nie będzie widziała. Jej stan określano jako krytyczny. Dzieci miały w ciele liczne odłamki po bombie, dziewczynka miała złamaną rękę i uszkodzoną dłoń (groziła jej amputacja), a w skórze na twarzy pozostały liczne ślady po materiale wybuchowym.
Odrzucenie przez dzieci
Lekarzom udało się wygrać walkę o życie kobiety. Po miesiącu wyszła ze szpitala, ale wróciła już do zupełnie innej rzeczywistości. - Kontakt z paczką miały przede wszystkim ręce kobiety. W jej prawej ręce, w obrębie przedramienia, doszło do rozerwania. Jeżeli chodzi o lewą rękę, to udało się częściowo zachować funkcję chwytną i dotykową. Zostały trzy palce - wyjaśniał lek. med. Antoni Ciach, dyrektor ds. lecznictwa Szpitala Uniwersyteckiego w Zielonej Górze.
Nowe realia dla mamy to też nowe wyzwania dla dzieci. - Pierwsze tygodnie były trudne. Dzieci mnie odepchnęły. Nie chciały ze mną być, nie chciały się bawić. Nie chciały nawet, żebym była przy myciu. Wyganiały mnie z łazienki. Może się bały tego, jak wyglądam. Jak na początku Bartuś mnie zobaczył, to zaczął mnie odpychać. Powiedział, że zrobiłam "ała" Oli, "ała" jemu i to ja podłożyłam tę bombę, jestem "be" - przywołuje pani Urszula.
W materiale "Uwagi" dr hab. n. med. Anna Chrapusta z Małopolskiego Centrum Oparzeniowo-Plastycznego Szpitala im. Rydygiera w Krakowie opowiadała o stanie Oli.
- Jej sytuacja jest bardzo trudna. Wszystkie rany są wygojone, natomiast jest olbrzymi tatuaż pourazowy na skutek materiału wybuchowego. Na dobrą sprawę tego typu stan jest nieoperacyjny. Można spróbować usunąć przy pomocy narzędzi mikrochirurgicznych największe drobiny i to jest zabieg, który zaproponowałam - mówi lekarka.
Determinacja
Pani Urszula mimo tak dużych przeciwności nie załamała się, nie traci rezonu i podejmuje ambitne działania, aby odnaleźć dla siebie miejsce.
- To jest ta determinacja, niepoddawanie się, chęć bycia samodzielnym, chociaż bez pomocy osób z zewnątrz, bez technologii to na pewno nie będzie miało racji bytu. Przede wszystkim potrzebna jest proteza, żeby Ula mogła uruchomić prawą rękę - mówił w poniedziałkowym "Wstajesz i wiesz" autor reportażu Jakub Dreczka.
Dziennikarz towarzyszył kobiecie z kamerą podczas jej konsultacji ze światowej sławy transplantologiem Adamem Domanasiewiczem. Bo proteza ma być rozwiązaniem przejściowym. Docelowo pani Urszula nastawia się na przeczep ręki.
- Takim operacjom poddano już dwieście osób. Doktor Domanasiewicz zaprosił panią Urszulę do siebie, po spotkaniu podjęła decyzję, że chce przeszczepu. Teraz czeka na dawcę. W reportażu też zadałem jej pytanie, czy nie będzie miała problemu psychicznego. To jest jednak ręka, którą cały czas widzisz, którą operujesz. Najważniejsze jest czucie. Na ile ona będzie motoryczna, potem życie pokazuje, ale widzieliśmy przykład, że jeden z pacjentów nawet wymienił rozrząd w samochodzie - dodaje Dreczka.
Powrót do tak zwanego normalnego życia odbywa się dwutorowo. Przed wybuchem 32-latka pracowała w przedszkolu, zajmowała się dziećmi z autyzmem. Kobieta nie ukrywała, że chce wrócić do swojej misji. - Jest wiele rodzin, które dostają opinię, że mają dziecko z autyzmem, i nie wiedzą, co dalej z tym robić, gdzie pójść i jak z tym dzieckiem pracować - zaznacza pani Urszula.
Narzędziem do powrotu do aktywności zawodowej będzie najprawdopodobniej internet. Po poprzednich reportażach pojawiło się zainteresowanie jej usługami, ale też propozycje wsparcia, na przykład w zbudowaniu strony internetowej, czy tworzeniem treści i zasięgów w mediach społecznościowych.
Były partner oskarżony
Oprócz mozolnej rekonwalescencji i nauki życia po tragedii panią Urszulę czeka jeszcze jedna, wyboista droga. Dwa dni przed wyjściem 32-latki ze szpitala aresztowany został Błażej K., jej były partner, ojciec trzyletniego Bartka. Mężczyźnie postawiono zarzuty usiłowania zabójstwa wielu osób przy użyciu materiału wybuchowego. Grozi mu dożywocie.
- Zbrodnia ta była zaplanowana dużo wcześniej. Sprawca na pewno był przygotowany na różne ewentualności i starał się zacierać ślady. Możemy mówić o działaniu z premedytacją. Wszystko wskazuje, że wyjazd do Niemiec miał być alibi. Zabezpieczyliśmy monitoringi i dane teleinformatyczne, które wskazują na to, że to on osobiście podłożył tę paczkę. Sprawcy chodziło o to, żeby zabić - mówi Ewa Antonowicz, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze.
Zanim doszło do wybuchu paczki, partner kobiety miał znęcać się nad nią fizycznie i psychicznie. Kobieta od ponad roku mieszkała u swoich rodziców. Nie wytrzymała wspólnego życia z Błażejem K. Partnerowi nie podobało się to, że kobieta pracowała w przedszkolu dla dzieci z autyzmem, choć ta była wykształcona w tym kierunku i kochała to.
Mężczyzna kilka tygodni przed zamachem został pozbawiony praw rodzicielskich, a w styczniu 2022 roku do Sądu Rejonowego w Żaganiu trafił akt oskarżenia przeciwko Błażejowi K. w związku ze znęcaniem się nad panią Urszulą i dziećmi. Sprawa jednak nie trafiła na wokandę z powodu, jak usłyszeliśmy w sądzie, problemów kadrowych.
- Chciałabym, żeby ten człowiek dostał dożywocie, to najbardziej adekwatna kara. Ale boję się, że tak nie będzie - mówi pani Urszula.
Potrzeba normalności
- Wciąż odkrywam konsekwencje tego zdarzenia, w ciele znajduję odłamki bomby, ostatni miał cztery centymetry. Był bardzo głęboko w nodze. Po tym wszystkim nie słyszę na lewe ucho i szybko się męczę. Mam takie momenty w nocy, że się budzę i nie mogę złapać oddechu - przyznaje kobieta.
32-latce na pewno nie można odmówić woli walki i motywacji, jednak nietrudno o momenty zwątpienia w jej położeniu. Ostatnio otuchy dodała jej Martyna Wojciechowska.
- Jesteś dzielną kobietą, po raz kolejny przekonuję się, że nie trzeba jechać na kraniec świata, żeby spotkać niesamowitą bohaterkę dnia codziennego - mówiła dziennikarka podczas spotkania z panią Urszulą.
- Nie chcę w tym wszystkim być sama. Dużo mówię, że daję sobie radę, ale czasem potrzebuję, żeby ktoś przyszedł i się przytulił. Po drugie, zawsze byłam aktywna i chcę dalej być aktywna, nie mówię o pracy zawodowej, ale w ogóle jakichś wyjazdach czy zwykłym rowerze z dziećmi. Normalność, to coś, co chyba jest mi na dzisiaj najbardziej potrzebne - konkluduje pani Urszula.
Źródło: "Uwaga!" TVN/tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: "Uwaga!" TVN