Wciąż jest w śpiączce farmakologicznej i nie wiadomo, kiedy lekarze spróbują go wybudzić. Stan kierowcy karetki, która utknęła na przejeździe kolejowym w Puszczykowie jest ciężki. Oprócz niego w karetce byli jeszcze lekarz i ratownik. Obaj zginęli na miejscu.
Kierowca karetki, który przeżył tragiczny wypadek na przejeździe kolejowym, przebywa na oddziale anestezjologii i intensywnej terapii w szpitalu w Puszczykowie.
- Jego stan wciąż jest ciężki. Pacjent utrzymywany jest w stanie śpiączki farmakologicznej pod respiratorem. Jest względnie stabilny krążeniowo, dzięki podawaniu leków poprawiających pracę serca - poinformowała Marzena Rutkowska-Kalisz, rzecznik Szpitala im. prof. S.T.Dąbrowskiego w Puszczykowie.
Wciąż nie wiadomo, kiedy 40-latek zostanie wybudzony ze śpiączki.
Trzydzieści sześć sekund
Przejazd kolejowy w Puszczykowie jest oznakowany i zautomatyzowany. Nie ma tam dróżnika. Kiedy w środę po popołudniu na przejazd wjeżdżała karetka szlabany właśnie się opuszczały.
- To jest wyskalowane w taki sposób, że czas dojazdu pociągu do przejazdu to jest 30 sekund. A w takim przypadku jak wczorajszy, to 45 sekund - po to, żebyśmy mogli bezpiecznie zjechać - tłumaczył w czwartek "Faktom TVN" Włodzimierz Kiełczyński, dyrektor biura bezpieczeństwa PKP.
Na nagraniu opublikowanym przez OSP.pl widać, że kierowca manewrował tak, by ustawić się równolegle do torów. Auto udało się ustawić w ten sposób, ale częściowo wciąż było na torowisku. Zderzenia nie dało się już uniknąć.
Na nagraniu z przejazdu nie widać, by któryś z członków załogi próbował opuścić pojazd. Nie widać też, by kierowca próbował staranować rogatki. Na ucieczkę lub sforsowanie rogatek mieli 36 sekund.
- Tego typu rogatki wystarczy mocniej pchnąć i się otwierają. Nie wymaga to siły - mówił tuż po wypadku mł. bryg. Sławomir Brandt z wielkopolskiej straży pożarnej.
W podobnym tonie wypowiada się też pracownik firmy projektującej linie kolejowe. - Rogatki są tak zaprojektowane, by można było je wyłamać. Notabene czasem zdarza się, że rogatki wyskakują przy silniejszym wietrze - mówi Paweł Wałachowski, który zajmuje się projektowaniem linii kolejowych.
Dlaczego załoga nie zdecydowała się na ten ruch? To wyjaśni prokuratura.
Za wyłamanie kolejowych szlabanów grozi 300 złotych mandatu i cztery punkty karne. Tyle samo grozi za omijanie zapór za lub przed przejazdem kolejowym.
Dyżurna ruchu włączyła radioalarm?
Śledczy przesłuchują świadków, analizują nagranie z przejazdu kolejowego oraz z lokomotywy pociągu. Sprawdzą również, w jaki sposób funkcjonują zabezpieczenia na przejeździe w Puszczykowie.
Jak dowiedzieli się nieoficjalnie dziennikarze RMF FM, dyżurna ruchu zauważyła na monitoringu karetkę, którą utknęła na przejeździe. I wówczas miała włączyć tzw. radioalarm.
"Chodzi o system radio-stop, stosowany przez PKP w celu zabezpieczenia ruchu kolejowego, mający automatycznie zatrzymać składy zbliżające się do danego miejsca. Czasu było już jednak zbyt mało i pociąg nie miał szans wyhamować. W tym miejscu składy mogą poruszać się z prędkością 120 km/h" - podaje RMF FM.
Tych informacji nie potwierdza jednak PKP, które tylko zdawkowo skomentowało te doniesienia. - Wszelkie okoliczności zdarzenia, do którego doszło na przejeździe kolejowo-drogowym w Puszczykowie, wyjaśnią komisja kolejowa i prokuratura - powiedział Karol Jakubowski z PKP.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: aa/gp / Źródło: tvn24/Fakty TVN/ RMF FM