Pan Tadeusz stanął w obronie zaatakowanego przez dwóch mężczyzn pasażera. Kierowca autobusu został brutalnie pobity. Policja cały czas szuka jednego ze sprawców. Drugi podejrzany usłyszał już zarzut pobicia w warunkach czynu chuligańskiego i trafił do aresztu. - Ma 46 lat i w przeszłości był wielokrotnie notowany za różne przestępstwa kryminalne - informuje Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji.
W środę po godzinie 18 na alei Praw Kobiet na Naramowicach w Poznaniu dwaj mężczyźni wszczęli awanturę w autobusie linii 169 i pobili kierowcę, który zwrócił im uwagę. Mężczyzna trafił do szpitala.
W rękach policji jest już jeden z podejrzanych o pobicie. - Zatrzymany przez policjantów mężczyzna ma 46 lat i w przeszłości był wielokrotnie notowany za różne przestępstwa kryminalne - mówi Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji.
Mężczyzna w sobotę usłyszał zarzut pobicia w warunkach czynu chuligańskiego. Sąd na wniosek prokuratora zastosował wobec podejrzanego tymczasowy areszt. - Policjanci cały czas szukają drugiego z napastników, również on uderzał pięściami tego kierowcę. Jego zatrzymanie to kwestia czasu - zapewnia Borowiak.
"Absolutnie nie ma zgody na przemoc w Poznaniu"
Postawę kierowcy chwalą jego przełożeni. - Kierowca zapłacił za swoją szlachetną i właściwą postawę bardzo wysoką cenę - mówi Jacek Jaśkowiak, prezydent Poznania, dodając, że ma nadzieję, że sprawcy zostaną surowo osądzeni. - Absolutnie nie ma zgody na przemoc w Poznaniu. Absolutnie nie ma zgody na to, by jakieś pijane cymbały awanturowały się w komunikacji publicznej - podkreśla.
I dodaje, że będzie wnioskował do zarządu Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego, by nagrodzili kierowcę "za przykład, który dał wszystkim innym".
Sam kierowca bohaterem się nie czuje. - Syn czytał mi niektóre komentarze. Jest mi bardzo miło - mówi pan Tadeusz.
Mężczyzna pracuje jako kierowca od 2009 roku i pierwszy raz miał do czynienia z taką agresją. Po pobiciu cały czas przebywa w szpitalu. Tam rozmawiał z nim Jarosław Kostkowski z "Faktów" TVN. - Czuje się już w miarę dobrze - mówi.
"To był taki odruch ludzki"
Lekarze oceniają, że za około tydzień kierowca będzie mógł opuścić szpital. W tej chwili wygląda jak po brutalnej walce bokserskiej, której sędzia nie zakończył w porę. Kierowca zgadza się z tym porównaniem.
- To był boks. Ale nie, że ja byłem bokserem, tylko dostawałem ciosy od boksera w szale - mówi. Jak przyznaje, po kilku ciosach pomyślał: "kurczę, chyba za chwilę padnę".
Kierowca nie pamięta, ile ciosów mógł przyjąć. Mogło ich być kilka lub kilkanaście. Po chwili obaj mężczyźni uciekli. A pasażerowie ruszyli z pomocą kierowcy, który był cały we krwi. - Krew lała się dość soczyście z nosa i oczu, bo jestem chory na zakrzepicę i biorę środki rozcieńczające krew - tłumaczy.
Efekty walki jeszcze długo będzie widział w lustrze. Jego twarz wokół oczu jest fioletowa. A same oczy musi co chwilę przymykać.
Jak mówi, całe zdarzenie zaczęło się kilka przystanków wcześniej. - Weszły dwie panie z dwoma panami rozweselonymi, pijącymi prawdopodobnie piwo, bo mieli w rękach puszki - opowiada kierowca. Zachowywali się głośno i wulgarnie. Jeden z pasażerów wyjął telefon i zaczął nagrywać ich zachowanie. - Po jakimś czasie usłyszałem "słuchajcie, on nas kameruje" - mówi pan Tadeusz.
Po czym zobaczył, że dwaj pijący mężczyźni zaczynają bić tego chłopaka. - Zatrzymałem natychmiast autobus i wyskoczyłem z kabiny. To był taki odruch ludzki - mówi.
Wtedy jeden z pasażerów zapytał kierowcę, czy ma dzwonić na policję. Jeden z agresorów to usłyszał i ruszył za tym mężczyzną. Pan Tadeusz go osłonił. Zapłacił za to wysoką cenę. - Odepchnąłem go. A on stwierdził, że jak go odpycham, to jestem już atakujący i zaczął mnie okładać - relacjonuje.
Z perspektywy czasu pan Tadeusz ocenia, że zachował się właściwie. Jak mówi, gdyby taka sytuacja się powtórzyła, to zrobiłby to samo - poszedł do agresywnych pasażerów i starał się ich uspokoić. I podkreśla, że nie czuje strachu przed tym, by ponownie usiąść za kierownicą autobusu.
Źródło: TVN24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: KWP Poznań / TVN24