Aktywiści z organizacji obrony zwierząt proszą prezydenta Poznania o zakaz używania fajerwerków w mieście, ale już wiadomo, że na pewno nie wpłynie to na przebieg tegorocznej imprezy sylwestrowej. Zabawę na poznańskim Placu Wolności uświetni pokaz sztucznych ogni. - Trudno, żebyśmy zrywali zawarte umowy na dzień przed - tłumaczy Joanna Żabierek, rzeczniczka prezydenta miasta.
W poniedziałek, na dzień przed imprezą sylwestrową, w poznańskim magistracie pojawili się Malwina Malinowska z Fundacji Viva! i Antoni Raciborski, przewodniczący stowarzyszenia Otwarte Ramiona.
Przyszli, żeby złożyć petycję do prezydenta Jacka Jaśkowiaka: chcą wprowadzenia całkowitego zakazu pokazów pirotechnicznych podczas wszystkich imprez, jakie będą odbywać się w mieście w ciągu roku.
- To ważna rzecz dla nas i dla naszego zdrowia, a także dla całego środowiska: fajerwerki emitują szkodliwe substancje do powietrza, którym my później oddychamy. Hałas, który generują fajerwerki jest bardzo szkodliwy dla zwierząt i dla nas samych: my cierpimy, nasz słuch cierpi, dla dzieci to jest również bardzo ciężkie - wylicza Raciborski.
- Jesteśmy świadomi, że w jeden dzień nie da się wprowadzić takiej zmiany, chodzi o to, żeby zaznaczyć, że sprzeciwiamy się wykorzystywaniu fajerwerków podczas miejskich imprez - dodaje Malinowska.
Wspomina też, że wiele miast zastępuje takie pokazy innymi show: latających dronów, laserów. - Jak widać, można zrezygnować, trzeba tylko wykazać się empatią i do zwierząt i do ludzi - przekonuje Malwina Malinowska.
Mapping bez siły przebicia
Decyzja o tym, że sylwestrową zabawę w centrum uświetni pokaz sztucznych ogni zapadła już jesienią. - Zostały zawarte umowy, trudno żebyśmy je zrywali na dzień przed - mówi Joanna Żabierek, rzeczniczka prezydenta miasta.
- Petycja to prośba natury ogólnej, ona nie wskazuje, że już w tym roku miałaby nastąpić zmiana. Prezydent zapozna się z treścią pisma i jego nadawcy otrzymają odpowiedź - zapewniła.
Poznań już raz zrezygnował ze sztucznych ogni. W 2017 roku na fasadach kamienic wokół Placu Wolności miasto zorganizowało mapping - kolorowy pokaz multimedialny. Jak mówi rzeczniczka, był on o wiele bardziej kosztowny niż pokaz pirotechniczny. Zgromadzeni na placu ludzie i tak odpalali sztuczne ognie:
Będzie, bo tak pokazały sondaże. Ale krótszy
W tym roku miasto wraca więc do tradycyjnego show. Z dwóch powodów: bezpieczeństwa i preferencji poznaniaków.
- Chcemy zrobić jeden profesjonalny pokaz i zachęcić poznaniaków do tego, żeby przyszli go obejrzeć. Będzie bezpieczny, mniej uciążliwy dla osób i stworzeń, bo profesjonalne materiały, jakie zostaną użyte, są mniej hałaśliwe od tych odpalanych przez mieszkańców samodzielnie. Chcemy, żeby było ich mniej, żeby było bezpiecznie, żeby ludzie nie narażali się na uszkodzenia ciała - mówi rzeczniczka prezydenta.
Jesienią Estrada Poznańska (miejski organizator wydarzeń kulturalnych) przeprowadziła badanie wśród mieszkańców miasta. Jej pracownicy dzwonili do rozmówców i pytali o ich zdanie w kwestii wykorzystania sztucznych ogni.
- Ze względu na liczbę respondentów równą 500 założono wiążący próg odpowiedzi równy 60 procent. Wyniki badania okazały się niejednoznaczne i bardzo zbliżone. Żadna z opcji nie uzyskała zakładanej przez Estradę proporcji 60:40 - mówi Patrycjusz Tomaszewski z działu marketingu Estrady.
255 osób odpowiedziało "zdecydowanie nie" lub "raczej nie", 225 "zdecydowanie tak" lub "raczej tak". 20 osób wstrzymało się od głosu.
- Wzięliśmy więc pod uwagę wyniki sondaży dostępnych w internecie. Ten "Gazety Wyborczej" na próbie 1335 osób wskazał, że 83 procent głosujących wyraziło poparcie dla pokazu pirotechnicznego, a w ankiecie portalu epoznan.pl na próbie 3377 było to 74 procent - tłumaczy Tomaszewski.
Tegoroczny pokaz ma być krótszy niż te z poprzednich lat - według organizatorów, potrwa pięć minut.
Autor: ww/ks / Źródło: TVN 24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24