- Przejście z jednej strony ulicy św. Marcina na drugą zajęło mi 7 minut z "międzylądowaniem" na wysepce dla pieszych - denerwuje się radny Tomasz Lipiński(PO). Na wielu poznańskich skrzyżowaniach na zielone światło piesi czekają długie minuty. Powód? Często przyciski zainstalowane na sygnalizacjach są wadliwe lub nie działają gdy naciskamy je dłonią w rękawiczce.
Po wielu zgłoszeniach od mieszkańców, sprawie postanowił się przyjrzeć radny Tomasz Lipiński. W tym celu udał się do Centrum Sterowania Ruchem przy Zarządzie Dróg Miejskich.
Zrobiony w konia
- Było bardzo miło i sympatycznie. Pokazali mi te wszystkie bajery i faktycznie robi to wrażenie. Podgląd na żywo, diagramy, schemat skrzyżowania - widać tam wszystko! Ile samochodów czeka na światłach, na którym pasie stoją, jak długo pali się zielone, kiedy pieszy naciśnie przycisk na przejściu, jak długo czeka itp. Pół godziny gapiliśmy się tylko na skrzyżowanie przy ul. Święty Marcin i wszystko działało idealnie - relacjonuje radny.
W praktyce jednak wygląda to nieco inaczej. - Na ul. Święty Marcin przejście z jednej strony ulicy na drugą zajęło mi 7 minut z "międzylądowaniem" na wysepce środku. Ja się wściekałem, a moja żona miała niezły ubaw. Była pełna podziwu dla urzędników, którzy umiejętnie wcisną każdy kit, żeby tylko udowodnić, że u nich wszystko działa idealnie - opowiada Lipiński. - Nie może być tak, że piesi czekają wieczność na pasach - denerwuje się radny. - Na wtorkowej sesji rady miasta złożyłem interpelację w sprawie tego przejścia na ul. Św. Marcin, a także drugą, dotyczącą wszystkich przejść w obrębie ścisłego centrum - mówi. Urzędnicy mają teraz 3 tygodnie na odpowiedź na jego pismo.
Piesi mają swoje 5 minut
Aleksander Przybylski, reporter TVN 24, postanowił sprawdzić jak to wygląda na innych skrzyżowaniach. Przy zbiegu ulic Słowiańskiej i Piątkowskiej nie działa jeden z przycisków do wywołania zielonego światła. W takim wypadku sygnalizacja powinna przełączyć się na zwykły tryb i "zielone" powinno zapalić się po maksymalnie 2 minutach. Nic z tego - po 5 minutach czekania nasz reporter zlitował się nad stojącą przy nieczynnym przycisku pieszą i nacisnął guzik po drugiej stronie skrzyżowania.
- Cóż, awarie się zdarzają. Reagujemy na każdy sygnał od mieszkańców. 80% zgłoszeń okazuje się jednak niewłaściwe. Przyjeżdżamy na miejsce i okazuje się, że sygnalizacja działa poprawnie - odpowiada Tomasz Libich, specjalista ds. publicznych ZDM.
Guziki jak smartfony
Nawet wtedy, kiedy przyciski działają, mieszkańcy Poznania mogą nie doczekać się zielonego światła. - Na skrzyżowaniach instalowane są przyciski pojemnościowe, które podobnie jak ekrany w smartfonach nie reagują na dotyk w rękawiczkach. Piesi mają prawo tego nie wiedzieć. Nie rozumiem, dlaczego ZDM nie instaluje tradycyjnych guzików. To tak, jakbyśmy potrzebowali telefon tylko do dzwonienia i mieli do wyboru tańszy aparat długo trzymającą baterią i drogiego nowoczesnego smartfona - dziwi się dr Michał Beim, ekspert ds. komunikacji z Instytutu Sobieskiego.
Zarząd Dróg Miejskich twierdzi jednak, że większość instalowanych przycisków działa przez rękawiczki. - Mamy kilka rodzajów przycisków w Poznaniu. Starsze były bardziej lubiane, ale były niszczone. Zdarzały się przypadki wzbudzania zielonego światła młotkiem, wciskano w nie zapałki, gumy do żucia, zaklejano plastrem. Te obecnie instalowane są bardziej odporne - kończy Libich.
Autor: FC//ec / Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24