Gdańska policja zatrzymała dwóch pracowników poznańskiej firmy Bioinfobank, która zamierza prowadzić badania nad paleniem marihuany. Zdaniem policji, firma nie ma jeszcze uprawnień na uprawę konopi, przy której zatrzymano mężczyzn. Innego zdania są przedstawiciele firmy.
Bioinfobank szykuje projekt naukowy, w ramach którego kilka tysięcy wolontariuszy będzie całkowicie legalnie i dla dobra nauki palić marihuanę. Naukowcy chcą bowiem zbadać, w jaki sposób narkotyk wpływa na sprawność intelektualną jego długotrwałych użytkowników. CZYTAJ WIĘCEJ
"Współpraca bez zarzutów"
W celu badań nad działaniem marihuany, Bioinfobank musiał najpierw wyhodować konopie. Jak zapewniają ludzie zaangażowani w projekt, firma posiada zezwolenia na uprawę tych roślin do celów naukowych. Wszystko miało przebiegać w pełni legalnie.
"Uprawa trwała od lutego i wszelkie jednostki policyjne, włącznie z szefem pionu narkotykowego, instytucje rządowe, inspektoraty i komisje były poinformowane – współpraca układała się znakomicie i bez żadnych zarzutów" - czytamy na stronie stowarzyszenia Wolnych Konopi, które współpracuje z Bioinfobankiem.
Zatrzymani przez policję
30 października dwóch pracowników placówki zostało jednak zatrzymanych przez policję. Według funkcjonariuszy firma nie posiada wszystkich niezbędnych pozwoleń.
- Policjanci na miejscu znaleźli susz roślinny, co do którego zachodzi podejrzenie, że jest to marihuana. Ponadto wykonane tam wstępne badania próbek uprawianych roślin wykazały, że są to konopie inne niż włókniste, czyli takie na które firma ta nie miała odpowiednich zezwoleń. Sadzonki, jak i już gotowy susz zostały zabezpieczone do szczegółowych badań laboratoryjnych - odpisała na pytanie redakcji TVN24 gdańska policja.
Zgłoszenie od GIF-u?
Funkcjonariusze twierdzą, że interweniowali po tym jak zawiadomił ich Główny Inspektor Farmaceutyczny. Ten sam, który zdaniem naukowców wydał im zezwolenie na prowadzenie badań.
- Interwencja wynikała z zawiadomienia złożonego przez Głównego Inspektora Farmaceutycznego. Z informacji zebranych przez GIF wynikało, że istnieje podejrzenie, iż zlokalizowana tam firma, wytwarza środki odurzające, pomimo, iż dopiero stara się o wydanie stosownych zezwoleń na prowadzenie tego typu działalności - informuje Błażej Bąkiewicz z zespołu prasowego gdańskiej policji.
- To była standardowa procedura, a nie zawiadomienie o przestępstwie. GIF wystąpił do Komendy Głównej Policji o opinię. Jedną już miał, ale prawdopodobnie chciał, żeby wszystko było jak najbardziej poprawne - twierdzi z kolei Jędrzej Sadowski, pracownik naukowy Bioinfobanku, jeden z dwóch zatrzymanych przez policję mężczyzn.
Nie patrzyli na papiery
Sadowski wraz z drugim kolegą zostali zatrzymani i przesłuchani przez policję i prokuraturę. Jego zdaniem podczas samego zatrzymania, policjanci w ogóle nie patrzyli na dokumenty, które próbował im przedłożyć.
- Policjanci z Gdańska kompletnie zignorowali dokumenty które im okazałem. Twierdzili, że nie jesteśmy żadną jednostką naukową tylko narkomanami i znaleźliśmy sposób na obejście prawa - relacjonuje Sadowski. Naukowiec miał pokazać policjantom umowę o pracę i dokumenty świadczące o tym, że jest pracownikiem naukowym.
- Na rozmowę z prokuratorem jechałem w ogóle bez dokumentów, bo zostały wrzucone do mojego plecaka i zostawione w depozycie. Było to celowa zagrywka aby umieścić nas w areszcie - dodaje Sadowski.
Nieprecyzyjne prawo
Andrzej Dołecki, prezes stowarzyszenia Wolne Konopie przekonuje, że uprawa była legalna. - Skorzystaliśmy z dobrodziejstw jednego z paragrafów, który mówi, że możemy prowadzić te badania w celach naukowych. Poinformowaliśmy komisariaty, że tego typu eksperyment przeprowadzamy, żeby nie było później zaskoczenia. Policjanci byli mile zdziwieni. Przedstawiliśmy im całą dokumentację - informuje Dołecki.
Według niego o projekcie został poinformowany także komendant miejscowej policji. Miał powiedzieć, że Bioinfobank może przeprowadzać eksperyment. Miał też jednocześnie stwierdzić, że w przypadku rozkazu "z góry", będzie musiał interweniować. Prezes Wolnych Konopi podkreśla także, że zamieszanie wokół projektu miało zostać wywołane przez niejednoznaczność polskich przepisów.
- Wszystko przez dwa sprzeczne ze sobą załączniki do ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii. Znoszą się one wzajemnie. Tak wygląda polskie prawodawstwo - uważa Dołęcki. - Dość zabawnym wydaje się to, że prokuratura sprawdza kto za tym wszystkich stoi, podczas gdy w dokumentacji jest wszystko napisane czarne na białym - dodaje.
"Działamy legalnie"
Z kolei w oświadczeniu Bioinfobanku, które zostało opublikowane we wtorek po południu czytamy m.in., że wszelkie pozwolenia firma posiada już od roku.
"Jesteśmy w posiadaniu dokumentów pochodzących zarówno od Inspekcji Farmaceutycznej (w tym GIF), jak i innych organów szczebla państwowego, iż jako jednostka naukowa mamy uprawnienie do prowadzenia upraw konopi innych, niż włókniste w celach naukowych (statutowych), a nadto z przepisów powszechnie obowiązującego prawa wynika legalność prowadzenia eksperymentów naukowych zasadnych w świetle aktualnego stanu wiedzy. Surowiec roślinny przechowywany był z zastosowaniem zabezpieczeń określonych przepisami prawa przewidzianych m.in. dla przechowywania broni, informacji niejawnych i środków odurzających, a na jego zbiór i szczegółowe przeznaczenie GIF od 2 miesięcy ma nam wydać zezwolenie, kierując się "zasadą poszanowania praw podmiotu ubiegającego się o zezwolenie oraz zapewnienie sprawności postępowania" (art. 36 ustawy)."
Przedstawiciele Bioinfobanku twierdzą także, że od dwóch miesięcy są w stałym kontakcie z Wojewódzkim Inspektoratem Farmaceutycznym w Gdańsku i nie podejmowali jako jednostka naukowa żadnych działań bez uprzedniej szczegółowej konsultacji z Inspektoratem.
"Wyjaśniamy sprawę. Jesteśmy w stałym kontakcie z organami prowadzącymi niezależne postępowania. Mając na uwadze dobro naszych badań i dobro postępowania prosimy o powściągliwość w publicznym komentowaniu sprawy" - czytamy.
Autor: kk/ib / Źródło: TVN24 Poznań