- Czekałem na błogosławieństwo końcowe, ale patrzę, że ludzie zaczynają wychodzić i ktoś tylko się odezwał: człowiek przy ołtarzu ma broń - tak opisuje wydarzenia z niedzielnej mszy świętej jeden z parafian z Ostrowa Wielkopolskiego. Policjanci przyjechali do kościoła i zatrzymali mężczyznę, który miał przy sobie - jak podaje policja - atrapę broni.
Początkowe relacje parafian brzmiały groźnie. Jedna z kobiet po wyjściu z przerwanej mszy świętej w kościele przy ulicy Staroprzygodzkiej w Ostrowie Wielkopolskim twierdziła, że pod koniec usłyszała kilka strzałów, że dzieci zaczęły uciekać sprzed ołtarza do swoich rodziców.
- Kończyła się msza święta i czekałem na błogosławieństwo końcowe, ale patrzę, że ludzie zaczynają wychodzić i ktoś tylko się odezwał: człowiek przy ołtarzu ma broń - relacjonował inny mieszkaniec Ostrowa, tuż po wyjściu z budynku.
Jeszcze przed przyjazdem policjantów mężczyznę ujął kościelny. Policjanci, którzy przybyli na miejsce, ustalili, że mężczyzna posiadał przy sobie atrapę broni.
Prawie dwa promile
Funkcjonariusze zatrzymali go i zaczęli ustalać szczegóły okoliczności przerwania mszy. - Mężczyzna posiadał plastikowy przedmiot imitujący broń, ale była to zwykła atrapa. Nie wyjął go, nie doszło do jego użycia - relacjonuje Małgorzata Michaś z policji w Ostrowie Wielkopolskim.
Okazało się za to, że mężczyzna, który zakłócił nabożeństwo, był nietrzeźwy. Badanie wykazało, że miał blisko dwa promile alkoholu w organizmie.
W poniedziałek usłyszał zarzut z artykułu 51 Kodeksu wykroczeń, który mówi o awanturze w miejscu publicznym. Grozi za to kara aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny. Mężczyzna - według policji - nie tłumaczył swojego zachowania.
Źródło: TVN 24
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Poznań