Grzegorz Ł., który ma stać za kradzieżą 8 milionów złotych z konwoju w Swarzędzu, został przewieziony do Poznania. Jest już po przesłuchaniu. Nie przyznaje się do winy i odmawia zeznań.
Wobec Grzegorza Ł., który był poszukiwany listem gończym, zastosowano wcześniej areszt poszukiwawczy. - Jego termin upływa 24 października. Dlatego wystąpiliśmy już do sądu z wnioskiem o areszt tymczasowy wobec niego - wyjaśnia prok. Michał Smętkowski z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
Mężczyźnie przedstawiono dwa zarzuty. - Pierwszy dotyczy działania w zorganizowanej grupie mającej na celu popełnienie przestępstwa. Drugi - przywłaszczenia 8 mln złotych - podaje Smętkowski.
Grzegorzowi Ł. grozi nawet 10 lat więzienia.
Usłyszy zarzuty
Ł. ma stać za kradzieżą, o której w 2015 roku mówiła cała Polska. W połowie lipca spod banku w Swarzędzu zniknął bankowóz wypchany gotówką. Za kierownicą siedział "duch", bo tak na początku o fałszywym konwojencie mówili policjanci zajmujący się sprawą.
Okazało się bowiem, że pracujący jako konwojent człowiek posługiwał się skradzionymi danymi. Nie zostawił ani żadnych śladów biologicznych, ani odcisków palców. Po prostu wyparował, a wraz z nim 8 milionów złotych.
Prokuratura twierdzi, że za drobiazgowo przygotowanym skokiem stał m.in. Grzegorz Ł., były policjant i wiceprezes okradzionej firmy ochroniarskiej.
Zniknął bez śladu we wrześniu 2015 roku. Ukrywał się na tyle skutecznie, że wiele osób badających sprawę poważnie brało pod uwagę, że nie żyje.
Znaleźli go na Ukrainie
Prawda jednak była taka, że Ł. ukrywał się na Ukrainie. Szukający go "łowcy głów", czyli funkcjonariusze specjalnej jednostki poznańskiej policji, podkreślają, że był bardzo trudnym przeciwnikiem.
- Świadomie wprowadzał nas w błąd. Wysyłał fałszywe tropy. Udało się nam jednak ustalić, że przekroczył granicę z Ukrainą. Posługiwał się wtedy fałszywymi danymi - opowiada tvn24.pl jeden z "łowców".
Ł. mieszkał na Ukrainie w wynajmowanym mieszkaniu. Zatrzymali go w połowie listopada ubiegłego roku ukraińscy policjanci. Był zaskoczony, nie stawiał oporu.
Procedura ekstradycyjna trwała blisko rok. 10 października Grzegorz Ł. wreszcie został przekazany przez ukraińską stronę polskiej policji.
Ten moment był widoczny na nagraniu, które udostępniła poznańska policja. Ł. został przewieziony do Zakładu Karnego w Przemyślu.
Grzegorz Ł. - ostatni z uczestników ”skoku stulecia”, trafił do polskiego aresztu. Wytropiony wcześniej w Odessie przez ”łowców głów” z Poznania, trafił do ukraińskiego aresztu. Dziś na przejściu granicznym w Medyce służby Ukrainy przekazały go policjantom z Rzeszowa. pic.twitter.com/ogZf9yzMBC
— WielkopolskaPolicja (@PolicjaWlkp) 10 października 2018
Brakujące ogniwo
Ł. będzie w dyspozycji Sądu Okręgowego w Poznaniu, który już w 2016 roku zaocznie go aresztował.
Kilka tygodni przed zatrzymaniem jego pełnomocnik złożył wniosek o list żelazny. Ł. deklarował, że przyjedzie do Polski i będzie współpracował z wymiarem sprawiedliwości pod warunkiem, że nie trafi za kratki do momentu uprawomocnienia się wyroku w jego sprawie.
Łukasz Biela, prokurator zajmujący się "skokiem stulecia", już po zeszłorocznym zatrzymaniu podkreślał, że to bardzo dobra wiadomość.
Biela w sporządzonym przez siebie akcie oskarżenia napisał, że Ł. odegrał "bardzo ważną rolę" w planowaniu przestępstwa.
O tym, że były funkcjonariusz był mocno zaangażowany w przestępstwo, przekonywał między innymi Adam K., czyli pierwszy z zatrzymanych w tej sprawie mężczyzn. To on po kilku miesiącach spędzonych w areszcie zaczął współpracować z prokuraturą. Ujawnił dane innych uczestników kradzieży.
Tak wpadł Krzysztof W., który wcielił się w konwojenta, Marek K., jeden z twórców planu i Dariusz D., który w kluczowym momencie przepakowywał skradzione pieniądze.
Zwrot akcji w drugiej instancji?
Ponieważ Grzegorz Ł. się ukrywał, akta jego sprawy zostały wyłączone do odrębnego postępowania. Jego kompani w lipcu ubiegłego roku zostali nieprawomocnie skazani.
Krzysztof W., fałszywy konwojent, ma trafić do więzienia na 8 lat i dwa miesiące. Oprócz tego ma zapłacić 200 tys. złotych grzywny (śledczy wnosili dla niego o 9 lat za kratkami).
Adam K. został skazany na 6 lat i dwa miesiące. Oprócz tego ma zapłacić 150 tys. złotych grzywny. Inny z twórców planu, Marek K., ma w więzieniu spędzić 7 lat (prokuratorzy chcieli dla niego 8 lat za kratkami).
Skazani zostali też żona i teść Adama K., których były policjant poprosił o wpłacenie kradzionych pieniędzy do banku. Skazano ich na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata.
- Nie ma jeszcze terminu procesu drugiej instancji - poinformował tvn24.pl Wojciech Szczawiński, jeden z obrońców Adama K.
Dodał, że przekazanie Ł. "to świetna wiadomość dla wymiaru sprawiedliwości".
- Z pewnością rzuci dużo światła na sprawę. Przedstawi swój punkt widzenia. Pytanie, czy może zmienić ustalenia co do stanu faktycznego. Jeśli tak, to proces musiałby rozpocząć się na nowo - podkreśla mecenas.
Autor: fc, bż / Źródło: TVN 24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź