Maszyna do prasowania wciągnęła i zmiażdżyła rękę Alonie. Trzeba było ją amputować

W pracy Alona straciła rękę
Straciła rękę w pracy
Źródło: tvn24

Kobieta obsługująca magiel straciła w pracy rękę. To był moment. Maszyna wciągnęła jej kończynę aż do łokcia. Strażacy uwolnili zakleszczoną 29-latkę, ale ręki nie udało się uratować. Była tak zmiażdżona i poparzona, że lekarze musieli ją amputować. Śledztwo w sprawie wypadku w Luboniu (woj. wielkopolskie) nadzoruje Prokuratura Krajowa.

29-latka przeżyła w pracy dramat. Wszystko działo się 15 grudnia ubiegłego roku w zakładzie w Luboniu.

Panią Alonę poproszono o to, żeby wyciągnęła fragment tkaniny, który zaklinował się pomiędzy walcami maglownicy. Próbowała wykonać polecenie i wtedy jej lewa ręka została wciągnięta przez maszynę. Najpierw był ogromny ból, potem długie kilkadziesiąt minut walki.

Walka o rękę

Pierwszy zastęp strażaków pojawił się po sześciu minutach. Zabezpieczyli miejsce wypadku. - Ręka była uwięziona aż do łokcia. Po kilku minutach pojawił się lekarz pogotowia, który zdecydował, że należy kobiecie podać zastrzyk przeciwbólowy. Założono jej również stazę taktyczną uciskową - mówi Michał Kucierski z wielkopolskiej straży pożarnej.

Dopiero wtedy strażacy mogli próbować uwolnić kobietę. Pani Alona była przytomna. Pamięta wszystko. Również to, jak na biegu wstecznym, czyli awaryjnym włączono maszynę i powoli wyciągano jej rękę. Potem trafiła do szpitala.

Nie było co ratować

- Pacjentka miała uraz w postaci zmiażdżenia, poparzenia, a właściwie ugotowania całej kończyny górnej. Po krótkim badaniu podjęliśmy decyzję o natychmiastowym amputowaniu lewej ręki. Tu nie było mowy o próbie ratowania czy rekonstrukcji - tłumaczy lekarz Bartosz Mańkowski ze Szpitala Miejskiego im. Józefa Strusia w Poznaniu.

Teraz lekarze skupiają się na tym, by pozostałe tkanki przedramienia kobiety przygotować tak, by w przyszłości można było użyć protezy.

- Pani Alona jest bardzo dzielna. Dość szybko otrząsnęła się po tej trudnej sytuacji - dodaje Mańkowski.

Pracownica: nie było szkolenia

Od operacji minęło już kilka tygodni, ale pani Aldona wciąż odczuwa ból fantomowy. Czy można było uniknąć tej tragedii? 29-letnia Ukrainka formułuje poważne zarzuty wobec właścicieli zakładu, w którym legalnie pracowała.

- Nie było nawet jednego dnia szkolenia. Nie wiedziałam, jak obsługiwać tę maszynę - powiedziała pani Alona Romanenko reporterowi "Faktów".

Tuż po wypadku pojawiły się też zarzuty, że właściciel magla miał blokować działania strażaków, obawiając się zniszczenia sprzętu. - Strażacy chcieli rozciąć maszynę. Ja im tylko powiedziałem, że w środku w niecce jest 400 litrów oleju rozgrzanego do 170 stopni Celsjusza. Wtedy powiedzieli: ok, wiemy co robić - mówi jeden z właścicieli zakładu.

Tę wersję potwierdza również rzecznik straży pożarnej. - Dla nas życie człowieka jest więcej warte niż mienie - zapewnia Kucierski.

Okoliczności zdarzenia badają teraz śledczy oraz Państwowa Inspekcja Pracy. Na polecenie prokuratura generalnego sprawę nadzoruje Prokuratura Krajowa.

- Postępowanie dotyczy niedopełnienia obowiązków przez osobę odpowiedzialną za bezpieczeństwo i higienę pracy, co doprowadziło do zaistnienia wypadku - informuje Ewa Bialik z Prokuratury Krajowej.

Właściciel magla: ona wiedziała co ma robić

Dziennikarze TVN24 spotkali się z właścicielem zakładu w Luboniu. Ten pokazał nam miejsce pracy kobiety i maszynę, która uwięziła jej rękę. Przekonuje, że nikt nie byłby w stanie jej obsługiwać bez odpowiedniego szkolenia. Zapewnia też, że pani Alona przeszła kurs BHP.

- Mamy jeden z najnowocześniejszych zakładów w Wielkopolsce. Wszystkie zabezpieczenia działają. Bez instruktażu pracownicy nie mieliby pojęcia, co robić - twierdzi Robert Sionkowski, właściciel magla.

Na pytanie reporterki o szkolenie BHP odpowiada: Było. Pani Alona wiedziała, co ma robić - dodaje.

Zbiórka na leczenie

Trwa zbiórka pieniędzy na leczenie Alony z Ukrainy. Zbieraniem środków zajmuje się konsul honorowy Ukrainy Witold Horowski. Do tej pory udało się zebrać 50 tys. zł. - Niestety za żadną kwotę nie jesteśmy w stanie zmienić życia tej kobiety, tak by wszystko wróciło do chwili sprzed wypadku - mówi Horowski.

Stowarzyszenie Społeczno-Kulturalne Polska Ukraina,ul Grobla 27a6, 61-858 Poznań.numer konta: 37 1090 1854 0000 0001 1451 2044.W tytule przelewu należy wpisać „Dla Alony”. FB - Ukraińska Wiosna

Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.

Autor: aa/gp / Źródło: TVN24 Poznań

Czytaj także: