Jeszcze rok temu 5-letnia Samirka bała się, czy ma jeszcze jakąś przyszłość i czy na jej małej główce pojawią się znów włosy. Dziewczynka walczyła z potężnym i nieobliczalnym przeciwnikiem: neuroblastomą. Nowotwór układu nerwowego najpierw zniszczył jej zdrowie, potem zaczął odbierać nadzieję. Internauci ją przywrócili.
Samirka ma pięć lat, bujniejszą czuprynę i coraz większy apetyt.
Rok temu było inaczej.
Wtedy dziewczynka toczyła nierówną walkę z nowotworem złośliwym, który najpierw zaatakował jej układ nerwowy, a potem "zadomowił się" w jej szpiku i kościach...
Lekarze robili, co mogli, a Samirka pytała rodziców:
Dlaczego jestem chora?
Czy ja już nie jestem fajna, bo nie mam włosków?
Czy ja mam jakąś przyszłość?
Dzięki ponad 29 tysiącom internautów ma.
Wyrok
Rodzice dziewczynki pochodzą z Czeczeni. Od 10 lat mieszkają w Polsce. Tutaj przyszły na świat ich trzy córeczki: Karina, Jaśmina i najmłodsza Samira.
Poprzedni rok nie był dla nich łaskawy. W maju dziewczynka zaczęła się skarżyć na ból brzucha. Rodzice zabrali ją na pogotowie, ale wtedy lekarze nie zauważyli niczego niepokojącego. Dziewczynka wróciła do domu. Gdy znów poczuła ból rodzice podali jej leki. Pomogły, ale tylko na chwilę. W nocy obudził ich przeraźliwy krzyk córki.
Wrócili do szpitala i już tam zostali. Wyrok usłyszeli na oddziale onkologicznym: to neuroblastoma IV stopnia złośliwości. Najgroźniejszy dziecięcy nowotwór.
Lekarze nie kryli, że walka o życie małej pacjentki będzie trudna.
Zaczęła się chemioterapia. Po ośmiu cyklach guz się zmniejszył i udało się wyciąć go w całości. Nie obyło się jednak bez komplikacji. Wystąpiło VOD, czyli choroba zarostowa żył wątrobowych. Potrzebny był jeszcze autoprzeszczep. Potrzebna była też nadzieja, bo przerażona dziewczynka gasła w oczach. Przestała jeść, nawet nie próbowała się uśmiechać.
Nie mówiła, że się boi, tylko coraz mocniej ściskała dłoń swojej mamy.
Pod ścianą
Lekarze robili, co mogli. Ale to wciąż było za mało. Obawiano się, że nowotwór może wrócić i zaatakować z jeszcze większą siłą. Żeby zwiększyć szanse małej pacjentki i ostatecznie pokonać chorobę potrzebna była immunoterapia.
- To leczenie biologiczne przeciwciałami ANTY-GD2. Stosuje się je jako ostatni element leczenia nowotworów. Celem terapii jest zmobilizowanie układu odpornościowego, żeby zaatakował i usunął ostatnie komórki nowotworowe. Zwłaszcza te, które pozostawały oporne na dotychczasowe leczenie (chemio- i radioterapię - przyp. red.) - tłumaczy dr Latoch.
Problem w tym, że leczenie nie jest w Polsce refundowane, a rodzice Samirki nie mieli na koncie "wolnych" 891 tysięcy, które mogły uratować życie ich dziecka. Pojawiła się bezradność i strach.
19 października ub. r. na portalu siepomaga.pl założono dla Samirki zbiórkę. Cel: 891 tysięcy złotych. Na kiedy? Jak najszybciej. Akcja miała się zakończyć w listopadzie, ale nie udało się zebrać całej kwoty. Fundacja w porozumieniu z rodzicami i lekarzami zdecydowała się przedłużyć zbiórkę do 31 grudnia.
Internauci nie pozostali obojętni. Otworzyli dla Samirki swoje serca i portfele. I tak w dwa tygodnie, ponad 29 tysięcy osób dokonało tego, co wydawało się niemożliwe. 17 grudnia na koncie fundacji pojawiła się już cała kwota potrzebna na leczenie.
- I wtedy i dziś nie możemy uwierzyć, że tyle osób tak bezinteresownie pomogło nam uratować naszą córeczkę - mówi tata dziewczynki.
Decydujące starcie
Immunoterapia ruszyła w styczniu, bo dopiero wtedy pozwolił na to stan zdrowia Samirki. Leczenie przeprowadzono w szpitalu w Krakowie. Zgodnie z planem Samirka przeszła pięć cykli terapii. Każdy przebiegał tak samo: trzy tygodnie leczenia w szpitalu, dwa tygodnie przerwy w domu.
Jeszcze raz bardzo dziękujemy wszystkim ludziom, którzy pomogli nam zebrać pieniądze na leczenie córki. Trudno opisać to jak jesteśmy wam wdzięczni Aslan, tata Samirki
- Bardzo nam wtedy pomagali znajomi. Mam kolegę, który nas woził do szpitala. Córeczka dobrze znosiła leczenie, choć łatwo nie było. Zresztą i jej i nam. W szpitalu poznaliśmy rodziców innych chorych dzieci. Można powiedzieć, że wszyscy mieliśmy to samo zmartwienie. Wzajemnie się wspieraliśmy - opowiada Aslan.
Leczenie zakończyło się we wrześniu. Samirka w końcu wróciła do domu i powoli odzyskuje siły. - Teraz to jest zupełnie inna dziewczynka. Bawi się, jest uśmiechnięta. Powoli odrastają jej też włosy. A co najważniejsze ma w końcu lepszy apetyt - dodaje tata 5-latki.
W grudniu dziewczynka spędziła jeszcze kilka dni w szpitalu w Białymstoku. - To tylko kontrolne badania. Na razie nie ma żadnych powodów do zmartwień. Immunoterapia przyniosła zamierzony cel. Choroba jest w remisji. Przez najbliższe pięć lat Samirka będzie poddana wzmożonej kontroli, ale jesteśmy dobrej myśli. Widać, że odzyskuje siły. Znów jest charakterną dziewczynką i niech tak zostanie - mówi dr Latoch.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: Aleksandra Arendt-Czekała/i / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: Siepomaga.pl