Podczas remontu przestawili przystanek kolejowy. Teraz przystanek "Pożóg" znajduje się o kilka kilometrów od tej miejscowości. I choć leży na terenie Końskowoli (woj. lubelskie), jego nazwy nie zmieniono. - Nie przyszło mi do głowy, że można taką gafę popełnić - mówi Stanisław Gołębiowski, wójt gminy Końskowola. Materiał Łukasza Wieczorka z magazynu "Polska i świat".
Kiedyś w miejscu, gdzie znajdował się przystanek kolejowy, faktycznie był Pożóg. Ale - jak podaje "Dziennik Wschodni" - było to jeszcze za czasów carskich, gdy przystanek powstał. Od dawien dawna przystankowi Pożóg bliżej było do Końskowoli niż do Pożogu. Ale nazwa się nie zmieniała.
"Jak jedziemy do Lublina, nie wysiadamy w Gdańsku"
Efekt? Pasażerowie jadący do Końskowoli wysiadali na przystanku Pożóg. I byli już w zasadzie w Końskowoli, o ile wiedzieli, że to tu należy wysiąść.
Z kolei ci, którzy wysiadali na przystanku przekonani, że wysiadają w Pożogu, mogli się zdziwić - do Starego Pożogu mieli do przejścia jeszcze 3 kilometry. A do Nowego Pożogu - kolejne 1,5 km. Bareja by tego nie wymyślił.
- Przecież jak jedziemy do Lublina, nie wysiadamy w Gdańsku. Jak jest Lublin, to jest Lublin - mówi pani Krystyna, mieszkanka gminy Końskowola.
Nowy przystanek, stara nazwa
Kiedy ruszyła przebudowa linii kolejowej, a przystanek kolejowy jeszcze nieco odsunięto od Pożogu, władze gminy były przekonane, że wreszcie zyska on odpowiednia nazwę. Ale nie zyskał.
- Nie przyszło mi do głowy, że można taką gafę popełnić - mówi Stanisław Gołębiowski, wójt gminy Końskowola.
Jak tłumaczy, przed remontem przystanek był bliżej wsi Stary Pożóg. Teraz- jakiś kilometr dalej, już w Końskowoli. - Jest już całkowicie geodezyjnie w Końskowoli - przekonuje, pokazując to na mapie.
Kolejarze przekonują, że nazwy nie mogli zmienić bez oficjalnej zgody gminy. Dlatego została taka, jak była. - Musi być pewna dokumentacja. Nie może być to tylko inicjatywa jednej czy dwóch osób, a decyzja gminy czy rady miasta - mówi Mirosław Siemieniec z PKP Polskie Linie Kolejowe.
Będzie zmiana
Teraz już dokumentację mają. Ale pojawił się nowy problem - kto za to zapłaci. A mowa o niemałych kosztach, bo o około 20 tysiącach złotych. A cała operacja zajmie ponad 4 miesiące, bo to nie tylko wymiana tablicy, a też wprowadzenie nazwy we wszystkich kolejowych systemach.
Gmina nie ukrywa, że kosztów tej operacji nie chce pokrywać. - Uważam, że to niedopatrzenie PKP w momencie projektowanie tego przeniesienia - przekonuje Gołębiowski.
Ale kolej odpowiada twardo: - Zawsze za zmianę nazwy przystanku bądź stacji koszty ponosi inicjator - mówi Siemieniec.
FC
Źródło: TVN24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24