Po 5 dniach jazdy z prędkością do 60 km/h pokonali ponad 2 tysiące kilometrów. Konwój z amerykańskimi czołgami Patton, który w środę wyruszył z greckiego Valestino, dotarł do Poznania. Pojazdy dołączą do kolekcji Muzeum Broni Pancernej.
- Mieliśmy do pokonania pięć państw, góry, bezdroża, wąskie drogi, ale udało nam się - relacjonuje mjr Tomasz Ogrodniczuk, kustosz muzeum.
Prezent w dniu święta
Procedury pozyskania czołgów dla instytucji trwały 2 lata. M48 i M60 przekazano w ręce polskiej armii 12 września, podczas uroczystości w Velestino, która przypadła w dniu Święta Wojsk Lądowych. Sześć dni wcześniej z Polski wyjechały dwa zestawy niskopodwoziowe, na których transportowano maszyny.
- Czołgi nic nas nie kosztowały, był to dar Greków dla polskiej armii i muzeum. Zapłaciliśmy jedynie za transport - wyjaśnia chor. Mariusz Szubert, rzecznik prasowy Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych w Poznaniu.
W przekazaniu uczestniczyli wiceminister spraw zagranicznych Bogusław Winid i przedstawiciele Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Zaraz po uroczystości czołgi na transporterach wyruszyły w stronę Polski. Wielkie pojazdy prowadzili kierowcy z 11. Batalionu Ewakuacji Sprzętu z Czarnego Inspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnych.
- Nie wybraliśmy drogi morskiej, ponieważ był za niski poziom wody w Dunaju - wyjaśnia st. plut. Krzysztof Zadrożniak.
Sterta dokumentów, godziny przepychanek
- Cały czas poruszaliśmy się z prędkością około 40, 50, maksymalnie 60 km/h. Mieliśmy wiele perypetii na granicach. Grecy wyskakiwali ze swoich okienek i mierzyli czołgi. Kiedy przekraczaliśmy granicę, wertowali wszystkie dokumenty. Miałem na kolanach cały plik. Kiedy celnicy zobaczyli, ile ich jest, to nie chcieli podpisywać. Ostatecznie pomarudzili, pomarudzili, ale w końcu podpisali - opowiada Ogrodniczuk.
- Po 120 km jazdy trzeba było przekroczyć granicę bułgarską. Bułgarzy też nie chcieli podpisywać dokumentów, musiał interweniować nasz chorąży i dopiero po 5 godzinach to zrobili. W Rumunii mieliśmy przeprawiać się przez Dunaj, ale podjazdy były za duże i musieliśmy jechać objazdem, nadrobić około 300 km. W Rumunii zaczęły nam też pękać opony, przewody powietrzne. To było takie szkolenie, które zapamiętamy do końca życia - przyznaje.
- To była największa operacja w historii Muzeum Broni Pancernej - mówi Szubert. - Każdy kilometr pokonywanej trasy był zabezpieczony przez żandarmerię wojskową danego kraju. Na przystankach czołgi oblegane były przez chcących zrobić zdjęcie ciekawskich. Wyrazy sympatii można również usłyszeć w CB-radiu i korzystających z niego kierowców TIR-ów.
Czołgi M48 Patton - armia USA wycofała je ze służby w połowie lat 90., ale są jeszcze używane przez wojska innych krajów. Wadą M48 są jego wymiary: trzymetrowej wysokości czołg był łatwiejszy do zauważenia, a w konsekwencji - do trafienia - oraz stosunkowo wywrotny. W zamian za to oferował wysoki komfort załodze. Dodatkowo pierwsze modele M48 produkowane w latach 50. napędzane były silnikiem benzynowym, który po trafieniu przez przeciwnika łatwo się zapalał. Jednocześnie duże zużycie paliwa ograniczało zasięg M48.
Czołgi M60 Patton - produkowane były pod koniec lat 50. po odkryciu, że w Związku Radzieckim projektowany jest nowy czołg (później znany jako T-62) uzbrojony w armatę 115 mm, przewyższającą uzbrojenie czołgu M48. Postanowiono zmodernizować M48 poprzez przezbrojenie go w silniejszą armatę (brytyjskie działo L7 105 mm) i wyposażenie w nowy silnik. Przeprojektowano i wzmocniono również opancerzenie wieży oraz kadłuba. Nowy pojazd otrzymał oznaczenie M68 i wszedł do produkcji w 1959 r. W momencie wejścia do służby, rok później, otrzymał oficjalne oznaczenie M60 Patton. Różne odmiany M60 pozostają nadal w służbie sił zbrojnych wielu państw m.in. Arabii Saudyjskiej, Brazylii, Egiptu, Hiszpanii, Izraela i Turcji.
Autor: fc/AB//mz/k / Źródło: TVN24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: CSWL Poznań | chor. Marcin Szubert, kpr. Adam Kuchciński