Tysiące ludzi na ulicach, propagandowe hasła i sztandary z partyjnymi dygnitarzami oraz demonstracje solidarności z "bratnimi narodami" - tak w Poznaniu świętowano 1 maja. - To było święto dla dzieciaków - mówi Dorota Książkiewicz-Bartkowiak, koordynatorka Cyfrowego Repozytorium Lokalnego, które przypomina zdjęcia z obchodów Święta Pracy sprzed kilkudziesięciu lat.
- W pochodach uczestniczyły gigantyczne tłumy. Trudno się jednak dziwić - nieobecność wiązała się często z obcinaniem premii czy problemami zawodowymi - mówi Dorota Książkiewicz-Bartkowiak, która pamięta pochody z lat 70.
Miasto w propagandzie
Na 1 maja szykowano się znacznie wcześniej. Dekorowano całe miasto a w szkołach przygotowywano transparenty.
- Pamiętam gigantyczne Leniny, Staliny czy portrety partyjnych dygnitarzy oraz demonstracje solidarności z bratnimi narodami - wspomina Książkiewicz-Bartkowiak. - Mój ojciec pracował w zakładach Cegielskiego i kiedy byłam dzieckiem pracownicy mieli obowiązek uczestniczenia w pochodach. Co było dla nich i dla mnie wtedy wyróżnieniem - zawsze szliśmy na czele - mówi koordynatorka CYRYLA.
"Ceglorz" na czele
Pochód zawsze otwierali bowiem pracownicy "Ceglorza". Dopiero za nimi szły kolejne dzielnice Poznania. - W sumie te kilkanaście tysięcy osób tworzyło niejako miasto w mieście. To było święto dla dzieciaków, choć dla dorosłych pewnie niekoniecznie. Pamiętam, że nosiłam kwiaty, chorągiewki, dostawałam watę cukrową czy jojo na gumie. I, że zawsze pochodom, jak na zamówienie, towarzyszyła dobra pogoda. Potem jako nastolatka już w nich nie brałam udziału - wówczas już nie wiązało się to z konsekwencjami zawodowymi - kończy Książkiewicz-Bartkowiak.
Autor: FC / Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: CYRYL | Janusz Korpal