Krzysztof K. zginął od kilkunastu ciosów nożem. Nie żył, gdy oprawcy podpalali ciało, by zatrzeć ślady. Nie udało im się, bo jeszcze tego samego dnia, kiedy znaleziono zwęglone zwłoki na szkolnym boisku, bracia zostali zatrzymani. Jeden zrzucał winę na drugiego. Dziś usłyszeli wyroki. Identyczne.
Sobotni poranek w listopadzie w 2015 roku był mglisty. Osoba przechodząca obok jednej ze szkół w Gorzowie Wielkopolskim na boisku zauważyła wówczas spalone zwłoki. Policja wszczęła śledztwo i jeszcze tego samego dnia antyterroryści weszli do mieszkania w bloku nieopodal szkoły. Poszukiwanych tam nie było, ale niedługo później zostali namierzeni. Byli na mieście, byli pijani i pod wpływem narkotyków.
Zabili, ciało podpalili
Bracia (przyrodni - red.) Piotr Ż i Krzysztof K. (zbieżność inicjałów z ofiarą) zrobili dzień wcześniej coś niewyobrażalnego. Z zimną krwią i okrucieństwem zabili swojego znajomego.
Spotkali się na boisku, gdzie chcieli wyjaśnić sobie parę spraw. Z tego wywiązała się sprzeczka, a później także bójka. Ofiara nie miała szans, przeciwnik miał przewagę liczebną. W śledztwie ustalono, że pierwszy cios nożem zadał Krzysztof K. Potem kolejne ciosy zadawał już z pomocą brata, który trzymał 25-latka. Łącznie było ich kilkanaście, m.in. w szyję. To właśnie jeden z nich - przecinając żyłę szyjną - okazał się śmiertelny.
Mimo że na boisko skierowana była kamera monitoringu, zdarzenie nie zostało nagrane. Było ciemno. Kamery zarejestrowały jednak ciąg dalszy zdarzenia.
Bracia chcieli zatrzeć ślady. Pod szkołę wrócili z benzyną, którą polali - według opinii biegłych - nieżyjącego już wtedy 25-latka i podpalili jego ciało.
"Agresję mają wpisaną w osobowość"
W listopadzie 2016 roku bracia stanęli przed sądem. Zostali oskarżeni o zabójstwo i zbezczeszczenie zwłok. Na żadnym etapie śledztwa nie przyznawali się do zabójstwa. Jeden zrzucał winę na drugiego. Obaj twierdzili, że to ten drugi zadał śmiertelne ciosy.
Prokuratura chciała dla obu dożywocia, ich obrońcy uniewinnienia. W czwartek zapadł wyrok. Sędzia uznał, że Piotr Ż. i Krzysztof K. działali wspólnie i w porozumieniu. Obaj skazani zostali na 25 lat więzienia. Ponadto mają zapłacić po 50 tys. złotych na rzecz obojga rodziców ofiary.
W uzasadnieniu sąd zwracał uwagę na brutalność mężczyzn przy zabijaniu oraz obojętność w momencie palenia ciała, które potraktowali jak rzecz.
Sędzia Maciej Szulc podkreślał także, jak bardzo są niebezpieczni, mówił o jak najdłuższej potrzebie izolowania ich od społeczeństwa. Stwierdził nawet, że agresję mają wpisaną w swoją osobowość.
Będzie apelacja?
Mimo że sąd orzekł inną karę niż wnioskowała prokuratura (dożywocie), prokurator Mariusz Dąbkowski jest zadowolony z wyroku. Uważa, że jest sprawiedliwy.
- To rozstrzygnięcie jest mądre. Przyszedłem tu po sprawiedliwy wyrok i taki wyrok zapadł. Za to jestem wdzięczny sądowi - powiedział.
Kamil Kamiński, obrońca jednego ze skazanych twierdzi, że wyrok jest niekorzystny i po uzyskaniu pisemnego uzasadnienia razem z klientem rozważą wniesienie apelacji.
- W mojej ocenie, biorąc pod uwagę postawę mojego klienta, to ta apelacja będzie - przyznał Kamiński.
W sprawę zamieszany był także Rafał Ś., który według prokuratury nie był świadkiem zabójstwa, ale mógł widzieć moment podpalenia zwłok. Został skazany na 6 miesięcy bezwzględnego więzienia za nieudzielenie pomocy.
Piotr Ż. będzie mógł starać się o warunkowe zwolnienie po 22 latach odbycia kary, natomiast Krzysztof K. po 20 latach.
Autor: ib/i / Źródło: TVN24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: tvn24