Była minister sprawiedliwości i prokurator generalny, sędzia w stanie spoczynku Barbara Piwnik oraz dziennikarka "Newsweeka" i autorka książki o Zbigniewie Ziobrze Renata Grochal komentowały w "Tak jest" działania ministra przedstawione w reportażu "Państwo Ziobry". - To kolejna sprawa, w której ministerstwo zachowuje się w co najmniej dziwny sposób, czyli taki, który ma rodzinie Ziobrów ułatwić sytuację procesową - stwierdziła Grochal.
Dziennikarka TVN24 Marta Gordziewicz w reportażu "Państwo Ziobry" pokazała działania śledczych w sprawie śmierci ojca ministra sprawiedliwości. Sprawa była dwa razy umarzana przez niezależną od Zbigniewa Ziobry prokuraturę. Gdy PiS przejął władzę, zaangażowały się w nią zarówno nadzorowana już przez Ziobrę prokuratura, jak i kierowane przez niego Ministerstwo Sprawiedliwości.
Żona zmarłego Jerzego Ziobry i matka urzędującego ministra Krystyna Kornicka-Ziobro złożyła skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. To z jej doniesienia podległa synowi prokuratura postawiła zarzuty kolejnej lekarce, dawnej przyjaciółce rodziny Ziobrów - Wandzie Cabali. Lekarka w reportażu po raz pierwszy publicznie opowiedziała o tej sprawie.
Ustalenia dziennikarki komentowały w środowym wydaniu programu "Tak jest" w TVN24 Barbara Piwnik, sędzia w stanie spoczynku, była minister sprawiedliwości i prokurator generalny, oraz Renata Grochal, dziennikarka "Newsweeka" i autorka książki "Zbigniew Ziobro. Prawdziwe oblicze".
Piwnik, pytana, czy za czasów, gdy ona pełniła funkcję ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego, miała do rozstrzygnięcia podobną sytuację związaną z prywatnymi sprawami a pełnioną funkcją, odpowiadała, że "najgorsi są ci, którzy zgadują oczekiwania władzy".
- Kiedy byłam ministrem, jadąc kiedyś służbowo do Jastrzębiej Góry, w połowie drogi, wieczorem, zostałam powiadomiona przez pana ministra Janika (ówczesnego ministra spraw wewnętrznych i administracji - red.), że moja mama, w podeszłym wieku, która mieszkała w Górach Świętokrzyskich, została napadnięta w domu. Nie zadzwonił do mnie żaden funkcjonariusz, który był wezwany na miejsce. Ja tę wiadomość uzyskałam od ministra. Zawróciłam, pojechaliśmy do miejsca zamieszkania mojej mamy - wspomniała.
Opisała dalej, że postepowanie toczyło się, a ona sama od początku uważała, że jeżeli miejscowi funkcjonariusze nie odnajdą sprawcy, to będzie to kolejna nieodkryta sprawa. - Pewnego razu w ministerstwie, ze zdziwieniem i przypadkiem, dowiedziałam się, że postępowanie zostało objęte przez prokuraturę apelacyjną. Poleciłam szybko, aby wszystko wróciło do normy i punktu wyjścia - opisała.
- Dlatego o tym opowiedziałam, bo wiele osób podejmuje działania, nie pytając ministra. W tym wypadku ja byłam również prokuratorem generalnym. Nikt nie zapytał mnie. Szereg osób uważało, że tak należy postępować, bo dotyczy to osoby bliskiej ministra - tłumaczyła. Zgodziła się przy tym z uwagą, że przypadek Zbigniewa Ziobry nie odzwierciedla tej sprawy.
Podsumowywała, że zarówno w przypadku jej matki, jak i działań Ziobry "działania podejmuje cały szereg osób, z różnych szczebli".
"Ewidentny konflikt interesów"
Grochal oceniła, że "w tej sprawie jest ewidentny konflikt interesów". - Odkąd Zbigniew Ziobro został ministrem sprawiedliwości, nastąpiło kilka zmian w prawie po to, żeby ułatwić jego sytuację procesową, poczynając od 2016 i od zmiany w prawie, która pozwala w postępowaniu prywatnoskargowym, żeby prokurator do tej sprawy przystąpił - przypomniała.
- Kilka tygodni po zmianie w prawie prokurator przystępuje do sprawy śmierci Jerzego Ziobry. Później są kolejne zmiany w prawie - dodała.
Dziennikarka oceniła, że sprawa lekarki i sprawa przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka, którą opisała reporterka TVN24, "to kolejna sprawa, w której ministerstwo zachowuje się w co najmniej dziwny sposób, czyli taki, który ma rodzinie Ziobrów ułatwić sytuację procesową".
Reportaż o wykorzystywaniu stanowiska przez Ziobrę - "Operacja Ziobry":
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24