Jako komendant główny byłem podsłuchiwany - stwierdził były szef policji Zbigniew Maj podczas czwartkowej konferencji prasowej. Funkcjonariuszom CBA przeprowadzającym w środę jego zatrzymanie zarzucił przekroczenie uprawnień. Sam zapewniał, że "nie ma nic do ukrycia"i "nie naraził ani interesu publicznego, ani interesu śledztwa".
Zbigniew Maj oraz byli dyrektorzy łódzkiej i poznańskiej Delegatury CBA zostali zatrzymani w środę rano przez agentów CBA na polecenie prokuratury. Zostali przewiezieni do Rzeszowa, gdzie odbyły się czynności procesowe z ich udziałem. Były komendant główny policji usłyszał w środę wieczorem 10 zarzutów, między innymi ujawniania informacji z prowadzonych postępowań karnych oraz na temat planowanych dopiero czynności.
Zgodził się na podawanie przez media swego nazwiska.
"Zajścia na 100 procent przygotowane"
Na czwartkowej konferencji prasowej w Poznaniu Maj wyraził opinię, że doszło do przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy, którzy go zatrzymywali.
Jak mówił, "oprócz wejścia do mojej posesji nastąpiło wejście do drugiego mojego domu". - W czynnościach uczestniczył 80-letni teść, który (...) nie był do tego w ogóle upoważniony, bo nie jest to osoba, której zleciłem możliwość wykonywania czynności w moich pomieszczeniach - tłumaczył.
Przypomniał, że funkcjonariusze Centralnego Biura Antykorupcyjnego, wychodząc z jego domu "wynosili wielki kosz dokumentów". Podkreślił, że sugestie medialne "były takie, że ten kosz jest z dokumentami zabezpieczonymi u mnie". - Ale nie, szanowni państwo, ten kosz był przyniesiony wcześniej - opowiadał, zwracając się do dziennikarzy.
Jak mówił, czynności w jego domu trwały około trzech godzin, po czym został przewieziony do Prokuratury Regionalnej w Rzeszowie. - Mimo upływu czasu i późnej godziny, (…) na zapytanie pani prokurator, wykonującej czynności, czy będę uczestniczył w czynnościach, powiedziałem: tak, nie mam nic do ukrycia - relacjonował.
"Byłem podsłuchiwany"
Maj mówił, że materiał dowodowy zebrany przez śledczych w jego sprawie w przeważającej mierze pochodzi "z kontroli korespondencji, czyli z podsłuchów". - Oficjalnie mówię, że wynika z tego, że jako komendant główny byłem podsłuchiwany – powiedział.
Jak dodał, "każdy funkcjonariusz i każda osoba zajmująca się czynnościami operacyjnymi wie, że to jest ostateczność". - Więc zapytuję, jak to się stało i jaki jest materiał dowodowy, oraz jaka jest podstawa prawna, że po kilku dniach bycia przeze mnie komendantem głównym policji takie środki były w stosunku do mnie zastosowane? I czy chodziło tylko i wyłącznie o udokumentowanie popełnienia przestępstwa, czy również o informacje, z kim się kontaktuję, jak się kontaktuję, o czym rozmawiam? – dopytywał Maj.
"Nie naraziłem ani interesu publicznego, ani interesu śledztwa"
Jak mówił Maj, zarzuty wobec niego dotyczą głównie informacji ze śledztw, które miał przekazywać dziennikarzom. - Jako komendant główny policji ustawowo jestem zobligowany, żeby państwa (dziennikarzy - red.) informować o sytuacjach, które mają miejsce w śledztwach. Robiąc to, na pewno nie naraziłem ani interesu publicznego, ani interesu śledztwa, a dbałem tylko o wizerunek mojej instytucji, którą wtedy kierowałem - podkreślił Maj. - Dwa kolejne zarzuty, które usłyszałem, to było podżeganie do przekroczenia uprawnień dwóch dyrektorów biur Centralnego Biura Antykorupcyjnego, to jest dyrektora biura w Łodzi i w Poznaniu. Pomijam fakt, że osoby te są mi znane od wielu lat, oczywiście do tych zarzutów się również nie przyznaję – mówił. Dodał, że zarzuty w jego ocenie nie mają pokrycia w materiale dowodowym. - Wczoraj wyjaśniałem tę kwestię i myślę, że moje wyjaśnienia były na tyle skuteczne, że pani prokurator, ani w stosunku do mnie, ani do panów dyrektorów, nie występowała z wnioskiem o tymczasowe aresztowanie - opowiedział Maj.
"Boję się tylko Boga"
Pytany, czy nadal chce się ubiegać o fotel prezydenta Kalisza, powiedział, że "po wczorajszych zajściach" zastanawiał się nad tym. - Uważam, że nie mogę odpuścić. Gdybym odpuścił, mogłoby to być odebrane jako moje obawy. Ja się niczego nie obawiam, boję się tylko Boga - dodał.
- Trzy, cztery tygodnie temu grupa osób z mojego miasta, z Kalisza, zwróciła się do mnie, czy nie zastanowiłbym się nad reprezentacją tych osób w wyborach prezydenckich w Kaliszu. Ktoś spyta: jaki tu związek? Mam prośbę do ministra sprawiedliwości (…), by odtajnić teczki personalne źródeł i wykonać inne czynności w kierunku uzyskania informacji operacyjnych na mój temat: skąd one płynęły, skąd oficerowie CBA mieli wiedzę. Ci oficerowie już nie pracują w CBA, oni dziś są szefami spółek. Powiem więcej: sprawa dotyczy poniekąd władz miasta Kalisza - powiedział. Proszony przez dziennikarzy o bliższe wyjaśnienia, powiedział, że zamierza zainteresować sprawą kilku dziennikarzy śledczych. - Zobaczycie państwo, jak wygląda połączenie polityki lokalnej z polityką krajową - zapewnił.
Autor: ads//rzw / Źródło: PAP, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24