- Czas mi się zatrzymał na moment - stwierdził Zbigniew Hołdys, komentując doniesienia portalu OKO.press, z których wynika, że w lipcu zeszłego roku policyjni tajniacy obserwowali jego spotkanie z przedstawicielami opozycyjnych młodzieżówek.
Portal OKO.press dotarł do informacji na temat policyjnej operacji "Sejm" i kilku jej podoperacji przeprowadzonych w trakcie ubiegłorocznych protestów przeciwko zmianom w sądownictwie forsowanym przez PiS. Demonstrujący domagali się między innymi zawetowania przez prezydenta ustaw autorstwa PiS.
W ramach tych działań policjanci pilnowali parlamentu, Pałacu Prezydenckiego i siedziby telewizji państwowej. Wśród zmobilizowanych funkcjonariuszy byli m.in. członkowie wydziałów do walki z terrorem kryminalnym i zabójstw, do walki z cyberprzestępczością i z wywiadu kryminalnego.
W ramach akcji - jak podaje portal - policyjni tajniacy mieli obserwować jeden z lokali na warszawskim Muranowie, gdzie przedstawiciele partyjnych młodzieżówek, między innymi Platformy Obywatelskiej, Nowoczesnej i Sojuszu Lewicy Demokratycznej - zjednoczeni jako Demokratyczny Front Młodych - spotkali się z muzykiem Zbigniewem Hołdysem. Dyskutowali o sytuacji w kraju.
"Czas mi się zatrzymał na moment"
Pytany, co poczuł, kiedy dowiedział się o obserwacji jego spotkania z młodymi ludźmi, Hołdys odparł, że czas mu się zatrzymał na moment.
- Tak jakbym się stał z kamienia, nie wiedziałem, co zrobić - dodał.
Hołdys zaznaczył, iż od jakiegoś czasu docierały do niego informacje, że jest obserwowany.
- Zaprosili młodzi aktywiści z różnych organizacji politycznych, młodzieżowych. Tam byli (na spotkaniu -red.) ludzie z Nowoczesnej, z Platformy, ludowcy, z Partii Razem. Tylko, jak teraz się dowiedziałem, nie było nikogo z PiS - relacjonował Hołdys.
- Oni chcieli ode mnie się dowiedzieć, jak taki ktoś (jak Zbigniew Hołdys - red.) przetrwał. Co robił w życiu. Jak sobie znajdował ścieżkę, żeby się nie uwikłać - mówił muzyk.
- Opowiadałem im o swoim życiu, o swoich przygodach, wpadkach, o presji, bo większość mojego życia, także i dzisiaj trwająca część, to jest jednak (funkcjonowanie - red.) w systemie opresyjnym - opowiadał.
Jak podkreślił, "nie było żadnych porad bojówkarskich".
"To jest bezczelny kłamca"
Muzyk odniósł się do słów ministra MSWiA Joachima Brudzińskiego z wtorkowego wydania programu "Fakty po Faktach". Hołdys stwierdził, że treść jego wpisu na Twitterze cytowana przez ministra, została przez niego przeinaczona.
Brudziński zapytany w "Faktach po Faktach" o powody obserwacji działaczy partyjnych młodzieżówek z Hołdysem mówił: "Młodzi ludzie przed manifestacją skrzykują się na spotkania, akurat padło na pana Hołdysa, który też jest człowiekiem - ma do tego święte i niezbywalne prawo - pełnym temperamentu i też różne rzeczy pisze. Podam tu jeden cytat: "gdyby społeczeństwo polskie było wyedukowane, wiedziałoby, kim jest Trump, powinno go przywitać tak jak mieszkańcy Hamburga". Pamięta pani (zwrócił się do prowadzącej program - red.), jak mieszkańcy Hamburga przywitali Donalda Trumpa, płonęły samochody, były rozbijane witryny sklepowe, były wielkie zadymy, burdy na ulicach".
- Dostałem skrętu kiszek, jak go (Joachima Brudzińskiego - red.) słuchałem. To jest bezczelny kłamca. Co drugie zdanie, które on wygłasza, dałoby się zakwestionować - ocenił Hołdys.
Muzyk stwierdził, że jego wpisy w portalu społecznościowym "są fragmentarycznie cięte i puszczane jako całość"
- Napisałem, że widząc, jak przygotowywano barykady i manifestacje na przyjazd Trumpa do Niemiec, że gdyby Polacy byli lepiej wyedukowani, wiedzieliby, kim jest Trump, przywitaliby go tak samo - wytłumaczył. - Następnego dnia, kiedy doszło do zamieszek, natychmiast wyrzuciłem tego tweeta i napisałem "sorry, to nie to" - wyjaśnił Hołdys.
Autor: KR//plw//kwoj / Źródło: tvn24