- Niektóre ciała były w ubraniach, niektóre rzucone jak bydło. Jednemu ręka zwisała, drugiemu noga. Szok. Taki widok zapamiętuje się do końca życia - mówi mężczyzna, który w warszawskim Zakładzie Medycyny Sądowej miał obejrzeć ciało szwagra. Zobaczył zwłoki wielu ludzi, które leżały na deskach w kontenerach, rzucone jedne na drugie, gorzej niż bydło.
- Spodziewałem się, że będzie jak na filmach. Podjedziemy, będzie nazwisko nieboszczyka, wyciągną go z chłodni, zobaczy się i wyjdzie - mówi mężczyzna, który chce pozostać anonimowy.
Jednak rzeczywistość okazała się koszmarnym przeżyciem. Strażnik zaprowadził rodzinę za budynek, bo jak się okazało, to właśnie tam znajduje się przechowalnia zwłok. W jednym ze stojących tam kontenerów były zwłoki szwagra, który kilka dni wcześniej zginął w wypadku samochodowym. - Zobaczyliśmy zwłoki kilkunastu, kilkudziesięciu ludzi. Rzucone na stelażach pokrytych deskami - mówi mężczyzna.
W czarnym worku, nieumyte
Ciało, którego szukali, leżało wśród innych ciał. Dokładnie w takim stanie, w jakim zabrano je z miejsca zdarzenia. - W czarnym worku, nieumyte - dodaje mężczyzna. Tuż obok leżały inne ciała, nieosłonięte folią. - To był szok - mówi.
Kierownik zakładu medycyny sądowej w Warszawie przyznaje, że często w ciągu doby przywożonych jest po kilkadziesiąt ciał. - I wtedy leżą obok siebie, co wynika ze szczupłości miejsca. Część zwłok leży na wózkach - mówi dr Paweł Krajewski, kierownik Katedry Zakładu Medycyny Sądowej WUM. Według Krajewskiego smród, jaki się unosi w chłodni, spowodowany jest przez przestarzały sprzęt, który służy od lat 80.
- Musimy mieć więcej powierzchni, wtedy zwłoki nie będą leżały jedne przy drugich - mówi Krajewski.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24