Czy katastrofa kolejowa pod Szczekocinami to wina człowieka, sprzętu czy wieloletniego niedoinwestowania polskich kolei? Wyniki badań komisji poznamy najwcześniej za kilka tygodni, ale eksperci i kolejarze przyznają - na kolej ciągle brakuje pieniędzy.
Katastrofą kolejową pod Szczekocinami zajęła się już komisja badania wypadków kolejowych, a także prokuratura w Częstochowie. Żmudne postępowanie potrwa zapewne wiele tygodni, chociaż pierwsze ustalenia już są - wiadomo, że pracownicy kolei odpowiedzialni za regulację ruchu nie byli pod wpływem alkoholu.
Na inne pytania, w tym to, dlaczego dwa rozpędzone pociągi jechały jednym torem z przeciwnych kierunków, odpowiedź mogą dać "czarne skrzynki" z lokomotyw, które rejestrują każde działanie maszynisty i urządzeń w lokomotywie.
Niewyjaśnionych kwestii jest jednak więcej. Czy sygnalizacja była sprawna? Czy system zadziałał, czy ktoś zignorował komunikaty? Być może znak "stop" zignorowali albo nie zauważyli go maszyniści.
"Kolej jak worek bez dna"
Choć w dobie komputerów, bezprzewodowej łączności i elektronicznego sterowania ruchem wydaje się, że niemożliwe jest przeoczenie usterki, warto przyjrzeć się, jak działa system bezpieczeństwa na kolei. Bezpieczeństwo powinno być i jest priorytetem. Ale eksperci zwracają uwagę, że inwestycje w infrastrukturę kolejową są zbyt małe, podobnie zresztą jak środki na całą kolej.
- Przez wiele lat na kolej patrzono jak na worek bez dna, w który nie warto wkładać pieniędzy. Skutkowało to tym, że pod hasłem bezpieczeństwa ograniczało się prędkości. Jeśli tory się niszczyły, to się jeździło wolniej, by było bezpieczniej - mówi Jakub Majewski, były prezes Kolei Mazowieckich. - Urządzenia na kolei albo nie są nowoczesne, albo są niewłaściwie konserwowane, co w efekcie przekłada się na ich większą zawodność - dodaje prof. Stanisław Krawiec z Wydziału Transportu Politechniki Śląskiej.
Potwierdzają to kolejarze - brakuje pieniędzy na remont torowisk i trakcji, a także na szkolenia i kształcenie młodej kadry technicznej. - Tego o kolei nikt nie chce mówić - mówi Ryszard Dolata, z NSZZ Solidarność PKL. - Spłyca się to do kolejek do kas i brudnych wagonów. I na tym sprawa się kończy.
W związku z katastrofą infolinię nt. poszkodowanych uruchomiło działające przy wojewodzie śląskim Wojewódzkie Centrum Zarządzania Kryzysowego. Numery telefonów to 32 20 77 201 i 32 20 77 202.
Źródło: Fakty TVN