Zatrzymanie przez agentów CBA Michała Domaradzkiego, szefa biura bezpieczeństwa i zarządzania kryzysowego w stolicy, było niezasadne - uznał w poniedziałek szczeciński sąd. Chodzi o głośne przed dwoma laty śledztwo, które uderzało wizerunkowo w prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego.
Na decyzję sądu Domaradzki musiał czekać ponad dwa lata. Akta sprawy tak intensywnie krążyły między różnymi szczeblami sądów - aż do Sądu Najwyższego - i prokuratur, że rozpatrujący jego zażalenie szczeciński sąd musiał na nie czekać w kolejce.
Długo czekałem na oczyszczenie swojego nazwiska. W końcu usłyszałem, że moje zatrzymanie było niezasadne. To ważne dla mnie również dlatego, że jestem byłym funkcjonariuszem policjimówi w rozmowie z tvn24.pl. Domaradzki, który dziś pełni funkcję szefa pionu bezpieczeństwa w jednej ze spółek skarbu państwa.
Przypomnijmy, że agenci CBA pojawili się w stołecznym centrum bezpieczeństwa w listopadzie 2022 roku. W miejscu pracy zatrzymali emerytowanego generała policji i przewieźli go do szczecińskiej prokuratury regionalnej. Działali na polecenia prokuratora, który prowadził śledztwo dotyczące wymiany SMS-ów między Domaradzkim a prokurator Ewą Wrzosek. Następnie - w grudniu - prokuratura ujawniła treść wiadomości, które między sobą oboje wymieniali.
"Ewa muszę wiedzieć o krwi pierwszy. Znaczy po Tobie" - takiego SMS-a miał wysłać dyrektor centrum bezpieczeństwa.
Tajne promile
Chodziło wtedy o wyniki badania krwi na zawartość alkoholu i narkotyków kierowcy miejskiego autobusu, który spowodował wypadek, w którym zginął pasażer, a rannych zostało dwadzieścia osób.
Prokurator ze Szczecina uznał, że Wrzosek zdradziła tajemnicę śledztwa Domaradzkiemu. A ten miał być zainteresowany wynikami badań kierowcy dla własnej korzyści, czyli "zabłyśnięcia" przed prezydentem miasta.
Jednocześnie trwała kampania wyborcza na prezydenta Polski, a kontrkandydatem dla Andrzeja Dudy był właśnie prezydent Warszawy. Media związane z PiS, w tym publiczna telewizja, używały sprawy instrumentalnie.
- Postawiono mi zarzuty w sprawie urzędowej związanej z moim funkcjonowaniem jako dyrektora pionu bezpieczeństwa miasta - wyjaśniał dziennikarzom sam Domaradzki.
Jak tłumaczył, informacja o stanie kierowcy była o tyle istotna, że każdego dnia na ulice stolicy wyjeżdżało kilkaset autobusów, w tym należące do firmy zewnętrznej. Urzędnikom chodziło o sprawdzenie, jak działają procedury dopuszczania kierowców do pracy, kontrolowanie ich pod kątem alkoholu i narkotyków. Co więcej, Domaradzki współtworzył centrum zarządzania bezpieczeństwem miasta, do którego na bieżąco np. spływały meldunki stołecznej policji z informacjami o wypadkach, stanie kierowców etc.
Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego nie zgodziła się uchylić immunitetu prokurator Ewie Wrzosek. W konsekwencji śledztwo (przeniesione już do prokuratury w Łodzi) wobec Michała Domaradzkiego zostało umorzone wiosną ubiegłego roku.
- Analiza zgromadzonego materiału doprowadziła do przekonania, że zarzucany mu czyn nie stanowi przestępstwa. Michał Domaradzki działał zgodnie ze swoimi kompetencjami, jego działanie było w interesie publicznym - mówił Krzysztof Bukowiecki, rzecznik prasowy Prokuratury Regionalnej w Łodzi.
Sposób prowadzenia szczecińskiego śledztwa został poddany kontroli przez zespół prokuratorów. Wyniki zostały opisane w drugiej już części raportu, który został opublikowany w ostatnich dniach kwietnia.
"Zachodzi konieczność rozpatrzenia zachowania prokuratorów inicjujących, prowadzących i nadzorujących postępowanie (...) pod kątem odpowiedzialności karnej, zwłaszcza w zakresie wykorzystywania w prowadzonych czynnościach procesowych niedozwolonych technik specjalnych (Pegasus - red.)" - tak brzmi główna konkluzja.
Autorka/Autor: Robert Zieliński/lulu
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Tomasz Zieliński / tvnwarszawa.pl