25-latek, który śmiertelnie postrzelił instruktora na strzelnicy w Chorzowie, oddał do niego nie jeden, a kilka strzałów - ustalili śledczy. Na razie mężczyzna zamiast za kratki, trafił na obserwację psychiatryczną, bo twierdzi, że jest chory. Materiał magazynu "Polska i Świat"
25-latek nie zabił instruktora na strzelnicy przez przypadek, ale jak twierdzą śledczy, z premedytacją. Po dwóch godzinach treningu, mężczyzna został sam na sam z trenerem. Wtedy też doszło do tragedii.
- Odwrócił sił w jego kierunku i oddał jeden strzał. Instruktor upadł, wówczas mężczyzna strzelił do leżącego instruktora jeszcze kilka razy - mówi Andrzej Sikora z Prokuratury Rejonowej w Chorzowie.
Po tragedii 25-latek zaczął chować broń i amunicję do torby. Kiedy na miejscu pojawili się pracownicy strzelnicy, doszło do wymiany ognia. W międzyczasie przyjechała policja. Napastnik poddał się. W drodze do radiowozu zaczął krzyczeć: "jestem chory". Natychmiast trafił do szpitala psychiatrycznego na obserwację.
- Gdy tylko będzie można przeprowadzić z nim czynności procesowe, usłyszy zarzut usiłowania zabójstwa drugiego współpracownika - mówi prokurator Sikora.
Ograniczyć dostęp do broni?
Po tragedii w Chorzowie padają pytania, czy dostęp do broni na strzelnicach jest bezpieczny.
W obowiązujących przepisach nie ma mowy o kontroli alkomatem czy o obowiązkowych badaniach psychiatrycznych. Wszystko jest w rękach instruktorów. To oni według rozporządzenia odpowiedzialni są za bezpieczeństwo. Słychać jednak głosy, że warto ograniczyć dostęp do broni na strzelnicach. Policja i MSW nie wykluczają zmian przepisów.
- Po takim wydarzeniu należy zrobić analizę tych zapisów - mówi Małgorzata Woźniak z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.
Jednak Tomasz Kowalski, instruktor strzelectwa podkreśla, że trzeba uważać, żeby nie wylać dziecka z kąpielą. - Taka decyzja, jeżeli by zapadła, oznaczałaby śmierć dla wszystkich komercyjnych strzelnic w Polsce - uważa Kowalski.
Autor: MAC//plw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24