Lekarka, która odmówiła wykonania badania krwi zatrzymanemu przez policję mężczyźnie, została zakuta w kajdanki. Teraz sprawę trzeba będzie wyjaśnić, ponieważ zatrzymanie było bezprawne. Kobieta twierdzi, że nie mogła zrobić badania bez zgody zatrzymanego.
Jak pisze "Gazeta Wyborcza" podczas nocnego dyżuru w w szpitalu w Piotrkowie Trybunalskim na izbę przyjęć przyjechali policjanci z zatrzymanym mężczyzną. Chcieli, by dyżurująca lekarka pobrała od zatrzymanego krew do badania. Powiedziała, że nie może tego zrobić bez zgody mężczyzny, bo złamałaby prawo. Mężczyzna nie wyraził zgody na badania.
Po zakończonym dyżurze lekarka chciała wrócić do domu. Została jednak zatrzymana przez policję i zabrano ją - skutą w kajdanki - na komisariat, gdzie zarzucono jej utrudnianie postępowanie przygotowawczego.
Kajdanki to przesada
- Pani doktor miała rację - pacjent ma prawo odmowy zgody na udzielenie świadczeń zdrowotnych - powiedział szef łódzkiej izby lekarskiej dr Grzegorz Krzyżanowski.
- Po co ją zatrzymywali? - zastanawia się Piotr Kładoczny z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. - A kajdanki to już zupełna przesada.
Zakuli kobietę, bo mogłaby uciec
Komenda Wojewódzka Policji w Łodzi nie widzi problemu. Jak mówi Jarosław Gwis z zespołu prasowego, on w takich sytuacjach zawsze zakuwa w kajdanki - żeby zapobiec ucieczce albo stawianiu oporu.
Lekarka złożyła zażalenie na zatrzymanie do piotrkowskiego sądu i skargę do izby lekarskiej. Jej prezes chce, by sprawę wyjaśnili minister spraw wewnętrznych, rzecznik praw obywatelskich i komendant główny policji.
Źródło: gazeta.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24