Jest mi o wiele lżej, zrzuciłem ciężar. Niestety musiałem zrobić to publicznie, w inny sposób się nie dało - przyznał Jakub Pankowiak, jeden z bohaterów nowego filmu braci Sekielskich "Zabawa w chowanego", który opowiada historię kilku chłopców molestowanych przez jednego księdza. Jak mówił, do tej pory nie usłyszał od swojego oprawcy słów przeprosin. - Dziś te słowa "przepraszam" będą padać tylko z tego powodu, że ukazał się film i że mleko się rozlało - stwierdził.
W sobotę na YouTube miał premierę drugi film dokumentalny braci Tomasza i Marka Sekielskich o pedofilii wśród księży. "Zabawa w chowanego" skupia się na historii trzech molestowanych przez jednego księdza chłopców. Film skomentował już prymas Polski, arcybiskup Wojciech Polak. "Nie dochowano obowiązujących w Kościele standardów ochrony dzieci i młodzieży" - napisał w oświadczeniu, zamieszczonym na stronie internetowej Konferencji Episkopatu Polski.
"Musiałem zrobić to publicznie, w inny sposób się nie dało"
Jednym z bohaterów produkcji jest Jakub Pankowiak. W sobotę mówił w rozmowie z TVN24, jak wpłynęła na niego praca przy filmie. - Nagrania do filmu były swego rodzaju terapią, która pomogła mi tak naprawdę pozbyć się go (księdza Arkadiusza H. - red.) z głowy i dziś mogę powiedzieć, że już go ze mną nie ma - wyznał.
- Jest mi o wiele lżej, zrzuciłem ciężar. Niestety musiałem zrobić to publicznie, w inny sposób się nie dało - mówił dalej. Wyraził przekonanie, że pomogło to nie tylko jemu, ale "też pomoże innym pokrzywdzonym". - Nie tylko przez księży pedofilów, ale także przez innych, którzy krzywdzili - uznał.
"To, że dzisiaj cała Polska się o nim dowiedziała, jest w moim mniemaniu wystarczającą karą"
Mówiąc o sprawie księdza ukazanego w materiale, przekazał, że jest ona "nadal w prokuraturze". - Niestety nie wpłynęła jeszcze do sądu z różnych przyczyn. Wiem, że ksiądz był wysyłany po raz trzeci na badania seksuologiczne, które wcześniej potwierdzały jego zaburzenia seksualne. Postępowanie w prokuraturze trwa już 1,5 roku. Wydaje się, że to całkiem długo. Pani prokurator, która prowadzi sprawę, bardzo się stara, żeby w końcu doprowadzić ją do sądu - powiedział.
Pytany, czy jego oprawca zostanie ukarany, Jakub odparł, że "największą karą dla niego jest to, co dzisiaj się dzieje". - To, że jest antybohaterem dzisiejszego filmu, że ludzie przestali się go bać, przestali się bać konfrontacji z nim, przestali się bać o tym mówić i są silni - wyliczał.
- To, że dzisiaj cała Polska się o nim dowiedziała, jest w moim mniemaniu wystarczającą karą i szczerze mówiąc na dzień dzisiejszy już niespecjalnie nawet mi zależy na tym, żeby usłyszał jakiekolwiek wyrok. To jest człowiek, który ma pięćdziesiąt kilka lat, schorowany, więc nie miałbym żadnej satysfakcji z tego, że będzie siedział w więzieniu - dodał.
"Nie oczekuję przeprosin, bo one już nie mają dla mnie żadnej wartości"
Jeden z bohaterów filmu braci Sekielskich przyznał, że nie usłyszał od księdza, który go wykorzystywał słowa "przepraszam". Ocenił przy tym, że "to 'przepraszam' już dziś nie ma takiej mocy, jaką mogłoby mieć rok temu, dwa lata temu, kiedy kuria się o tym dowiadywała". - Dziś te słowa "przepraszam" będą padać tylko z tego powodu, że ukazał się film i że mleko się rozlało. Więc na dzień dzisiejszy nie oczekuję przeprosin, bo one już nie mają dla mnie żadnej wartości - dodał.
Jakub mówił także, iż odnosi wrażenie, że "ludziom chyba wydaje się, że molestowanie seksualne można porównać do złamanej ręki z przeszłości". - Że to się kiedyś wydarzyło, wyleczyło i można żyć spokojnie dalej. To są ślady w psychice człowieka, które tak naprawdę często są powodem zakończenia życia albo trwają do końca życia, a w najlepszym wypadku wychodzenie z nich trwa kilka, kilkanaście lat - przekonywał.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24