We Wschowie w tajemniczych okolicznościach z dnia na dzień padły pszczoły z czterech pasiek. Łącznie około pięciu milionów sztuk. Pszczelarze poszukują winnego, który najprawdopodobniej wytruł im owady nielegalnymi opryskami pól. W rozmowie z reporterem "Faktów TVN" przestrzegają też, że dramat może się rozszerzyć wiosną.
- Tu w naszej okolicy coś się stało. Ktoś coś opryskał, ktoś coś wylał. Nie możemy powiedzieć co i gdzie - mówi Piotr Mały, pszczelarz z Wschowa. W jego wiosce straty są "potworne". Do podobnego pomoru pszczół doszło niewiele wcześniej w pobliskiej Przyczynie Dolnej (woj. lubuskie).
Pszczelarze są przekonani, że owady wybił jakiś chemiczny oprysk na pobliskich polach. Nie udało im się jednak znaleźć śladów. Martwe pszczoły zostaną przebadane i być może wtedy uda się ustalić przyczynę masowego pomoru. Prof. Paweł Chorbiński z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu przestrzega, że ślady mogły już ulec zatarciu. Wiele preparatów ma szybko się rozkładać.
Pszczelarze z Wschowa przestrzegają, że problem może nie ograniczyć się do ich uli. Inne owady mogą roznieść po okolicy zgnilca, chorobę zakaźną pszczół, na którą nie ma lekarstwa. - Z wiosną może być tragedia w wielu innych pasiekach - twierdzi Anna Apolinarska, pszczelarz, która teraz straciła swoje ule.
Autor: mk//gak / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24